Beata Pawlikowska, Blondynka na safari


Ciągnie mnie ostatnio do literatury podróżniczej wszelkiej maści. W wyniku tej nowej fascynacji sięgnęłam po jedną z licznych książek Beaty Pawlikowskiej, autorki do tej pory mi nieznanej.

Życiorys, zdolności i dokonania podróżniczki budzą podziw, żeby nie powiedzieć – wprawiają w osłupienie. Liczne wyprawy, znajomość kilku języków, audycje radiowe, fotografia, kilkadziesiąt publikacji... Książki-przewodniki, książki-poradniki, książki-kursy językowe. A niejedno jeszcze z pewnością przed nią.

Blondynka na safari to jedna z bardzo wielu książek opisujących wyprawy Pawlikowskiej. Pomyślana jako coś w rodzaju przewodnika nieograniczającego się do suchych i nudnych informacji, w rzeczywistości ma w sobie też coś z atlasu roślin i zwierząt. Treść została bardzo przejrzyście podzielona na kategorie: zwierzęta, rośliny, parki narodowe, ludzie, życie codzienne, zdrowie i różne przydatne informacje – co zabrać, jak dbać o swoje bezpieczeństwo, co można robić i czego lepiej unikać.

Najciekawsza jest według mnie część dotycząca zwierząt. Zgodnie z zapowiedzią autorka skupia się na interesujących szczegółach. Dowiadujemy się, że bawoły są mściwe, natomiast hieny to sprytne stworzenia, waleczni wojownicy i troskliwi opiekunowie (a pamiętacie hieny z Króla lwa?). Hipopotam ma zbyt delikatne stopy, by zbaczać ze ścieżki – woli zgnieść wszystko, co stanie mu na drodze. Największy krokodyl miał prawie 7 metrów długości! A to, czy z jaj wyklują się krokodylki (one) czy krokodyle (oni) zależy od temperatury, w jakiej jaja są przechowywane. Słoń kładzie się na ziemi dopiero wtedy, gdy umiera, a żyrafie wystarczą niecałe 2 godziny snu na dobę, by całkowicie odpocząć (kto nie chciałby dodatkowych sześciu godzin dziennie?). Trąba słonia składa się wyłącznie z mięśni – jest ich ponad sto tysięcy! Ciekawych informacji jest całe mnóstwo, czyta się to świetnie. Do tego piękne fotografie. Podobnie wygląda część dotycząca roślin - w tej kategorii wygrywa drzewo mające owoce w kształcie parówek o długości jednego metra.


Stosunkowo mało miejsca poświęca autorka ludziom (a może to moje subiektywne odczucie, bo ludzie wydają mi się najbardziej interesujący). Przy parkach narodowych brakowało mi mapek, które pozwoliłyby szybko umiejscowić sobie w myślach to, o czym czytałam. Bardzo wiele miejsca zajęły opisy chorób i wskazówki, jak sobie z nimi radzić, co jest oczywiście cenną informacją, jeśli ktoś się rzeczywiście na safari wybiera, a nie chce tylko poczytać o miejscach, których nigdy nie odwiedzi. Podróżującym palcem po mapie nie są niezbędne.

Co mnie irytowało – powtarzalność informacji. O niektórych rzeczach autorka pisze dwukrotnie, o innych jeszcze częściej – i nieraz są one sformułowane prawie identycznie. To drażni, jeśli czyta się całość w ciągu kilku dni. Przyjemność lektury skutecznie psuły też nagminne błędy interpunkcyjne. Poza tym było mnóstwo odwołań w stylu: „więcej o tym piszę na stronie...” - zupełnie niepotrzebnych, informacje w książce naprawdę bardzo łatwo zlokalizować (poza przejrzystym podziałem tematycznym i spisem treści jest jeszcze indeks), nie trzeba pięć razy powtarzać, że o wielkiej migracji czytamy na stronie 56. I jeszcze jedna rzecz: czasem Pawlikowska pisze całkiem serio o rzeczach tak oczywistych, jakby książka była skierowana do dziecka fascynującego się podróżami, a nie do dorosłych. Taki sposób traktowania czytelnika trochę mnie zniechęcił i po jej poradniki psychologiczne (W dżungli życia, W dżungli miłości, W dżungli samotności, W dżungli niepewności) już nie sięgnę.
Swoją drogą myślę, że książka spokojnie może zainteresować czytelników w wieku szkolnym – tekstu jest niewiele, a to, co jest, jest ciekawe i przystępnie napisane. Większość treści stanowią piękne fotografie, które pokazywałam nawet mojemu małemu synkowi.

To była przyjemna lektura, choć bardziej przypominała oglądanie atlasu niż czytanie. Dowiedziałam się wielu rzeczy, a z taką właśnie intencją sięgam po książki podróżnicze. Dodatkowo miałam okazję zobaczyć prawie wszystko, co autorka opisała, na pięknych zdjęciach. Myślę, że książka sprawdza się też jako przewodnik – zawiera mnóstwo przydatnych informacji, łącznie z ważnymi adresami i słowniczkiem podstawowych zwrotów w suahili i języku afrikaans. Na pewno jeszcze nie raz sięgnę po tę serię, choć następnym razem pewnie już pominę informacje użytkowe.
Polecam ciekawym świata, starszym i młodszym :)

Moja ocena: 7/10.

6 komentarzy:

  1. Też miałam fazę na książki podróżnicze, było to w ubiegłym roku na wakacjach. Miałam ochotę kupić sobie tę książkę, ale jakoś odłożyłam z powrotem na regał, może niepotrzebnie, bo z Twojej recenzji wynika, że jest ciekawa... W każdym razie postaram się jakoś ją zdobyć :)
    Książki podróżnicze, zwłaszcza te o Afryce, tak mnie wciągnęły i zaciekawiły, że marzę nadal o podróży w te rejony i uczę się języka suahili...

    PS Ja już obserwuję, zapraszam do mnie!

    http://wdomowejbiblioteczce.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, to podziwiam!

    Ja mam książkę z biblioteki, jak większość tego, co czytam :)

    Moja lista blogów obserwowanych jest nieużywana, ale zaglądam i pamiętam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O tej książce jeszcze nie słyszałam ale inna Pawlikowskiej już czeka w kolejce. :) Mam nadzieję, że się nie zawiodę. Po tą swoją drogą też może sięgnę. :) Zobaczymy. Brzmi całkiem całkiem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. książka jest przede wszystkim pięknie wydana już kilka razy miałam ja nawet zakupić, ale... ciągle coś mnie odciągało, a teraz chyba się zdecyduję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię Pawlikowską, uwielbiam podróże, te prawdziwe i te palcem po mapie, więc chyba trzeba będzie zaopatrzyć się w tę książkę. Dużo fotografii to zaleta dla mego brzdąca, więc może szybciej zakupię książkę. Sobie bardziej szkoduję hehe, a Młodemu ksiązki mogłabym kupować hurtem ;)

    Jestem pierwszy raz na Twoim blogu, ale juz będę zaglądać częściej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tak samo, sobie nie kupię, ale dla synka chciałabym wszystkie książki :)

    Zapraszam, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń