„Pokonałeś mnie twym przykładem“

Na Święta – po dwóch nieudanych podejściach do innych książek – postanowiłam sięgnąć po coś w temacie, czyli powieść religijną. Sam gatunek lubię, natomiast nieczęsto czytam tego typu książki, bo zwykle są bardzo słabo napisane i poza niezłą (w najlepszym razie) treścią nie oferują nic więcej. Tym razem na szczęście było inaczej!



Głównym bohaterem jest Franciszek, katolicki misjonarz, który powoli dojrzewał do swojego powołania. Z jednej strony pokorny, z drugiej – nieugięty i śmiały, długo szukał swojego miejsca w Kościele. Dla wielu (niekoniecznie „złych“!) był solą w oku, z wieloma nie umiał się zgodzić, ale był też otwarty i dobry, co zjednywało mu przyjaźń wielu innych. Poznajemy go jako małego chłopca, obserwujemy jego pierszą miłość, młodzieńcze wybory, pobyt na pierwszej parafii (który można podsumować cytatem: Ojciec Kezer [proboszcz] wyglądał dziwnie bezwładny. Wszelka wojowniczość opuściła go. W ciągu ostatnich dziesięciu lat wykończył więcej wikariuszy niż Henryk VIII żon. A teraz wikariusz [ks. Franciszek] wykończył jego), wreszcie wyzwanie, jakim jest wyjazd na misję do Chin: bez żadnych znajomości i żadnych funduszy, jedynie po rocznym kursie języka.


Książka ma już swoje lata, bo została napisana w pierwszej połowie XX wieku. Akcja obejmuje całe życie głównego bohatera, od dzieciństwa pod koniec XIX wieku do osiągnięcia przez niego wieku 70 lat. Mieści się w tym okresie I wojna światowa, i choć w tym czasie przebywamy w Chinach, a więc wydarzenia, które opanowały Europę, odbijają się jedynie echem, to jednak dla współczesnego czytelnika Klucze Królestwa są po trosze książką historyczną. Większa jej część dzieje się w Państwie Środka, co jest dodatkowym atutem: nie ma tu co prawda szczegółowych opisów, ale nakreślone przez autora tło wystarcza, by poczuć, że znajdujemy się na obcej ziemi.


Powieść jest pozbawiona taniego dydaktyzmu, częstej przypadłości tego typu literatury. Ksiądz Franciszek jest postacią z krwi i kości. Człowiek wielkiej wiary, szczery, skromny, ale mimo wszystko prawdziwy i nie zawsze budzący sympatię; mający też swoje granice. Swoją postawą tolerancji, miłości, otwartości na dialog misjonarz bardzo przypominał mi o. Christiana z Ludzi Boga. Czasem faktycznie ścieżki prostują się przed bohaterem zbyt nieoczekiwanie, ale autor uratował postać, zostawiając jej jedną porażkę do samego końca. 


Niby dużo się tu dzieje – wydarzeniami z życia księdza Franciszka można by obdzielić kilka osób. Nic dziwnego, że w pewnym momencie mężczyzna ocknął się i zorientował, że życie minęło mu nie wiadomo kiedy – tak był zapracowany. A jednak jakoś powoli płynie akcja; nie jest rozwlekle, ale spokojnie.


To dobrze napisana, kojąca powieść o dobrym, niosącym pokój człowieku. Kiedy macie ochotę na niekoniecznie bardzo wymagającą, ale jednak niezłą książkę. Na pewno nie tylko dla wierzących, choć dla nich przede wszystkim – między innymi jako rachunek sumienia. Ale innym też polecam.


Moja ocena: 7+/10.


Archibald Joseph Cronin, Klucze Królestwa

Instytut Wydawniczy PAX

4 komentarze:

  1. To właśnie lubię i cenię na twoim blogu - że z religijnej literatury potrafisz wyłuskać te najbardziej atrakcyjne i wartościowe dla czytelnika. Nie będę zapewniać, że sięgnę po tę książkę, ale będę ją miała na uwadze. W końcu taka lektura wymaga odpowiedniego nastroju.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ogóle na każdą lekturę muszę mieć odpowiedni nastrój :) Dlatego czasem pożyczam książkę kilka razy, zanim wreszcie uda mi się ją przeczytać ;)

      Usuń
  2. Jeśli ta recenzja jest opublikowana w styczniu i jeśli jeszcze jakieś masz ze stycznia przed 2000 r. po raz pierwszy wydane to podeślij mi linki do odsłony styczniowej wyzwania OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA :) http://kraina-ksiazek-stelli.blogspot.com/2014/01/rozpoczynamy-wyzwanie-ocalic-od.html Liczą się już one do wyzwania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja jakoś nie czuje tej pozycji więc raczej się nie skusze :)

    OdpowiedzUsuń