Majgull
Axelsson, Dom Augusty
Wydawnictwo
W.A.B., Seria z miotłą
Od
dawna miałam zanotowane nazwisko szwedzkiej pisarki na mojej (coraz
dłuższej) liście "do przeczytania w najbliższym czasie".
Intrygowały mnie opisy kolejnych jej powieści oraz raczej skrajne
opinie znalezione w internecie: jedni zupełnie się w tym świecie
nie odnajdują, inni są pochłonięci, zachwyceni wyczarowaną przez
Axelsson mroczną rzeczywistością. Do tej pory wydała ona pięć
powieści: Droga do piekła (1994), Kwietniowa czarownica (1997), Dom
Augusty (2000), Ta, którą nigdy nie byłam (2004) oraz Lód i woda,
woda i lód (2008). Była wielokrotnie nagradzana za swoją
twórczość, między innymi najważniejszym szwedzkim wyróżnieniem
– Augustpriest. Ja zaczęłam przygodę z jej twórczością od środka, bo akurat ta książka stała na bibliotecznej półce.
Dom
Augusty to opowieść o kilku pokoleniach kobiet. Na pierwszy plan
wysuwa się Augusta, jej wnuczka Alicja oraz wnuczka kuzynki Alicji,
Andżelika – a więc przedstawicielki co drugiego pokolenia na
przestrzeni całego XX wieku. Łączy je stary drewniany dom stojący
na skraju miasteczka: to w nim kolejne bohaterki znajdują
schronienie w kluczowych momentach swojego życia, to on jest
świadkiem cierpienia, lęku, tajemnic; słów pełnych nienawiści i
gestów miłości; pęcznieje od kolejnych historii zapisujących
się w ścianach, meblach, pościeli – by wreszcie opowiedzieć je tym, którzy zechcą się wsłuchać.
To
powieść pełna bólu. Nie ma w niej ani jednego szczęśliwego
bohatera – są tylko mniej lub lepiej radzący sobie ze swoim
życiem. Zadziwiało mnie, jak schemat-pułapka powtarza się w
kolejnych pokoleniach, jak Alicja, Olga, Andżelika wpadają kolejno
w te same sidła, z których kiedyś wyrwała się (czy rzeczywiście?) Augusta.
Jednocześnie każda z tych historii jest zupełnie inna i inaczej
się kończy. Wszystkie kobiety były zagubione, rozpaczliwie
potrzebowały miłości, akceptacji, azylu – co czyniło je
zależnymi od mężczyzn i podatnymi na kolejne błędy. Poranione
dziewczynki wyrastały na zagubione młode kobiety, by w końcu
zmienić się – lub nie – w nieszczęśliwe,
rozczarowane życiem starsze panie. Każdej z nich brakowało
miłości, którą mogłaby przekazać następnemu pokoleniu, nie
było nikogo, kto byłby zdolny przerwać koszmarny ciąg krzywd i
samotności. Kiedy udaje się im otrząsnąć, jest już za późno;
ludzie skrzętnie ukrywający własne tajemnice i walczący z własną
przeszłością nie mieli czasu otoczyć opieką tych, którzy
jeszcze mieli szansę na ratunek. Nie ma tu miejsca na rozgrzeszenie:
Przemocy nie można usprawiedliwiać przemocą. (...) Nie można
tłumaczyć tego, że się nie zauważyło, faktem, że samemu było
się niezauważanym. Nie ma na to usprawiedliwienia.
Majgull
Axelsson stawia w swojej powieści wiele trudnych pytań. Jedna z
bohaterek formułuje w końcu wątpliwość, która nie daje jej
spokoju: Czy niektórzy rodzą się niepotrzebnie? Można to pytanie
dopasować do większości postaci z tej książki. Pytanie zrodzone
z bólu i przeraźliwego pragnienia bycia chcianą i kochaną. Bycia
zwyczajną osobą, dorastania w zwyczajnej rodzinie. Niejedno dziecko
pojawiające się na przestrzeni stulecia nie otrzymuje miłości,
jaką powinno być otoczone, a gdy któreś jest chciane – akurat
jemu nie jest dane żyć w bezpiecznym domu. Gdy jest dobrze, na
pewno nie potrwa to długo: Czasami Augusta zatrzymywała się w pół
kroku na myśl, jak wiele ma do stracenia, i zamierała ze strachu.
Niemożliwe, żeby komuś mogło być tak dobrze. To się musi źle
skończyć.
Z
każdej karty wylewa się ból, samotność, niezrozumienie,
chaotyczne poszukiwanie. Jak się stąd wyrwać? Jak pozostać
doskonale niewidocznym, żyć w spokoju, móc patrzeć w lustro?
Gdzie szukać, żeby znaleźć? Każdy tu udaje, nosi maskę, stara
się nie niepokoić innych i nie zwracać na siebie uwagi: Alicja
przyspiesza kroku, obcasy stukają zdecydowanie po chodniku. W oknie
wystawowym miga jej własne odbicie: pewna siebie kobieta w drogim
kostiumie. Jest dobrze przebrana. Każdy jest samotny, bo tak
naprawdę nikt nikogo nie zna. Autorka bardzo szczegółowo pokazała
mechanizmy, które czynią ludzi bezbronnymi, nieszczęśliwymi,
zastraszonymi, które każą im budować wokół siebie mury albo
wyładowywać agresję na innych. Pokazała też, że niekoniecznie
fizyczna przemoc jest tym, co najbardziej boli i wypala najtrwalsze
rany. Żadne z działań żadnego bohatera nie budzi wątpliwości –
wszystko jest jasne i zrozumiałe, i tym bardziej straszne.
Na
okładce możemy przeczytać, że Proza Majgull Axelsson jest
bezkompromisowa i niepokojąca. To prawda – autorka nikogo nie
krytykuje, ale bohaterowie sami się osądzają i nie ma w tej
powieści miejsca na ułaskawienie. Każdy jest mniej lub bardziej
winny, a dyskomfort psychiczny wywołuje świadomość, że patrząc
z zewnątrz, można powiedzieć: rodzina jak każda inna. Każda z
kobiet w tej powieści jest słaba, wewnętrznie poturbowana, choć
każda inna. Każda nosi w sobie jakiś brak, którego nikt i nic nie
potrafi wypełnić. Najmniej do tego schematu pasuje Augusta, potem
jest już tylko gorzej: przepraszająca za wszystko Siri, wiecznie
skarżąca się Karin, żyjąca w kłamstwie Alicja, umywająca ręce
Marianna. Dopiero szesnastoletnia Andżelika będzie sprawiała
wrażenie dzielnej i niezależnej, jednak to tylko maska skrywająca
bardzo kruchą konstrukcję.
Co
ciekawe, z zawodu autorka jest dziennikarką – czego według mnie w
ogóle nie widać po tej książce. Sam pomysł z szepczącym domem jest poetycki, poetyckie są też opisy przyrody
– chyba dość charakterystyczne dla literatury skandynawskiej.
Powieść jest baśniowa i zimna zarazem, fantastyczne akcenty
wkraczają w najbardziej szare elementy rzeczywistości, ale nie
niosą pocieszenia. Wszystkie baśnie umarły – te słowa
powtarzają się w książce trzykrotnie, a potem powracają echem na kolejnych stronach. Z początku to połączenie wydawało mi
się dziwne, ale historia kobiet wciągała mnie coraz bardziej i
bardziej, aż w końcu stałam się częścią tego świata.
Axelsson ma niesamowity dar tworzenia niepowtarzalnej atmosfery, i choć nie od razu przekonała mnie do
swojego stylu, w końcu dałam się jej zaczarować. Pod koniec niektóre akapity zdarzało mi się czytać po dwa, trzy, pięć razy. Chyba tylko ta
nieco baśniowa aura czyni tę książkę możliwą do
udźwignięcia – bo żadnej innej ucieczki od cierpienia tu nie
znajdziemy.
Wrócę
jeszcze raz do opisu z okładki. To (...) powieść o miłości,
tłumionych tęsknotach, przemijaniu i śmierci. Jak to banalnie
brzmi! Tymczasem to jedna z oryginalniejszych książek, jakie
ostatnio czytałam. Dla mnie to opowieść o samotności wśród
najbliższych, o tym jak łatwo zamknąć się w swoim cierpieniu i
krzywdzić tym innych, jak ogromne spustoszenie może uczynić brak
ciepła i miłości, jak łatwo się minąć, zmarnować sobie życie
i obudzić się, kiedy już będzie za późno.
