Zabawa w wojnę


Bolesław Prus, Dzieci

Bolesław Prus (1847-1912) jest według mnie jednym z najlepszych polskich pisarzy, na pewno jednym z moich ulubionych. Wciągają mnie jego powieści, ciekawią opowiadania, bawią felietony. Miał rewelacyjny zmysł obserwacji, świetne poczucie humoru i talent, który pozwolił mu stworzyć powieści wyprzedzające swoje czasy, choć z nich wyrastające i mocno w nich osadzone. W ramach studiów z ogromną przyjemnością przeczytałam prawie wszystko, co napisał, i z większych rzeczy zostały mi dwie powieści: pierwsza i ostatnia, Dusze w niewoli (1877) i Dzieci (1909). Tym razem będzie o Dzieciach.

Głównym bohaterem jest Kazimierz Świrski, chłopak stojący u progu dorosłości, wychowywany przez stryja-patriotę, z głową pełną ideałów i marzeń o wojskowej karierze, planujący zmienić świat, przeprowadzić rewolucję, odbudować Polskę. Z tymi projektami udaje się do szkoły handlowej i budzi powszechne zainteresowanie, podziw kolegów, choć czasem także irytację i kontrowersje. Rówieśnicy chętnie poddają się domorosłemu dowódcy i z zapałem tworzą związek Rycerzy Wolności – niezależny organ rewolucyjny, a w przyszłości zalążek regularnego wojska. Ich działanie jest dziecinne: nieprzemyślane, impulsywne, chaotyczne, niepotrzebne, a przy tym śmiesznie patetyczne – choć Prus szybko ściera uśmiech z twarzy czytelnika. Różnie też toczą się losy młodych politycznych: jeszcze nie do końca ukształtowani, łatwo ulegają pokusie władzy i stawiania na swoim, choć z drugiej strony – czy dorośli są wolni od takich błędów? Szybko się okazuje, że to, co z początku zapowiadało się na szczytne dążenia, okazuje się pochopnym szafowaniem życiem, a gra zamienia się – jak dosłownie! – w rosyjską ruletkę.


Prus nie czaruje i nie upiększa, pisze wprost i zwyczajnie o sprawach, od których włos jeży się na głowie: jak giną młodzi, zdolni chłopcy, zupełnie bezsensownie, tragicznie, przez pomyłkę, głupotę, niecierpliwość... Jedni zmieniają się w bandytów i ciągną za sobą innych, drudzy – honorowi idealiści– ponoszą konsekwencje podążania za grupą. Przesadne poczucie doniosłości, odwaga niehamowana doświadczeniem i rozsądkiem, niezdolność do szerszego spojrzenia na aktualną sytuację polityczną stawiają ich na z góry przegranej pozycji, a przecież zapał, odwaga, honor – to wspaniałe cechy, które nie miały szansy się w nich rozwinąć. Trudno uwierzyć, jak szybko i łatwo giną młodzi ludzie, jak Prus się nad tym nie rozwodzi, bo w tamtych czasach tak po prostu było.

To nie jest powieść, która może się równać z Lalką czy Faraonem. Galeria postaci jest uboższa i mniej interesująca, gdyż poza kilkoma wyjątkami bohaterami są tytułowe dzieci, nastoletni chłopcy. Kazimierz w początkowych rozdziałach mnie irytował, taki był wybitnie uzdolniony i niesamowicie wykształcony, taki mądry, ważny, pewny siebie i swoich ideałów. Bohaterowie drugoplanowi, dorośli: doktor Dębowski, pani Linowska, wypadają znacznie lepiej, jednak jest ich zaledwie kilku. Wątków i problemów też znacznie mniej, to przede wszystkim powieść polityczno-społeczna. Ale to książka wciągająca i poruszająca, bo tu każda śmierć jest prawdziwa i wstrząsa bardziej niż kolejna ofiara w krwawym horrorze, właśnie dlatego, że wszystko się dzieje na porządku dziennym i jest przyjmowane jako coś prawie normalnego. To kawałek naszej historii.

Pozostaje się zastanowić: na ile to było wyrywanie się przed szereg, na ile młodzieńcza pogoń za ideałami i niemożność usiedzenia w miejscu, a na ile konieczność dziejowa, naturalna postawa młodych w tamtym czasie, w zniewolonej Polsce? Milczenie Prusa jest aż nazbyt wymowne.

Moja ocena: 7/10.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Czy znasz Prusa?" zorganizowanego przez przynadziei w ramach obchodów Roku Prusa (z okazji setnej rocznicy śmierci pisarza). Zainteresowanych zapraszam tu:


Czytajcie Prusa!

10 komentarzy:

  1. Ja dopiero przeczytałam maleńką nowelkę.
    Musze o niej napisać.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wstyd się przyznac ale o "Dzieciach" dowiedziałem się dopiero niedawno, mimo że Prus należy do moich ulubionych autorów. Kazio u Prusa kojarzy mi się więc z Kaziem Leśniewskim z "Grzechów dzieciństwa", choc Twój jest już sporo starszy :-) albo z Kaziem Starskim (Kazio i Kazia) z "Lalki" ale w tym przypadku Twój był już sporo młodszy od mojego :-).

    A że Prus nie zawsze trzymał poziom - szkoda ale przecież nie zawsze można byc najlepszym :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, że sporo tych Kaziów ;)

      Nie wiem, czy można w tym wypadku powiedzieć, że "Prus nie zawsze trzymał poziom". To jego ostatnia książka, więc jest już w tym momencie doświadczonym pisarzem i raczej wie, jak konstruować świetną powieść. Wydaje mi się, że "Dzieci" z założenia nie miały być tak spektakularne jak Lalka czy wszechstronne jak Emancypantki: według mnie Prus chciał w stosunkowo prostej formie napisać o tym, co go boli, a na co nie było za wiele miejsca w innych powieściach - i to tylko wycinek rzeczywistości. Mi się bardzo podobała :)
      Z drugiej strony prawda, trudno żeby wszystkie powieści były jednakowo dobre.

      Usuń
    2. To trzeba było od razy tak pisać :-) bo miałem wrażenie, że miałaś tzw. mieszane uczucia - w takim razie udaję się na "poszukiwania".

      Usuń
    3. Mieszane uczucia nie zasłużyłyby na 7 punktów :) Obiektywnie książka na pewno nie jest tak dobra jak te największe powieści Prusa, ale skoro go tak lubisz, to myślę, że zdecydowanie warto przeczytać. Jest po prostu skromniejsza, to dobre słowo.

      Usuń
  3. Klasykę trzeba znać. Z pewnością kiedyś sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam pana Prusa za LALKĘ ... Jedna z nielicznych polskich powieści (lektur), która mi się podobała. Innych nie czytałam :> Ale "Lalkę" będę pamiętać zawsze. Tak samo jak mój dziadek, który jak opowiadał mi "epizody" z życia Wokulskiego to normalnie płakał; a ja głupia często go podpuszczałam by jeszcze coś opowiedział choć wszystko znałam dobrze ;D Nie widziałam wcześniej, żeby książka wywoływała tak silne emocje u kogoś innego niż ja sama.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nazwisko Prus kojarzy mi się głównie z lektur szkolnych, dlatego przeszywa mnie dość nieprzyjemny dreszcz. Jednak "Lalkę", którą omawiałam w szkole, wspominam dość dobrze. Miło mi się ją czytało. No i Wokulski, to poświęcenie dla ukochanej - prawdziwy ideał mężczyzny. ;) Mimo to chyba nie będę zagłębiać się w klasykę polskiej literatury. Nie mam na to nerwów. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dopiero teraz znalazłam tę recenzję (link od przynadziei). Wypadła na czas mojej nieoecności, a chciałam wyrazić radość z tego powodu, że nie jestem już jedyną czytelniczką tej powieści. W ubiegłym roku wspominałam u siebie o "Wirach" Sienkiewicza i "Dzieciach" Prusa - http://dom-z-papieru.blogspot.com/2011/09/biae-plamy-polskiej-literatury.html
    Obie łączy to, że są ci autorzy dla Polaków głosem autorytetów i krytycznie odnoszą się do rewolucji w Rosji. To musiało zostać przemilczane w PRL, stąd cisza wokół powieści i klasyfikowanie ich jako nieudanych. Dosłownie tak mówiono mi w szkole. Ot, starzejący się pisarze, popełnili jakieś nieudolne dzieła, których nie warto czytać. Cieszę się z "odpomnienia" Prusa w całości:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby za moich czasów już nic nie musiało być pomijane milczeniem, a jednak cisza wokół tych książek już się przyjęła i pewnie na długo tak zostanie. Dzieci też na pewno przeczytam, bo zamierzam przeczytać wszystko, a tylko Dzieci mi zostały :) I też się cieszę, że Rok Prusa stał się okazją do przypomnienia nie tylko "Lalki".

      Usuń