OKRUCHY (1)


Na wielu blogach funkcjonuje taki cykl i chyba dobrze się sprawdza – w każdym razie nieraz brakowało mi krótszej formy wpisów i zdecydowałam się też ją wprowadzić. Tu będą trafiać książki, o których chciałabym wspomnieć, ale o których nie mam do powiedzenia aż tyle, by tworzyć wyczerpującą recenzję. Mieszanina gatunków, autorów, tematyki. Starocie i nowości, grube i cienkie, pod jakimś względem ciekawe. Co cię uzbiera. Po trzy tytuły. 


Daniel Boulanger, Lustro 
Wydawnictwo Książka i Wiedza, seria Koliber

Prowincjonalne francuskie miasteczko, garstka bohaterów. Nuda? Na pewno nie! Ledwie przyjechałem do Ici, wiedziałem, że nigdy go nie opuszczę. Miasteczko było tak nieduże, że wyjść z niego można było tylko w głąb.
Swojski klimat i dowcip – dla mnie to już by było dosyć, by cieszyć się lekturą; uwielbiam scenerię, w której wszyscy się znają i pozornie nic się nie dzieje (ach, Gilmore Girls <3). A tu mamy jeszcze koncept: zapętlona książka w książce. Jeden z bohaterów pisze właśnie to, co czytamy, i inni bohaterowie również to czytają. O sobie samych. Zakręcone i ciekawe. Do tego oryginalny styl i biblioteka jako jedno z głównych miejsc akcji (choć „akcja“ jest tu słowem nieco przesadzonym).
Nie wiem, czy istnieje na świecie większe szczęście niż zamknąć za sobą drzwi tego maleńkiego wszechświata biblioteki, gdzie stale obiecuję sobie przynieść materac. Lato z hukiem wydobywa się na zewnątrz. Zima kuli się pod moimi drzwiami. Zaciągam zasłony. Karmię ogień.
Lektura wymaga odrobiny wysiłku, choć w zasadzie zaliczyłabym ją do lekkich i przyjemnych. Tylko narracja jest specyficzna i wymaga skupienia. Myślę, że warto, jeśli szukacie czegoś oryginalnego. Ja się dobrze bawiłam.


Ted Conover, Szlaki człowieka
Wydawnictwo Czarne, seria Orient Express

Bardzo fajny pomysł, ciekawe miejsca, ale... jednak przeciętnie. Autor wyszedł z założenia, że drogi są najlepszą metaforą, za pomocą której możemy opisywać życie. Pytanie tylko, czy to się sprawdza w reportażu? Ile życia można zobaczyć z okien samochodu? W rezultacie mamy, owszem, garść ciekawych informacji, parę interesujących migawek, ale na dłużej w mojej pamięci zostaną jedynie nastolatki wędrujące zamarzniętą rzeką ku lepszemu życiu – drugi z opisanych szlaków. Conovera za bardzo nie polubiłam, a w tym przypadku to jednak trochę przeszkadza; zawód powiększa jeszcze zaskakująco niski jak na Czarne poziom korekty.
Nie była to strata czasu i czytało się całkiem dobrze, ale ogólnie – rozczarowująco.


Ray Bradbury, 451 stopni Fahrenheita
Wydawnictwo Solaris

I klasyka antyutopii. Dziś już nie wydaje się tak odkrywcza, ale w 1953, gdy społeczeństwo nie było jeszcze przekarmione filmami typu Equilibrium, musiała robić wrażenie, choć cieniutka i oszczędnie napisana. Społeczeństwo jest do szczętu zidiociałe: wegetujące ludzkie ciała całymi dniami wgapiają się pustym wzrokiem w „ściany“ – gigantyczne ekrany wypluwające z siebie informacje z taką prędkością i natężeniem dźwięku, by człowiek nie miał cienia szansy na dopuszczenie do głosu własnego mózgu. Dzień i noc otacza go telewizyjna papka, myśli nie mąci najmniejsze zakłócenie. Książki się pali – choć zaznaczę od razu, że to nie jest poemat na cześć książek i ich niezastąpionej roli. To tylko jedno z naczyń do przechowywania myśli.
To straszne, ale dziś chyba wizja Radbury'ego jest aktualna bardziej niż kiedykolwiek. Mały cytat:
Sport, przynależność do grupy i dobra zabawa. Po co jeszcze myśleć? (…) Więcej komiksów. Więcej obrazków w książkach. Umysł wchłania coraz mniej. Niecierpliwość. Drogi pełne tłumów spieszących dokądś, dokądś, dokądś, donikąd.
Czy to nie brzmi koszmarnie znajomo?
I ciekawostka – autor nie tylko przeciwstawia się cywilizacji pozbawionej kultury, ale też zwraca uwagę na niebezpieczeństwo tak modnych dziś haseł jak równość, równouprawnienie, tolerancja. Najpierw zakazuje się wygłaszania krzywdzących sądów – a nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że w tym przypadku granica jest cienka i każde stwierdzenie kogoś gdzieś może urazić. Za chwilę nie można już powiedzieć słowa.
Autorzy, którzy żywią uprzedzenia, niech lepiej wyrzucą maszyny do pisania. I oni to zrobili. Czasopisma serwowały wyłącznie przyjemną papkę. (…) Ludzie nie rodzą się wolni i równi, jak głosi konstytucja, ale zostają z r ó w n a n i. Każdy jest idealną kopią drugiego i wszyscy są zadowoleni, bo nie ma gór, przy których czuliby się mali.
A do tego bardzo fajna idea ludzi-książek. 
To jedna z tych powieści, które po prostu warto znać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz