Gdzie leżą granice ludzkich możliwości?

Jürgen Thorwald, Triumf chirurgów
Wydawnictwo Literackie

Poprzednia część, opowieść o pierwszym stuleciu rozwoju chirurgii, zachwyciła mnie. Nie miałam wątpliwości, że tylko kwestią czasu jest, kiedy przeczytam pozostałe; nie tylko ze względu na masę emocji, jakich dostarczyło mi Stulecie chirurgów, ale też z ciekawości: to kopalnia wiedzy, mnóstwo szalenie interesujących informacji.


Odkrycie narkozy oraz rozwój aseptyki i antyseptyki pozwoliły początkującym chirurgom dalej poznawać ludzkie ciało, podejmować kolejne ryzykowne próby ratowania życia. Stają oni przed nowymi, do tej pory nieprzekraczalnymi granicami: czy można otworzyć klatkę piersiową? Czy można dotknąć pracującego serca? Jak działa mózg, czemu służą jego poszczególne części, czy można którąkolwiek usunąć bez zagrożenia życia? Wycinanie guzów umieszczonych w coraz bardziej problematycznych miejscach, walka o znieczulenie miejscowe, komory operacyjne zapobiegające zapadnięciu się płuca podczas operacji... wreszcie tak finezyjne operacje jak przeszczep rogówki w celu przywrócenia pacjentowi wzroku. 

W zasadzie mogłabym powtórzyć większość opinii z pierwszej recenzji: są tu ludzkie dramaty, jest niesamowita dawka emocji, umiejętnie budowane napięcie, zazdrość, ambicja, ciekawość, pasja – wszystko, co od wieków pcha świat do przodu. Wzruszeń było trochę mniej, walki między lekarzami nie były tak zacięte, ale nie dało się uniknąć konfliktów, rywalizacji, uprzedzeń; była też piękna historia miłosna i wiele innych opowieści w opowieści.

Zafascynowały mnie kolejne próby otworzenia klatki piersiowej, bardzo interesujące było dążenie do opracowania metody znieczulania miejscowego, kiedy to z obawy przed uzależniającym działaniem narkozy i jej skutkami ubocznymi ludzie radośnie sięgnęli po kokainę. W dużych dawkach. Epizodyczną rolę odgrywa tu Sigmund Freud; niestety zignorował kluczową obserwację i wielkie odkrycie przypadło innemu lekarzowi. Trochę śmieszyły (łatwo być mądrym w XXI wieku, wiadomo) przypuszczenia, że tarczyca może nie być do niczego potrzebna – niestety konsekwencje takiego rozumowania okazały się znacznie mniej zabawne...

O ile w pierwszej części obawy bardziej wrażliwych czytelników mogły budzić operacje przeprowadzane bez znieczulenia, lejąca się krew i inne potworności, o tyle tutaj już tego nie ma – zabiegi przebiegają w ciszy i spokoju. Natomiast nawet we mnie zrodził się sprzeciw wobec upiornych eksperymentów na zwierzętach (a lubię zwierzęta tylko oglądane z bardzo bezpiecznej odległości. Najlepiej rybki). I nie pomaga świadomość, że bez nich postęp byłby niemożliwy.

Operacje robią się coraz bardziej skomplikowane i przeciętna wiedza współczesnego młodego człowieka może nie wystarczyć, by we wszystkim się połapać, dla laika zresztą niektóre z nich mogą być nudnawe; część szczegółów można jednak pominąć bez większej szkody dla lektury.

Choć nie tak porywająca jak Stulecie chirurgów, druga część historii nadal pozostaje świetną, fascynującą, zdecydowanie godną uwagi lekturą. Po Pacjentów też na pewno sięgnę. Polecam! 


Moja ocena: 8/10.

7 komentarzy:

  1. Zachęciłaś mnie, muszę przeczytać i Stulecie i Triumf, Pacjentów pewnie też :) pozdrawiam m.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Stulecie chirurgów" podobało mi się dużo bardziej niż "Triumf chirurgów", ale obie są bardzo fajne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam "Stulecie chirurgów" jak najgorszy koszmar. Zdumiewający jest fakt, że to nie było aż tak dawno temu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Ale nasze dzieci pewnie też się będą za jakiś czas dziwić, jakie rzeczy pamiętamy :)

      Usuń