Wyszłam za mąż jak na wolność...


Anna Janko, Dziewczyna z zapałkami
Wydawnictwo Nowy Świat

Anna Janko (ur. 1957) jest poetką, córką mojej ulubionej Teresy Ferenc i Zbigniewa Jankowskiego. Wierszy jeszcze nie znam, przeczytałam natomiast jedyną powieść, Dziewczynę z zapałkami. Powieść osobistą: nie autobiograficzną, ale karmioną własnym życiem autorki. Odczucia mam mieszane.

Bohaterką-narratorką jest Hanka, młoda kobieta rozczarowana życiem, miłością, rzeczywistością. Wyszła za mąż i nawet nie zdążyła się zachłysnąć wolnością, bo od razu wpadła w pułapkę samotności, braku porozumienia, szarości, życia z dnia na dzień. W codzienności powoli rozmywa się jej własne "ja", maleją ambicje, pęcznieją żale... Pierwsze parędziesiąt stron to stopniowe wkraczanie w dorosły świat, bolesne wrastanie w życie, zbliżanie się do granicy córka – żona; czas, w którym spotyka się wstydliwość i cielesność, strach i pożądanie, nadzieje i obawy. A potem następuje gwałtowne zderzenie i pozostaje tylko mętna szarość, szarość zawiedzionych oczekiwań, papierosowego dymu i pustych ścian zimnego domu.

Hanka jest oczytaną i inteligentną dziewczyną. Początkującą poetką. Z ambicjami. Z biegiem czasu czytanie i pisanie staje się coraz trudniejsze i tylko gdzieś pomiędzy wyrzutami rzucanymi w przestrzeń pobrzmiewają echa dawnych lektur. Teraz już się nie chce. Ma trzydzieści lat i jest zmęczona życiem, a jej małżeństwo to jedna wielka pomyłka. W tym miejscu muszę przyznać, że w ogóle nie było mi żal bohaterki. To prawda, związek z Pawiem nie jest czymś, czego można jej choć przez moment zazdrościć, ale nie mogę tego nie powiedzieć: Hanka częściowo sama jest sobie winna. Czytając te początkowe strony powieści, wspomnienia z młodości, pierwsze miłosne historie, zadawałam sobie pytanie – dlaczego i po co za niego w ogóle wyszła? Bo że nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, miłość wielka i wieczna (którą potem i tak życie weryfikuje, ale przynajmniej jest jakiś fundament!), że nie ma mowy o żadnym porozumieniu dusz – to wiemy na pewno. Wiemy też, że mignęli gdzieś bohaterce lepsi kandydaci na towarzysza życia. A wyszło jak wyszło, chciała się już koniecznie wyrwać, odetchnąć, i skoczyła na głęboką wodę nie badając dna. Jakoś tam tego swojego Pawia kocha, ale od początku przeczuwa, że to nie to. Tylko że koniecznie chciała mieć dom. Z tradycjami. Byle już. A zaraz potem: Dziecko. Dziecko. Muszę mieć dziecko. Inaczej nigdy tu nie zamieszkam. Dziecko zbuduje mi dom, dziecko się mną zaopiekuje. Dziecko znajdzie mi przyjaciół. Oswoi dla mnie teściową i teścia. Będzie moje. Będzie Pawia. Będzie nasze. Będzie jak śliczna kokardka, która zwiąże nas i ozdobi. Portret kobiety pogubionej, niepewnej, zależnej od innych. Czy to dziwne, że nieszczęśliwej?


Najbardziej zniechęcał mnie w powieści niezmiennie ponury nastrój. Hanka snuje ogólne refleksje na temat życia (o którym wie już wszystko, pisze, jakby miała sześćdziesiąt lat); na podstawie swojego doświadczenia przekreśla małżeństwo w ogóle, z jej słów wciąż przebija pesymizm, marazm, rozczarowanie... Jest przekonana, że takich, co żyli długo i szczęśliwie, w ogóle nie ma, a każda ziemia obiecana staje się okłamana, gdy już się ją ma pod stopami, a nie w marzeniu. Smutne. Czy prawdziwe? To chyba zależy od tego, jak rozumiemy szczęście i czy potrafimy się cieszyć tym, co mamy... Narzekać można zawsze. Naprawdę.

