Carlos Ruiz Zafon, Książę Mgły

Debiutancka - wydana w 1992 roku - powieść hiszpańskiego autora, któremu sławę przyniósł rewelacyjny Cień wiatru. Jak wszystkie książki Zafona, przyciąga piękną okładką. Adresowana do młodzieży, choć twórca wyraża nadzieję, że przypadnie ona do gustu także starszym czytelnikom. Czy tak się rzeczywiście dzieje?

Akcja toczy się w czasie II wojny światowej, choć ośmielę się stwierdzić, że nie ma to akurat większego znaczenia. Troje młodych bohaterów wraz z rodzicami przeprowadza się do małego miasteczka. Tam mają nadzieję uniknąć zagrożenia, jakie przyniosła im historia. Niepozorna mieścina okazuje się jednak spowita tajemnicą, a niebezpieczeństwo w niej uśpione bardziej realne niż walka prowadzona na odległych frontach. Nowi lokatorzy nadmorskiego domu zostają wciągnięci we wciąż żywą historię sprzed ćwierćwiecza. Jaka jest tajemnica latarnika? Co się stało z poprzednimi mieszkańcami domu? Kim jest Książę Mgły? Co robi w ogrodzie kamienna trupa cyrkowa? To tylko niektóre pytania, na które odpowiedzi szukamy razem z trzynastoletnim Maksem Carverem.



Już od pierwszych stron narrator sugeruje, że bohaterowie wkraczają w świat naznaczony magią, niedający się ogarnąć ludzkim umysłem. Uwagę zwraca dziwny zegar czy podejrzany kot. Z czasem sygnałów jest coraz więcej i coraz bardziej niepokoją. Akcja się rozwija i wydaje się, że rzeczywiście książka najbardziej odpowiadać będzie młodemu czytelnikowi - wszystko dzieje się dość szybko, nie ma tu wielu opisów, obrazy są sugestywne, ale to raczej pojedyncze fragmenty, a nie imponująca panorama. Mimo to gdzieś koło setnej strony powieść rzeczywiście wciąga, groza narasta, tajemnica gęstnieje i nie wstydzę się przyznać, że miejscami miałam gęsią skórkę. Wycinek świata, który mamy okazję oglądać, rzeczywiście jest przesycony magią, jednak jest to magia mroczna, zimna, zła - i brak jej pozytywnej przeciwwagi. Być może dlatego też powieść jest tak interesująca: bo szanse od początku są nierówne.

Język Zafona jest jak zwykle bardzo plastyczny, pisarz ma dar wyczarowywania przed czytelnikiem gotowych obrazów. Miejscami można odnieść wrażnie, że forma przerasta treść, nie zmniejsza to jednak znacząco przyjemności, jaką daje zanurzenie się w namalowanym świecie.
Dziwnie jest sięgać po tę dwustustronnicową książeczkę po opasłych tomach Cienia wiatru i Gry anioła. Czy może przypaść do gustu również dorosłym odbiorcom? Z pewnością tak. Szkoda jednak, że autor nie pokusił się o rozbudowanie wątków, domalowanie obrazów, położenie solidnych fundamentów pod fabułę. W rezultacie otrzymaliśmy raczej powiastkę niż powieść i żal bardzo jej niewykorzystanego potencjału. Historia jest ciekawa, oryginalna, wciągająca. Czyta się jednym tchem, niemal z wypiekami na twarzy. Niestety w obecnej formie pozostawia ogromny niedosyt. Chciałabym lepiej poznać tytułowego Księcia Mgły, dłużej przeżywać kluczowe wydarzenia, a także pobyć z bohaterami w zwyczajnych okolicznościach. Nie zaszkodziłoby książce więcej opisów, które w powieściach Zafona tworzą niepowtarzalny klimat. Przez to wszystko książka wydaje mi się niedokończona, niekompletna - i dlatego daję 7/10. I mimo wszystko polecam. 

3 komentarze:

  1. Dwa razy się zabierałam do tej książki i jakoś nie mogłam przez nią przebrnąć. Pozostałe utwory Zafona bardzo mi się podobają.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Magia, gęsia skórka, nierówne szanse, mroczny chłód - to cechy, które znalazłam także w "Marinie" i "Cieniu wiatru" Zafona. Jednak nie odniosłam wrażenia, że w tych książkach brakuje pozytywnej przeciwwagi. Była ona jednak jakby przyczajona, by w odpowiednim momencie skutecznie przejąć inicjatywę. "Księcia mgły" nie czytałam. Ciekawi mnie kwestia braku światła :)

    OdpowiedzUsuń