Siostry Brontë po raz drugi


Anne Bronte, Lokatorka Wildfell Hall
Wydawnictwo MG

Trzecia ze słynnych sióstr-pisarek, Anne (1820-1849), była mi dotąd nieznana. Razem z Charlotte i Emily wydała w 1846 roku zbiór wierszy, a ponadto napisała dwie powieści – Agnes Grey (1847) oraz Lokatorkę Wildfell Hall (1848). Niestety wkrótce potem zmarła.

Książka jest nietypowa. Mamy w zasadzie dwóch narratorów i jedną historię zawartą w drugiej. Choć to za mało, żeby nazwać ją powieścią szkatułkową, efekt jest ciekawy. Większą część tekstu stanowi dziennik Helen Graham, w którym główna bohaterka opowiada swoją historię; dziennik ten przytacza jednak narrator nadrzędny, którym jest... mężczyzna. Ramą powieści jest powiem list Gilberta Markhama do przyjaciela i ów dżentelmen jest pierwszym narratorem, jakiego poznajemy.

Do Wildfell Hall przybywa młoda wdowa z kilkuletnim synkiem. Żyje na uboczu, ale mimo to (tym bardziej?) wzbudza poruszenie i zainteresowanie w całej okolicy. Panie są zazdrosne, panowie zaciekawieni. Mimo kiepskiego pierwszego wrażenia pomiędzy nią a Gilbertem Markhamem nawiązuje się nić sympatii, która jednak kilkakrotnie jest wystawiana na próbę. Wśród mieszkańców szybko zaczynają krążyć plotki, a Helen Graham nie chce i nie może ich rozwiewać. W końcu jednak decyduje się wyjawić prawdę i daje przyjacielowi do przeczytania swój dziennik, który wszystko wyjaśnia. Cofamy się o kilka lat i nagle znajdujemy się w zupełnie innej historii, w innym miejscu i innym środowisku: młoda kobieta mieszkająca z wujem i ciotką wychodzi za mąż. Z miłości i z przekonania...


Postacie – przynajmniej te główne – są w zasadzie czarno-białe, choć nie od początku jest to oczywiste. Niejmniej jednak wcale mnie to nie raziło ani nie zmniejszało w moim mniemaniu prawdopodobieństwa całej historii. Dzięki temu, że gruntownie poznajemy charakter i sposób myślenia bohaterów-narratorów, możemy zrozumieć ich postępowanie, które w innym wypadku mogłoby dziwić. W przeciwieństwie do Shirley, Helen Graham bardzo mi się podobała, choć zapewne nie wszystkim przypadnie do gustu. Podobnie jak inne bohaterki sióstr Brontë była stanowcza i silna, dumna, konsekwentna. Jej decyzje nie wynikały z uległości i słabości, ale przeciwnie – z wyjątkowego hartu ducha i wytrwałości. I okazuje się, że dobry nie znaczy nudny i pozbawiony charakteru, z czego tak wiele osób nie zdaje sobie sprawy. 

Autorka wyposażyła stworzone przez siebie postacie w stronę duchową; wątek religijny pojawia się w kontraście do tego z Shirley, gdzie Charlotte przedstawiała gadatliwych, pysznych i prymitywnych pastorów. Tu mamy życie wiarą zwykłych ludzi i towarzyszące słowom czyny. Jednocześnie ta religijność została przedstawiona w sposób bardzo nienachalny, jako naturalny rys charakteru niektórych osób, i jest ciekawym aspektem powieści.

Anne Brontë nie porywała się na przedstawianie problemów społecznych, ekonomicznych i politycznych. Napisała po prostu powieść obyczajową, w której zawarła losy kilku konkretnych osób. Niektóre momenty były świetne, inne – nieco ckliwe i sztuczne (choć może półtora wieku temu się takie nie wydawały), ale mimo wszystko jakoś pasujące do całości. Trochę bajkowej. Bohaterowie mi się podobali, choć śmiesznie było czytać w liście Markhama, jak targają nim emocje. Miło było też wrócić po raz kolejny do klimatycznej, XIX-wiecznej Anglii. Lektura bardzo – bardziej niż Shirley – mnie wciągnęła i z niekłamaną przyjemnością zagłębiałam się w kolejne rozdziały.