Anna Janko jest poetką i widać to na każdej stronie. Język powieści jest piękny, niepozbawiony drobnych usterek, ale subtelny, celny, przykuwający uwagę (Koniecznie potrzebowałam jakiegoś fonicznego kodu, by złapać się za tożsamość. Albo: Panował nad tym księżyc w pełni, zarażając to miejsceswoją sinosrebrną chorobą). Słowo jest niezaprzeczalnym atutem tej książki i można się w nim rozsmakować. Ciekawym akcentem są też refleksje o pisaniu i tworzeniu, trafne spostrzeżenia dotyczące rzeczywistości, błyskotliwe uwagi – i tę stronę zaliczam zdecydowanie na plus.

Janko nasuwa nam porównanie z Dziewczynką z zapałkami Andersena. Obie próbują się ogrzać wspomnieniami i marzeniami, nikłym płomykiem, który po chwili gaśnie, nie dając wystarczającej ilości ciepła i światła. Tylko że za baśniową bohaterkę zdecydowało życie, Hanka – wybrała sama. Dziewczynka Andersena była tylko dzieckiem, kobieta z powieści jest (powinna być?) dorosła: a wciąż niezdolna do działania, bez pomysłu na siebie – bo ten, który miała, spalił na panewce. Żyje przeszłością i złudzeniami, a ja nie potrafię się użalać nad ludźmi, którzy zamykają się w swoich wyobrażeniach o życiu, zamiast żyć. Co prawda Hanka nie zalewa się łzami i nie są to typowe żale zranionej kobiety (jakie są typowe?), jednak kategoryczne sądy o otaczjącej ludzkość beznadziei wygłaszane z pozycji inteligenta różnią się od tych pierwszych przede wszystkim formą i choć budzą większy respekt, w rezultacie sprowadzają się mniej więcej do tych samych wniosków. Bohaterka twierdzi, że żyje prawdziwie: nie chce się oszukiwać osobowym, współczującym Bogiem, ale nie przeszkadza jej ucieczka w alkohol. Oczywiście ma prawo czuć się nieszczęśliwa i rozczarowana, jednak jej pesymizm jest tak całkowity i przytłaczający, że raczej miałam ochotę nią potrząsnąć, niż się nad nią pochylać. Chociaż czytając inne recenzje zauważyłam, że jestem w tym poczuciu raczej odosobniona.

Może ja jeszcze mało wiem o życiu. Może nie mnie, dwudziestoczteroletniej, oceniać trzydziestoletnią, zmęczoną życiem, bohaterkę. Może jestem naiwna, a może mało wyrozumiała? Albo po prostu mam szczęście, bo mam wspaniałego Męża i cieszę się swoją codziennością. Tak czy inaczej, spojrzenie bohaterki zupełnie rozminęło się z moim. Rozumiem ją, ale nie potrafię z nią współodczuwać. Powieść jest bardzo dobrze napisana, świetnie pokazuje proces odzierania ze złudzeń, ale nie zostanie we mnie na długo, bo treściowo, życiowo prawie nic mi nie dała. Podczas lektury towarzyszył mi obraz młodopolskich dekadentów: szarość dymu, opary alkoholu i depresyjne dywagacje nad życiem... Zupełnie nie mój świat. Co nie zmienia faktu, że książka miała też niezaprzeczalnie dobre strony i nie był to na pewno zmarnowany czas.

A na koniec jeszcze parę cytatów:

Maleńkie dziecko to wielki Reduktor. Mam teraz tylko ręce i serce (do roboty i do kochania).

[Chwilowo w Ameryce, u nas PRL] Wsiedliśmy w wielki samochód Boba Bookbindera i pomknęliśmy autostradą, która jest na kartki. U nas mięso, u nich kilometry. Nasze kraje różnią się poziomem abstrakcji...

A swoją drogą, ciekawe, jak gruba musiałaby być książka, aby linia ciągła zużytego na nią atramentu obiegła równik.