Bez
wahania dołączam do wielbicielek prozy szwedzkiej pisarki.
Zastanawiam się tylko, czy Dom Augusty spodobałby się także
mężczyźnie: bo choć występują tu nie tylko kobiety, to jednak o
nich i chyba dla nich jest ta książka. Opowiedziana stanowczo i
bezkompromisowo, ale z kobiecą wrażliwością. Bardzo trudna,
smutna, wstrząsająca. Ale naprawdę piękna.
Moja
ocena: 9/10.
Witaj w klubie wielbicielek Majgull Axelsson :D
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję, rozgoszczę się :D
UsuńPrzepraszam, z tej radości, że moja ulubiona pisarka ma kolejną wielbicielkę, zapomniałam napisać, że Twoja recenzja jest niesamowita. Jakbyś wczuła się w jej styl pisania i jednocześnie oddała ten klimat z jej powieści :) co tylko sprawia, że mam ochotę czytać jeszcze raz i jeszcze raz. Naprawdę, pięknie potrafisz oddać w swojej recenzji to chłodne piękno prozy Majgull Axelsson
UsuńBardzo Ci dziękuję :) Przeczytałam książkę i od razu siadłam do pisania, emocje jeszcze nie opadły, może to dlatego :)
UsuńMam od dawna ochotę na poznanie twórczości Axelsson. Nie wiem tylko od czego zacząć. Z Twojej recenzji wnioskuję jdnak, że "Dom Augusty" będzie dobrym początkiem.
OdpowiedzUsuńBędzie dobrym, ale myślę, że inne książki też by się nadawały na początek - z tego co czytałam autorka po prostu ma charakterystyczny sposób kreowania świata i to jest najbardziej przyciągający aspekt jej twórczości :)
UsuńJa też chcę przeczytać! Miałam przeczytać inną książkę Axelsson tj. "Ta, którą nigdy nie byłam". Takie klimaty literackie, które opisałaś bardzo mi odpowiadają i widzę, że koniecznie warto się w nie zgłębić.
OdpowiedzUsuńJa sobie notowałam różne tytuły, po czym postanowiłam na początek przeczytać cokolwiek, co najszybciej znajdę w bibliotece :) Dobrze trafiłam, ale wydaje mi się, że pozostałe powieści będą równie ciekawe.
UsuńŚwietna recenzja, doskonale oddaje wszystko, co niesie ze sobą ta książka. Czytałam ją już jakiś czas temu, ale zapadła mi w pamięć i uważam, że Twoje sformułowanie "baśniowa i zimna zarazem" jest bardzo celne. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńUwielbiam, uwielbiam! Axelsson jest jedną z moich ulubionych pisarek - na półce czeka "Droga do piekła" i nie mogę doczekać się, aż po nią sięgnę. Baśniowy chłód - to rzeczywiście dobrze określa styl tej autorki, coś wspaniałego :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie widziałam u Ciebie na blogu ostatnio dwie książki i pisałam, że też zamierzam się zabrać w najbliższym czasie - trochę mnie zmobilizowałaś :)
UsuńŚwietna, wnikliwa recenzja, jak to się teraz mówi - szacun. :) O Axelsson tylko słyszałam, nie miałam jeszcze okazji przeczytać żadnej jej książki.
OdpowiedzUsuń"To (...) powieść o miłości, tłumionych tęsknotach, przemijaniu i śmierci". - faktycznie, ten opis brzmi bardzo banalnie. W sumie to typowa notka z okładki, którą zapewne można by "przypiąć" do wielu książek.
Skoro piszesz, że to jedna z oryginalniejszych książek, jakie czytałaś, i ja chętnie się z nią zapoznam. Oczywiście może się okazać, że nie odnajdę się w tym świecie (jak to napisałaś na początku recenzji), ale na pewno spróbuję.
Dziękuję :) Spróbować zawsze warto, ostrzegam też - warto dać tej książce szansę, bo mnie nie od razu wciągnęła.
