...żeby dzieci mogły latać


Dziś coś pięknego, w sam raz na wczorajszy Dzień Matki. Dla młodszych, starszych i tych zupełnie dużych, dla wszystkich mających kontakt z dziećmi na co dzień i od święta. Opowieść o Chłopcu - jednym z setek, tysięcy, milionów dzieci rozpaczliwie potrzebujących miłości. Czekających na Dom.



Mężczyzna i Kobieta zbudowali wszystko z myślą o Dziecku, jednak ono nie przychodziło. Wciąż pusty dom i ogród powoli traciły kolory, aż wszystko stało się szare i nijakie. W końcu zrozumieli, że dziecko musiało się przez przypadek urodzić w innej rodzinie, i wyruszyli na poszukiwania. W Domu Dzieci Chłopiec-Jeż wyciągnął rękę; już nie było wyjścia. Pełni wątpliwości, otoczyli opieką kłujące stworzenie. Kobieta cierpliwie czuwała przy Dziecku, gdy budziło się w nocy z krzykiem, przytulała mimo wbijających się w jej ciało igieł, wyciągała rękę, otulała miłością. Po jakimś czasie była pewna: to był właśnie jej synek, którego szukała. Kolce powoli odpadały.

Bardzo, bardzo spodobała mi się ta idea - że rodzice nie oddają dzieci, bo ich nie chcą; czasem dziecko danych rodziców przez przypadek rodzi się w innej rodzinie, która oddaje je, żeby prawdziwi rodzice mogli je odnaleźć. Czy to nie piękny pomysł? 

Książka jest niesamowita, bo bardzo osobista: Kotowska dedykuje ją swojemu synkowi, który - raczej nie przypadkiem - ma na imię tak samo jak Chłopiec-Jeż. Popłakałam się, zanim doszłam do połowy, potem jeszcze raz na koniec, i jeszcze - jak pisałam recenzję. W prostych słowach i baśniowej formie (baśniowi bohaterowie: "Pani Która Wie", "Królowa Domu Dzieci", uciekające kolory...) autorka pokazała przeogromną moc miłości, cierpliwości, czułej troski. Zawarła w Jeżu wszystkie największe obawy i radości rodzicielstwa, a także najgłębsze potrzeby każdego dziecka. W warstwie fabularnej to książka o adopcji, ale jej treść jest uniwersalna: czy wrzeszczące dwulatki nie mają kolców? A kilkulatki zazdrosne o nowo narodzoną siostrę lub brata? A nastolatki, za wszelką cenę walczące o własną niezależność? I wszystkie potrzebują tego samego: niewyczerpanych pokładów miłości, cierpliwości i troski.

Książka jest też piękna graficznie. Przede wszystkim autorka utrzymała konwencję alegorycznej opowieści: bohaterowie nie mają twarzy, jedynie chłopiec ma oczy; ilustracje są konturowe, proste, znaczące. To wycinanki z różnych rodzajów papieru. 







Jak się kończy ta historia? Nie wiadomo dokładnie, co będzie dalej (...). Mały Piotruś stanie się dużym Piotrkiem. Któregoś dnia pójdzie z rodzicami na spacer, a kiedy wyjdą na łąkę, rozpostrze ramiona, zamacha nimi jak skrzydłami i wzbije się w powietrze. Pomacha do nich z daleka i odleci. A oni będą patrzeć i będzie im smutno, że odlatuje, ale będą też rozumieli, że tak musi być. 
Leć, Synku! Jak to dobrze, że nie boisz się latać!

Kochajmy dzieci, by nie bały się latać.  


Katarzyna Kotowska, Jeż
Oprawa twarda
Stron: 36
Wydawnictwo Egmont


Znajdziesz mnie też na Facebooku

10 komentarzy:

  1. Urocza.. A pomysł z tym oddawaniem dzieci, by odnaleźli je prawdziwi rodzice... no cóż... wzruszył mnie jakoś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie również bardzo podobała się ta historia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, piękna książka! Autorkę kojarzę ze spotkania z czasów studenckich, gdy opowiadała nam o swoim doświadczeniu macierzyństwa - niesamowita osoba.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. To jedna z piękniejszych historii jakie czytałam - historii dla dzieci i o dzieciach. Zawsze się wzruszam, gdy czytam choćby krótką notkę na jej temat... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś pięknego! Można czytać pod każdą szerokością geograficzną. Książkę poznałam wraz z autorką już dobrych parę lat temu, a wciąż zachwyca. Można polecać z czystym sumieniem.

    OdpowiedzUsuń