O czym to jest, co ja piszę? Bo przecież nie o mnie! Ja wciąż jestem gdzieś poza alfabetem, niewyraźna i niewyrażona, bezbrzeżna i bezkształtna, chora od tego ciągłego niedoistnienia.

Moja ocena: 6/10.

20 komentarzy:

  1. Oj, kobiet wpadających w taką pułapkę życia jest wiele... I nie ma odpowiedzi na pytanie: po co i dlaczego... Potem można tylko wypić to piwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No a ja myślę, że jeśli ktoś wychodzi za mąż bez przekonania, to jednak robi głupio. Wiadomo, przyszłość ciężko przewidzieć, ale po co od razu robić sobie pod górkę?

      Usuń
  2. Och, chyba raczej nie dla mnie. Czuję, że ta książka zamęczyłaby mnie na śmierć - i to mimo poetyckiej prozy.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na śmierć na pewno by nie zamęczyła :) To jest całkiem dobra książka, tylko bohaterka taka zamknięta w tym swoim nieszczęściu.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś czytałam. Książka podobała mi się, a bohaterce współczułam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam od dawna ochotę na tą pozycję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli nie polubię bohaterów książki, nie zrozumiem motywów ich postępowania, bądź nie zaciekawi mnie logika jaką się kierują, to trudno mi potem lekturę ocenić dobrze. Czytanie wówczas nie sprawia mi zbyt dużej przyjemności. Po Twojej recenzji sądzę, że ja także Hanki bym nie polubiła, a tym samym powieść nie przypadłaby mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bohaterkę jak najbardziej można zrozumieć. Jej postępowanie jest bardzo dobrze uzasadnione, a portret prawdopodobny i kompletny. Po prostu nie zgadzam się z jej patrzeniem na świat, a książka jest jego pełna, i dlatego nie przypadła mi do gustu :)

      Usuń
  7. A ja lubię młodopolskie klimaty. :) To moja ulubiona epoka. :) Myślę, że książka przypadnie mi do gustu. :) Chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Młodej Polski strasznie nie lubiłam :) Ale faktycznie, w takim razie są duże szanse, że książka Ci przypadnie do gustu.

      Usuń
  8. To jedna z moich ulubionych - ach, nie! - ukochanych książek! Uwielbiam poetycki język i tu się nasze opinie stykają. Proza Janko jest piękna i niepowtarzalna. Można gdybać, na ile mamy wpływ na życiowe wybory i czy tkwić w nietrafionym związku (tu jestem tradycyjna). Natomiast przemyślenia, widzenie świata, refleksyjne przeżywanie, mądrość, współodczuwanie, poetyckość - są tutaj i to atuty tej książki. Fabuła schodzi na dalszy plan. Miałam wrażenie, że to dziennik prawdziwy, coś jak zeszyty Sonii Raduńskiej. Szkoda, że dziewczyny w powyższych komentarzach poddały się i nie chcą czytać. Dla mnie ważne było odsłonięcie uczuć i to autorka zrobiła genialnie. Zdań - perełek wypisałam co niemiara. Spróbujcie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem tradycjonalistką. Nie podobało mi się, że Hanka wybiera sobie męża, który od początku (jeszcze przed ślubem) średnio jej odpowiada i budzi wątpliwości, a potem płacze, że nie jest tak, jak sobie wymarzyła. A jak już związek taki nieudany, to można się skupić na czymś innym jeszcze, życie ma tyle do zaoferowania! Bohaterka przez większość czasu w ogóle tego nie dostrzega, nie potrafi się wpasować w świat, który ją otacza i który sama sobie po części stworzyła.
      Ja bardzo sceptycznie podchodzę do mądrości w stylu "szczęścia nie ma", "miłość nie trwa wiecznie", "życie jest trudne". Upraszczam oczywiście, ale takie stwierdzenia brzmią mądrze i łatwo przychodzą, a moim zdaniem mądrość polega zupełnie na czym innym: czerpaniu radości z czego się da, docenianiu życia, szukaniu nadziei, życiu tym, co dzisiaj, a nie tym, co wczoraj lub "gdyby".
      Książka z pewnością jest bardzo osobista (Janko przyznała to jakimś wywiadzie) i podobno drugie wydanie, z rozmową z Janko na końcu, miało bardziej optymistyczną wymowę. Nie wiem, ja czytałam to.