A teraz będę się czepiać. Korekta – koszmar. Już pal licho literówki, zdarzają się wszędzie (co nie znaczy, że powinny się zdarzać!). Ale w książce pełno jest błędów świadczących o ewidentnej nieświadomości jedynego (!) korektora, przez którego ręce przeszła powieść. Mamy więc powszechne wszem i wobec, bliską odległość oraz mnóstwo sformułowań odnośnie kogo? czego?. Jaki wniosek? Naprawdę redakcja to nie jest coś, na czym warto oszczędzać...

I parę słów o okładce: promocyjny prostokąt mamy nadal, choć już trochę lepiej wpasowuje się w całość okładki i mniej razi. Z niewiadomych przyczyn pani na zdjęciu ma blond włosy, chociaż główna bohaterka jest właścicielką kruczoczarnych loków, co w tekście zostało podkreślone kilkakrotnie. I przede wszystkim: nie czytajcie opisu z okładki! Zdradza ogromną część fabuły. Podobnie było z Shirley. Kolejny apel do wydawcy: prosimy o nieodbieranie nam przyjemności samodzielnego odkrywania losów bohaterów!

Sama powieść wypada bardzo dobrze.

Moja ocena: 7/10.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu MG. 

17 komentarzy:

  1. Zapowiada się bardzo ciekawie, tym bardziej, że jeszcze nie miałam okazji czytać żadnej powieści tej siostry Bronte:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Książki nie czytałam, ale oglądałam serial brytyjski na jej podstawie, który dosyć mi się podobał. Dobrze, że ukazała się w Polsce książka nieznanej w sumie siostry Bronte, szkoda, że redakcja była na tak niskim poziomie :(
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. O ja niegodna! Żyłam w świadomości, że siostry Bronte były dwie! A tu taka niespodzianka ;) Świetna recenzja - bardzo analityczna, mocne/słabe strony - super. Doceniam i bardzo gratuluję! A wydawcom faktycznie przydałoby się troszkę pstryczków w nos zapodać, bo faktycznie poziom korekty znacznie się obniżył, co dobre w żadnej mierze nie jest. Drażni mnie to jak mało co:) Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  4. UWIELBIAM SIOSTRY BRONTE, więc będę polowała na tę książkę!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostrzę sobie pazurki na te książkę:) Uwielbiam klasykę popularną:) A ja nigdy nie czytam opisu książki, no chyba, że już jestem w połowie:)Niektóre osoby odpowiedzialne za powstawanie ich, po prostu nie wiedzą jak pisać, aby zachęcić. A nie trzeba przecież zdradzać fabuły:)
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  6. Charlotte już poznałam, Emily czeka w kolejce, a o Annie pierwsze słyszę. :) Ale przeczytam z wielką chęcią. Nie trzeba mnie zachęcać. :) Chociaż nie ukrywam, że już mnie znacznie zniechęciłaś wspominając o zaniedbaniach ze strony redakcji... :( Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Koniecznie muszę przeczytać tę książkę, planuję to odkąd usłyszałam, że ma zostać w końcu opublikowana w Polsce :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Och jak ja Ci zazdroszczę! ;-) I jak ciesze się, że książka Ci się podobała. I to bardziej niż "Shirley". Skoro "Shirley" była według mnie świetna, to ta musi być rewelacyjna. Nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też lubię twórczość sióstr Bronte, dlatego polecam jak najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie przepadam za siostrami Bronte, więc tej książki na pewno nie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam twórczość tych znanych sióstr, niedługo będę miała okazję przeczytać "Shirley", a na "Lokatorkę" też przyjdzie pora.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Napewno przeczytam, ale w oryginale, kopie po angielsku są znacznie tańsze :) ciesze sie, że potwierdzilo sie to co myslalam o tej ksiazce :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Chciałabym sama się przekonać, czy trzecia z sióstr Bronte jest równie utalentowana, jak pozostałe ;))
    I dzięki za ostrzeżenie odnośnie recenzji na okładce- niestety, zdradzanie zbyt dużej części fabuły występuje na okładkach wielu książek, dlatego rzadko je czytam.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. (oczywiście mówiąc, że rzadko je czytam miałam na myśli recenzje z okładek, nie książki ;D).

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja tam nigdy nie czytam opisów z tyłu okładki, więc spoko :D a ksiazkę chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Książka faktycznie mogłaby mieć bardziej klimatyczną okładkę -ja bym ją widziała zupełnie inaczej, ale ta w sumie do najgorszych nie należy. A za to co jest w środku! Istna uczta czytelnicza, która wciąga na długi czas. Jestem po lekturze tej powieści i przyznaję, że niezwykle mi się ona podobała.

    OdpowiedzUsuń