Niby proste i głupawe, ale bawi!


Od dawna lubimy zabawy dotykowe typu „Pisze pani na maszynie“, „Kochana babciu...“, „Idzie rak“, „Idzie jeż“. Jakiś czas temu bardziej z ciekawości niż z nadzieją na powodzenie wypróbowałam na Krzysiulu idiotyczną moim zdaniem zabawę znalezioną kiedyś w czeluściach internetu*. Myślałam, że na jeden raz może być fajna, ale naprawdę nie mogłam uwierzyć, kiedy po raz piąty z rzędu synek zażądał: „Jeszcze raz!“. Dlatego też pożyczyłam sobie z biblioteki Zabawy paluszkowe – bo okazuje się, że najprostsze i, wydawałoby się, niezbyt szałowe pomysły dzieciaki odbierają zupełnie inaczej.


Książka jest cienka, a i tak trochę sztucznie napompowana: czasem niepotrzebnymi obrazkami (w końcu korzystamy z niej raczej my, rodzice), czasem bardzo luźno rozmieszczonym tekstem. Mimo to zabaw jest całkiem sporo, na pewno jest z czego wybierać. Nie wszystkie mi się spodobały, niektóre też były mi bardzo dobrze znane (jak choćby „Tu sroczka kaszkę warzyła“), ale tych, których chcemy się nauczyć i tak znalazłam co najmniej kilkanaście. Z kolei część niebudzących mojego entuzjazmu wierszyków Krzysiulowi się też spodobała. Czasem aż trudno mi uwierzyć, jak banalne pomysły mogą znaleźć uznanie w oczach dziecka. Więc teraz kilka razy dziennie bawimy się paluszkami :) Bardzo mi się podoba ta forma spędzania razem wolnego czasu! A do tego ćwiczymy.

Raczej bym tej książki nie kupiła, ale jeśli macie możliwość pożyczyć – zróbcie to koniecznie! To nie tylko sporo pomysłów na często nieznane zabawy, ale też inspiracja do tworzenia nowych, własnych. Naprawdę nie trzeba być poetą, by stworzyć krótką rymowankę dającą się zilustrować ruchami rąk :) A radość dziecka – bezcenna.


* Zabawa: pokazujemy dłoń zwiniętą w pięść i mówimy „Tu jest grota...“, potem machamy kciukiem tej samej dłoni: „A tu miś“. Chowamy kciuk w pięść i kontynuujemy: „Puk, puk, misiu, na dwór wyjdź!“. Wyciągamy kciuka, machamy nim i cieszymy się: „Ooo, wyszedł miś!“. Tak, dwulatka to zafascynowało :D 


Krzysztof Sąsiadek, Zabawy paluszkowe
Wydawnictwo Media Rodzina


Znajdziesz mnie też na Facebooku

8 komentarzy:

  1. O, jakie fajne! Moja młodsza bratanica byłaby zachwycona pewnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. My tez mamy i z radoscia korzystalismy baaardzo czesto. Teraz starszy wyrosl i czekam, az mlodszy dorosnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie na półce leży książka w opracowaniu Marty Bogdanowicz dotycząca masażyków - też polega na wykorzystaniu wierszyków, czasami nawet tych, które dobrze znamy i dodaniu do nich gestów, dotyku na plecach, brzuszku czy ramionach dziecka. Jedynym problemem jest to, że trzeba nauczyć się na pamięć nie tylko wierszyka, ale jeszcze gestów, co jest trochę kłopotliwe. A przecież nie będę siedziała i jedną ręką masowała córki, a drugą trzymała książkę (która ma spore rozmiary!)... I tak się ciągle waham czy wejść z te zabawy czy też nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkę pani Bogdanowicz miałam z biblioteki, też fajna. Zawsze można się nauczyć dwóch albo trzech, sporo tam było podobnych, po kilku nauczonych można improwizować :)

      Usuń
    2. A moja córeczka i tak tylko "Chodzi kominiarz.." i "idzie raczek.." akceptuje. Do pozostałych podchodzi z dystansem i zdumieniem - "mamo, co ty wyprawiasz?" zdają się mówić jej oczy :)

      Usuń
    3. Trzy razy się zdziwi, za czwartym ucieszy ;)

      Usuń
  4. Super :) Po takiej zabawie narawdę wiele można powiedziec o dziecku, a ile przy tym frajsy :D Postaram się znaleść :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super to coś dla mojego synka, bo ćwiczymy paluszki :)

    OdpowiedzUsuń