      Usuń
  9. ale depresyjne dzieło... nie dla mnie, sama jestem pesymistką, więc potrzebuję otaczać się optymistami :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Książkę od dawna mam w planach i jak będę miała okazję, z pewnością przeczytam.
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ostatnio jak byłam w bibliotece, to nawet się zastanawiałam, cze nie wypożyczyć tej książki i w ostateczności wzięłam coś innego. Chociać coś czuję, że do bohaterki nie zapałam większą sympatią. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bohaterka życiowo, podobnie jak Tobie jest mi odległa, ale jak ktoś wcześniej napisał wiele kobiet wpada w pułapkę takiego małżeńskiego życia. Moim zdaniem książka bardzo wartościowa, pięknie napisana. I pomimo tej "życiowej odległości" rozumiem i współodczuwam mocno, co u mnie jest rzadkością.

    OdpowiedzUsuń
  13. Piękna książka. Czytałam ją kilka lat temu i właśnie postanowiłam sobie ją odświeżyć. Bardzo mi się podoba styl pisania pani Janko, ta poetyckość, ta lekkość słowa. Książki są o różnych ludziach, nie będę rezygnować z czytania tylko dlatego że mi nie pasuje bohaterka;> To idiotyzm. Przecież czyta sie po to by poznawać inne punkty widzenia, inne spojrzenie na świat. Dla mnie to ukochana książka, pełna cudnych cytatów, perełek wręcz.
    I nie. Absolutnie nie jest męcząca, tylko dlatego, że główna bohaterka się meczy. W każdym razie ja polecam:)

    „Książki to nie są czyjeś rzeczy, to są świadectwa rozumu. Książki, które czytasz, pozwalają zajrzeć ci do głowy i zobaczyć myśli, uczucia, intencje, potrzeby emocjonalne. jeśli czytasz namiętnie to znaczy, że tym właśnie jesteś. Jesteś autorem swoich lektur i one zawsze cię zdradzą!!!

    I tu się zgadzam:)

    Jeszcze jeden cytat, który mi do dziś utkwił w głowie z tej książki.

    „Jakże trzeba poganiać życie, żeby łaskawie żyło! Zabieramy to życie na spacer, aby się przewietrzyło. Karmimy je, żeby nie osłabło. Kładziemy do łóżka, by się wyspało, albo kochamy się z kochankiem, aby to życie dotknęło w sobie czegoś, owej tajemniczej energii, która je uskrzydli i rozpali! Na chwilę. A na co dzień ciągniemy je za sobą, jak dziecko worek z kapciami..."”

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że czytamy po to, żeby poznawać inne punkty widzenia i jak najbardziej zgadzam się, że nie można książki przekreślać tylko ze względu na odmienność bohatera. Jednak są tacy bohaterowie, którzy mimo to wywołują we mnie pozytywne emocje (choćby niedawna moja recenzja "Żyjącego z wilkami" - ni w ząb nie pojmuję, jak można porzucić rodzinę dla życia ze zwierzętami, a jednak książkę czytałam z zainteresowaniem i bardzo mi się podobała), a w tym przypadku bohaterka mnie po prostu drażniła. Co do perełek - dla mnie to właśnie taki pseudointelektualne refleksje na temat tego, jakie życie jest ciężkie i jak to szczęście jest oszustwem. Dla mnie to pójście na łatwiznę, a nie życiowa mądrość - pisałam o tym w komentarzu wyżej. A to już wynika z mojego widzenia świata i jak najbardziej można się z nim nie zgadzać :)

      Co do języka - jest naprawdę piękny i tego nie neguję, zresztą choćby ze względu na język właśnie nie żałuję, że czytałam książkę.

      Pozdrawiam :)

      Usuń