Na wielu blogach funkcjonuje taki cykl i chyba dobrze się sprawdza – w każdym razie nieraz brakowało mi krótszej formy wpisów i zdecydowałam się też ją wprowadzić. Tu będą trafiać książki, o których chciałabym wspomnieć, ale o których nie mam do powiedzenia aż tyle, by tworzyć wyczerpującą recenzję. Mieszanina gatunków, autorów, tematyki. Starocie i nowości, grube i cienkie, pod jakimś względem ciekawe. Co cię uzbiera. Po trzy tytuły.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Orient Express. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Orient Express. Pokaż wszystkie posty
"U nas zawsze było ciężko i zimno"
Colin Thubron, Utracone serce Azji
Wydawnictwo Czarne, seria Orient Express
Colin Thubron (ur. 1939) jest jednym z najbardziej znanych i cenionych brytyjskich pisarzy podróżników, a także przewodniczącym Królewskiego Towarzystwa Literackiego. Na podstawie swoich wypraw na Bliski Wschód, do Azji Środkowej i Wschodniej oraz do Rosji napisał kilkanaście książek – można więc z powodzeniem założyć, że jest ekspertem w tych tematach. Wydał także kilka powieści. W 2008 roku zajął 45. miejsce na liście pięćdziesięciu największych powojennych pisarzy brytyjskich (lista została stworzona przez "The Times").
Bliski Wschód przez całe wieki fascynował, przyciągał, inspirował Europejczyków. Utracone serce Azji to zapis z podróży do Azji środkowej tuż po rozpadzie ZSRR. Autor przemierza stepy i pustynie, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan i Uzbekistan: czasem porusza się samolotem, czasem samochodem, czasem rozklekotanym autobusem. Dociera do najważniejszych zabytków, zwiedza wielkie miasta i maleńkie wioski gdzieś na końcu świata. Rozmawia z ludźmi, przygląda się, bawi, słucha. Chce się dowiedzieć, jak czują się Kazachowie, Turkmeni, Uzbecy po odzyskaniu niepodległości: jak żyją, jak zmienił się ich świat? Stara się dotrzeć do głębi i odnaleźć tytułowe serce Azji: nie tylko w kontekście położenia na mapie, ale przede wszystkim jej kulturowego dziedzictwa, tego, co od zawsze budowało świadomość jej mieszkańców.
Obraz jest więcej niż przygnębiający, na co wpływ mają choćby wioski o starych, rozpaczliwych nazwach: "Droga bez wyjścia" albo "Miejsce przeklęte przez Boga". Choć Thubron próbuje poruszać z miejscowymi różne kwestie, zawsze kończy się na jednej: pieniądzach. Szalejąca inflacja zepchnęła Azjatów w przepaść biedy i głodu i sprawiła, że nie potrafią myśleć o niczym innym. Ciągłe pytania "A ile w Anglii kosztuje..." albo porównania, ile coś kosztowało dawniej i ile kosztuje teraz, z czasem zaczęły autora męczyć: pojawiały się niezmiennie, niezależnie od tego, z kim rozmawiał i gdzie. Trudno się jednak dziwić, skoro bilet lotniczy do Anglii kosztował więcej, niż byli w stanie zarobić przez pół życia. Na niektórych terenach uprawa ziemi graniczy z cudem, bo tu nawet deszcz pada słony. Jedzenie jest drogie, ubrania są luksusem. Łatwo dać się zwieść pozorom: Tutejsza gościnność czasem zaślepia podróżnych. Uspokojony wymianą tradycyjnych uprzejmości, zapomniałem o nędzy i okrucieństwie życia moich gospodarzy, myśląc sobie, jacy to dobrzy i szczęśliwi ludzie. W tym opuszczonym gospodarstwie unosił się jednak duch łagodnej jedności. Tymczasem przygotowanie posiłku dla gościa kosztowało panią domu dwie godziny chodzenia po sąsiadach, by skompletować składniki na potrawkę. I chociaż dawniej było równie ciężko albo i gorzej, przeżyte już cierpienia bolą jakby mniej niż obecne:
A mimo to starzy tęsknili za przeszłością (...). W latach 1920-1923, pod koniec wojny domowej, prawie milion Kazachów umarło z głodu. Przymusowa kolektywizacja przebiegała tu jeszcze okrutniej niż w innych republikach Związku Radzieckiego. Kiedy rozpoczęła się walka z kułakami oraz brutalna i chaotyczna kampania osiedlania koczowników w latach 1930-1933, Kazachowie woleli spalić plony i wyrżnąć trzodę, niż oddać je w obce ręce. Przepadła niemal połowa wypasanych na stepie zwierząt (...). Mimo to nawet teraz, po uzyskaniu niepodległości, ludzie niechętnie o tym mówili. Być może dlatego, że ta niewyobrażalna, bezduszna tragedia dotknęła wszystkich bez wyjątku – miejscowych na równi z Rosjanami.
