Pamiętacie jeszcze, jak to było,
kiedy baśnie mroziły Wam krew w żyłach, podstępy okrutnych
wiedźm przyprawiały o szybsze bicie serca, a niepewność i obawa o los bohatera nie pozwalały przerwać lektury? Na pewno nie doświadczycie
tego, czytając dzieciom współczesne wygładzone opowiastki, ale po
latach lektur nawet osławione wersje braci Grimm mogą się okazać
nie dość wstrząsające. Polecam Wam wtedy gorąco Czerwonego
Kapturka w miejskiej dżungli...
Historia jest ta sama: Sophia idzie
odwiedzić chorą babcię. Wielkie miasto zastępuje baśniowy las.
Wszyscy patrzą, ale nikt cię nie widzi. Jest magia i muzyka. Jest
mroczne serce lasu, w którym można znaleźć prawie wszystko,
czego się pragnie.
Są współczesne niebezpieczeństwa, o
ileż bardziej przemawiające do wyobraźni niż wilk pożerający
babcię.
Są reguły, które Sophia dopiero
poznaje. Jak ta, że puste ścieżki nigdy nie są naprawdę puste.
To bardzo trudna lekcja.
Jest myśliwy. Na szczęście...
Więcej Wam nie powiem. Znacie bajkę,
prawda? No właśnie... znacie?
Miasta są różne, więcej: nawet
poszczególne dzielnice rzadko są do siebie podobne. Ale
miasto, które przedstawia Roberto Innocenti (co za nazwisko w tym
kontekście!), od pierwszej do ostatniej strony jest mroczne: ciemne,
brudne, zatłoczone i niebezpieczne. I choć bardzo realistyczne, na
usta ciśnie się: upiorne. Przytłaczające i groźne.
Autor nadał nowe znaczenie odwiecznej zasadzie „nie ufaj nieznajomym“. A na bogatych ilustracjach umieścił wiele smutnych szczegółów. To drobiazgi budują przygnębiającą atmosferę, realistyczną do bólu. Począwszy od laptopa, którym bawi się malutka siostra Sophii...
Tekst jest poetycki, maksymalnie
oszczędny, ale bardzo istotny. Choć historia zawiera się głównie
we wspaniale narysowanych, doskonale przemyślanych komiksowych obrazach. Wstrząsających.
Do tego jeszcze rama: kolorowa
babuleńka snująca opowieść. Tak bardzo niepasująca do świata
zamkniętego na kartach książki, że zakrawa na żart. Ale łagodzi:
przypomina, że to tylko baśń. Jedna z wielu baśni z jednym z
wielu możliwych zakończeń.
Książka jest przeznaczona dla dzieci
co najmniej szkolnych. I starszych. I jeszcze starszych.
Czy potrzeba aż tak dosłownego
przekazu, czy dzisiejsze dzieci nie zwracają już uwagi na wilka z
takimi wielkimi oczami i takimi wielkimi zębami? Nie wiem. Ale jako
adaptacja baśni książka Innocentego jest genialna. I jako historia
– po prostu nie może pozostawić obojętnym.
Mnie porwała... przeczytałam
(obejrzałam) na podłodze w bibliotece, zapominając zupełnie,
gdzie jestem. Za drugim, trzecim razem wrażenie wcale nie słabnie.
Niesamowita.
Pamiętajcie, dzieci – baśnie są
jak niebo.
Mogą się zmieniać, przynosić
niespodzianki, zaskoczyć was,
gdy będziecie bez płaszczy.
Można się w nie wpatrywać bez końca,
ale i tak nigdy
naprawdę nie wiadomo, co się stanie
dalej.
Roberto Innocenti, Aaron Frisch, Czerwony Kapturek w wielkim mieście
Oprawa twarda
Stron: 28
Wydawnictwo Media Rodzina
Książka jest magiczna! Bardziej to powieść graficzna z całym bogactwem detali i drobiazgów, z których każdy ma swoje ukryte znaczenie.
OdpowiedzUsuńhttp://magdallenamagazine.blogspot.com/2014/07/czerwony-kapturek-w-wielkim-miescie.html