Przepiękna opowieść o macierzyństwie. O marzeniach. O Życiu


To teoretycznie książka dla dzieci; ma obrazki, duże litery i tak dalej. Ale po wpisie na blogu Maki w Giverny po prostu musiałam ją mieć i nawet nie udawałam, że kupuję ją dla dzieci, bo zanim do niej dorosną, minie jeszcze dobre parę lat. Kupiłam dla siebie. Siadłam i przeczytałam, robiąc przerwy tylko na to, co konieczne.


Mogłoby być egzotycznie, bo to literatura koreańska, ale równie dobrze wszystko mogłoby się wydarzyć na naszym podwórku. Zresztą mimo że bohaterami są zwierzęta, ani przez chwilę nie miałam poczucia, że czytam bajkę. Przeciwnie – dawno nie miałam w rękach tak życiowej historii, tak dokładnie opisującej ludzkie uczucia, wątpliwości, nadzieje, marzenia, miłość, przyjaźń, odwagę, mądrość.

Ipsak, tytułowa kura, mieszka w klatce i żyje po to, by znosić jaja. Nie ma oczywiście mowy o jakimkolwiek wysiadywaniu – codziennie rano gospodarz wszystkie zabiera. Mimo to właśnie o tym marzy Ipsak: by choć z jednego z nich wykluło się pisklę. I nawet gdy gospodarz wyrzuca małe, słabe jajko pozbawione skorupki, otoczone jedynie cienką błonką – kura czuje ogromny smutek. A chwilę potem nie może uwierzyć we własne szczęście: uznana za bezużyteczną, zostaje wyrzucona z klatki. Czy to pierwszy krok do spełnienia marzeń? Szybko okazuje się, że poza klatką czyha na słabą i chorą Ipsak wiele niebezpieczeństw, a kłopoty dopiero się zaczynają, ale jest wolna, a więc pełna nadziei. Nie poddaje się.

Nie chcę Wam za wiele pisać, bo poza całą warstwą emocji i psychologii, fabuła zwyczajnie wciąga: szkoda by było wiedzieć zawczasu, jak się toczą losy bohaterki.

Ważnych tematów jest tu mnóstwo, i każdy pewnie skupi się na czymś innym. Dla mnie najistotniejsze było macierzyńśtwo Ipsak, jej dojrzewanie do tej roli, jej zwyczajność, popełnianie błędów, bezwarunkowa miłość, rozdarcie między potrzebą bycia blisko a zrozumieniem, wreszcie – wielka mądrość. Bo choć kura nie jest zbyt bystra, nie można jej odmówić mądrości. I heroizmu w zmaganiu ze zwykłymi przeciwnościami. Podziwiam ją za to, że potrafiła się odsunąć, bez skargi zgodzić się na to, co najlepsze dla dziecka – cokolwiek by to dla niej oznaczało. Podziwiam jej upór, siłę, dobroć. Była naprawdę cudowną matką – choć to nie uchroniło jej przed cierpieniem, rozstaniem, samotnością.

Pełno tu ważnych drobiazgów, pojedynczych akapitów, nad którymi można się zatrzymać. Znaczących spojrzeń, istotnych wydarzeń. Skomplikowanych relacji: wspaniałej, choć milczącej przyjaźni, podwórkowej hierarchii, konkurencji w walce o przetrwanie. Jest piękna postać ojca, jest miłość cicha, z daleka, jest zrozumienie nawet dla tych, którzy stanowią zagrożenie. Współzależność. Jest cały świat, który nigdy nie będzie czarno-biały. Niesamowita siła i odwaga, determinacja w dążeniu do celu, umiłowanie wolności, gotowość na wszystko w obronie ukochanego dziecka: miłość niemal namacalna, wyrażona tak prawdziwie, że aż boli.

Nieudolnie piszę o tej książce, bo ciężko ją opowiedzieć, a oddać w niewielu słowach ogrom emocji towarzyszących lekturze – to chyba niemożliwe. Można uznać opowieść Sun-mi za smutną, można też – za życiowo piękną. Bo przecież chodzi nie o to, by żyć jak najdłużej, ale  jak najpiękniej. I o tym jest ta książka.

Moja ocena: 10/10.

 



Hwang Sun-mi, O kurze, która opuściła podwórze
Wydawnictwo Kwiaty Orientu


Znajdziesz mnie też na Facebooku

10 komentarzy:

  1. Pomimo wysokiej oceny i dobrej opinii - nie skusze się - całkowicie nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie jest to moja książka roku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, ciekawa pozycja. Chciałabym przeczytać, bo widzę, ze warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie! Szczególnie jak się ma własne dzieci...

      Usuń
  4. Ojej, okładka taka niepozorna - nie spodziewałabym się takiej lektury! Jestem zaintrygowana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciągle się uczę nie oceniać po okładce i ciągle mi nie wychodzi ;)

      Usuń
  5. Nie lubię Cię! To już druga książka w ciągu ostatniego miesiąca, którą po Twoim poście muszę kupić:( A miałam nic już nigdy nie kupić, nawet malusieńkiej książeczki:P
    Wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, nawet malusieńkiej?! To przepraszam :D
      Na usprawiedliwienie dodam, że jeśli masz facebooka, to wydawnictwo długo miało superpromocję i wszystkie książki były po 10zł/sztuka. Pewnie jeszcze będzie :)

      Usuń
    2. Ja mam fb i muszę ją mieć! :-)

      Usuń