Wsiąść do pociągu (nie)byle jakiego...
Paul
Theroux, Stary Ekspres Patagoński. Pociągiem przez Ameryki
Wydawnictwo
Czarne, seria Orient Express
Paul
Theroux (ur. 1941) nie jest podróżnikiem w klasycznym tego słowa
znaczeniu. Jest powieściopisarzem (napisał około trzydziestu
powieści), a także autorem książek z zakresu literatury faktu,
między innymi Wielkiego bazaru kolejowego, Safari mrocznej gwiazdy i
Starego Ekspresu Patagońskiego. Jednak we wstępie zdradza nam,
dlaczego zdecydował się wsiąść do pociągu i przejechać
szlakiem kolejowym obydwie Ameryki - by zdobyć materiał na nową
książkę. Już na pierwszych stronach pozbawia nas złudzeń i
śmieje się w twarz: żadne tam romantyczne dążenia ani szczytne
cele, nawet nie wewnętrzny głos zmuszający do wyruszenia w drogę,
a powód najbardziej prozaiczny z możliwych.
Theroux
sprawia wrażenie człowieka mającego o sobie dość wysokie
mniemanie, choć nie można powiedzieć, żeby ta opinia była
całkiem bezzasadna; jednocześnie autor jest tego świadomy i sam o
sobie pisze z rozbrajającym dystansem. Jest rzetelny i szczery,
oczytany i inteligentny, poważnie podchodzi do swoich przedsięwzięć
(nauczony doświadczeniem z azjatyckiej wyprawy, planując nową
podróż, poduczył się hiszpańskiego, bo nie chciał już być
takim ignorantem). Trochę z ironią, trochę z wyższością, trochę
z ciekawością notuje spostrzeżenia zwykłego człowieka, który
wpadł na zupełnie fantastyczny pomysł: przejechać Ameryki
przesiadając się z jednego pociągu do drugiego.
Autor nie
ma w sobie zbyt wiele z typowego poszukiwacza przygód: przy okazji
któregoś z noclegów skarży się, że szum fal nie pozwalał mu
zasnąć przez pół nocy. Ale to sprawia, że jego relację czyta się
większym zainteresowaniem, a niekiedy nawet rozbawieniem, bo jest
bliższa przeciętnemu zjadaczowi chleba: Theroux chce się wyspać,
boi się o siebie, narzeka na brud i brak prywatności, nie ma ochoty
próbować miejscowych przysmaków oblezionych przez muchy (Z domu
wyjeżdżałem w podniosłym nastroju, ale nie byłem żadnym
odkrywcą: podróż miała dostarczać radości, a nie być próbą
wytrzymałości czy cierpliwości). Czasem się zastanawia, po co w
ogóle wyruszył – rzadko śledzimy takie rozterki w książkach
podróżniczych (ale zaniepokojonych spieszę upewnić, że skargi nie są jedynym składnikiem tej historii). Jednocześnie pisarz pokonuje długą drogę z
Massachusetts do Esquel w Patagonii, obserwuje, rozmawia, portretuje.
Książka jest olbrzymim zbiorem scenek rodzajowych, krótkich
wycinków z życia, krajobrazów uchwyconych z perspektywy okna
wagonu. I choć miejscowi ciągle proponują mu autobus, czasem nawet
samolot – bo szybciej, taniej, bezpieczniej, sensowniej – Theroux
uparcie trzyma się swojego projektu, bo warto pojechać pociągiem,
jeśli człowiek pragnie zrozumieć. Tak podróżują najbiedniejsi,
najzwyklejsi, tu jest istota kraju.
Subskrybuj:
Posty (Atom)