Jak dobrze znacie literaturę
afrykańską? A może nawet sobie jej nie wyobrażacie? Ja czytałam
zaledwie kilka książek z jej pogranicza (na przykład tę i tę) i ani jedna mnie nie rozczarowała. Za to nie potrafię policzyć, ile polskich i amerykańskich cud-powieści
nie sprostało moim (przyznaję, często wygórowanym) oczekiwaniom...
Trudno uwierzyć, że Lunatyczna kraina, uznana za jedną z
najlepszych powieści afrykańskich XX wieku, jest debiutem (w oryginale ukazała się w 1992 roku, u nas dopiero w 2010).
Początek jak z Drogi McCarthy'ego.
Głównych bohaterów jest dwóch: chłopiec, który nic o sobie nie
wie, i jego opiekun – stary Tuahir. Idą drogą. Wokół pustka –
w tamtych stronach wojna uśmierciła drogę. Muidinga nie pamięta,
kim jest, ale umie czytać; czyta więc na głos dzienniki Kindzu,
innego chłopca, który bardzo chciał się stać naparama,
wojownikiem. Tu
bohaterów jest znacznie więcej, te zeszyty to przytłaczająca
większość powieści, i z czasem coraz bardziej spychają
rzeczywistość na drugi plan, do roli szkieletu, oprawy. Do czasu.
Wszystko w tej książce jest
skomplikowane. Budowa: szkatułkowa w uproszczonej wersji, czyli
jeden plan zamknięty w drugim, ale – żeby nie było tak łatwo –
oba się w końcu spotykają na jednej płaszczyźnie. Fabuła:
baśniowa, lunatyczna, na granicy światów. We śnie, w wyobraźni,
w rzeczywistości? Język: piękny, pełen mikrodygresji,
neologizmów, gier słownych. Wszystko jest skomplikowane, wszystko
jest fascynujące.
To dość luźne skojarzenie, ale
Lunatyczna kraina przypomina mi film The Fall. Jeśli nie znacie, to
polecam obejrzeć przepiękny trailer:
Niby jest baśniowo, ale przecież
realia są jasne: wojna, głód, cierpienie, śmierć. Muidinga i
Tuahir mieszkają w spalonym wraku autobusu i boją się zwrócić na
siebie uwagę bando – uzbrojonych bandytów. W zapiskach Kindzu też
pojawiają się kolejne smutne postacie, smutne historie smutnych
ludzi: rozdzierające serce opowieści o dzieciach kochanych zbyt
krótko lub zbyt późno, samotni dorośli, ludzie przerażeni,
zagubieni, pozostawieni samym sobie.
To w pewnym sensie powieść drogi:
wędrują główni bohaterowie, wędruje Kindzu. Obaj chłopcy
szukają – przede wszystkim tego, co nada im tożsamość. Ale to
powieść drogi odwrócona: porusza się świat wokół postaci,
przede wszystkim wokół Muidingi, który – choć na drodze –
wciąż tkwi we wraku autobusu.
Couto posługuje się niesamowitym
językiem, który z pewnością był olbrzymim wyzwaniem dla
tłumacza. Część gier słownych na pewno – mimo wspaniałej
pracy Michała Lipszyca – polskiemu czytelnikowi umyka, ale i tak
otrzymujemy na tyle dużo, by docenić niezwykłość formy. Zdania
następujące po sobie odsyłają do kolejnych obrazów, coraz dalej
i głębiej, każdy akapit jest osobnym zaproszeniem, wizją, szansą
na interpretację. Porównania, metafory, ciekawe, odkrywcze
zestawienia słów, które sprawiają, że można się pochylać nad
pojedynczymi zdaniami: Ojciec strzaskał niecierpliwość na języku;
Znów zaczęła przynucać piosenką; usamotniczyć się na własny
rachunek. I wiele neologizmów, zlepków wyrazowych wydobywających
nowe, ciekawe znaczenia: technika bardzo dobrze nam znana dzięki
Leśmianowi, a więc już nie tak zaskakująca, ale nie mniej przez
to godna uwagi. Płaczygłupki, śpiewospady. Najbardziej zadziwia, że mimo wymyślnych
słów język powieści wydaje się naturalny, doskonale wpasowany w
ten lunatyczny świat. Czyż można się po nim poruszać inaczej,
niż błąkisnując się?
Napisałam dużo i w sumie nie
napisałam nic. Ale taka jest ta książka – trzeba tam być
samemu. Fascynująca, hipnotyzująca lektura, wyjątkowa na
wszystkich poziomach. Do wielokrotnego czytania. Dla tych, którzy
lubią nieoczywiste powieści, ciekawe formy, twórcze operowanie
językiem. Polecam!
Mia Couto pisze też wiersze. Bardzo
jestem ich ciekawa, choć jeśli tak bawi się słowem w prozie,
kto podjąłby się przetłumaczenia poezji?
Moja ocena: 9/10.
Mia Couto, Lunatyczna kraina
Wydawnictwo Karakter
Znajdziesz mnie też na Facebooku
Literaturę afrykańską właściwie znam tylko dzięki powieściom Yasminy Khadry, ale rzeczywiście, ma ona w sobie coś magicznego. Chętnie zapoznałabym się z tą książką, choć nie jestem pewna, czy te wszystkie neologizmy i udziwnienia językowe, które tak lubię i cenię u Leśmiana, przypadną mi tutaj do gustu.
OdpowiedzUsuńMyślę, że by Ci się spodobało. Według mnie te słowa brzmią bardzo naturalnie i dobrze w powieści Couto. Wspaniale się czyta!
Usuń"Usamotniczyć się na własny rachunek" - cudowna fraza!
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja.
Literaturę afrykańską przybliżaną przez Karakter częściowo znam, czytałam na przykład powieść Alaina Mabanckou i nawet mam od niego autograf.
W tej książce jest znacznie więcej cudownych fraz, bardzo polecam.
UsuńDla mnie to pierwsza książka wydawnictwa Karakter, ale na pewno nie ostatnia - jedna już nawet stoi na półce, moja własna. Bo ta z biblioteki, więc musiałam syzbko przeczytać ;)
Pomyślałam, pomyślałam i doszłam do wniosku, że nie znam literatury afrykańskiej. Nie mogę przywołać żadnego przeczytanego tytułu. Jedna książka Coetzee to marny wynik.
OdpowiedzUsuńWydawnictwo Karakter ma na swoim koncie niewiele książek, ale kusi ofertą. Czekam bardzo na Susan Sontag ("Myśl to forma odczuwania").
Coetzee jeszcze, tak dawno czytałam, że zapomniałam :) Chyba nawet dwie. Ale jego książki są inne niż te pozostałe, które wymieniłam. Mniej afrykańskie? Cokolwiek to znaczy.
Usuń