UsuńOpis faktycznie tendencyjny - chyba 90% literatury jest o miłości, śmierci albo przemijaniu albo o wszystkim jednocześnie, bo łatwo to połączyć. Nie trzeba czytać książki, żeby coś takiego napisać, co więcej, akurat tutaj moim zdaniem ten opis wyjątkowo średnio pasuje ;)
Smutna, poruszająca i warta poznania - taka jest moim zdaniem ta książka. Podobała mi się. Polecam Ci też inne powieści tej szwedzkiej autorki - szczególnie "Kwietniową czarownicę".
OdpowiedzUsuńNa pewno sięgnę po inne, choć zawsze muszę sobie zrobić przerwę między książkami tego samego autora. Może następna będzie właśnie "Kwietniowa czarownica", chociaż nie wiem, czy jest u mnie w bibliotece.
UsuńAutorka jest mi obca, ale czuję że dzięki Tobie wkrótce to się zmieni.
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa wrażeń faceta po tej książce, naprawdę szczerze ciekawa - czy mężczyźnie może się tak samo spodobać.
UsuńJa od dawna należę do miłośniczek twórczości Axelsson. Przeczytałam wszystkie jej książki. "Kwietniowa czarownica", "Dom Augusty" oraz "Droga do piekła" podobały mi się ogromnie, "Lód i woda" oraz "Tą, którą nigdy nie byłam" trochę mniej. I masz rację, kiedy piszesz, że po książce nie widać, że jej autorka jest dziennikarką :)
OdpowiedzUsuńZ prozy Axelsson zostala mi tylko "Droga do piekla". Lubie jej ksiazki, ale dzialaja na mnie lekko depresyjnie, musze odetchnac kilka miesiecy po kazdej przeczytanej. Mimo wszystko zawsze wracam z pewnoscia, ze czeka mnie spotkanie z kolejna dobra ksiazka.
OdpowiedzUsuńMialam na mysli, ze tylko "Droga do piekla" zostala mi do przeczytania;)
UsuńWielki smutek i przygnębienie, i okrutny żal nad życiem tych wszystkich kobiet - nie tylko bohaterek książki, ale wszystkich o podobnych doświadczeniach. Rzeczywiście, lektura zostaje na długo w pamięci:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Smutek, ale dla mnie i takie katharsis, naprawdę świetna książka.
UsuńBardzo piękna recenzja, cieszę się, że i na mnie czeka już na półce Dom Augusty
OdpowiedzUsuńDziękuję i życzę wspaniałej (bo "przyjemnej" nie będzie właściwym słowem) lektury! No i czekam na wrażenia :)
UsuńNależę do grona tych czytelniczek, które się nie odnalazły w twórczości tej pisarki. Pewnie przez ten wszechogarniający smutek, skupienie się na negatywnych stronach istnienia (jakby nie istniały jasne strony!). Chłodem aż biło od powieści, za bardzo jak dla mnie, za bardzo.
OdpowiedzUsuńNie sięgnęłam po nic innego autorki, tak mnie zmroziło.
Ale twoja recenzja jest taka, że gdybym nie czytała, pewnie bym sięgnęła :) Dobrze napisane. Z pasją.
Dziękuję :)
UsuńMnie w sumie często razi taka jednostronność, niedostrzeganie żadnych jasnych stron życia; jednak w tej książce wszystko mi do siebie pasowało i zupełnie nie miałam takiego wrażenia. Ale ja w ogóle lubię smutne filmy, smutne książki - mam wrażenie, że głębiej zapadają mi w pamięć.
Widzę, że książka generalnie warta przeczytania;)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! Wczoraj skończyłam czytać inną powieść Majgull Axelsson - "Ta, którą nigdy nie byłam" i po prostu nie jestem w stanie otrząsnąć się po tej historii. Jednak trudno jest mi określić, czy stoję po stronie miłośników książek tej skandynawskiej pisarki...
OdpowiedzUsuńBardzo cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga i zostanę tu na dłużej:)
Może zdecydujesz się po kolejnej powieści :) Ja na pewno za jakiś czas sięgnę po następną.
UsuńRozgość się zatem :)
Przeczytałam wszystko, co zostało przetłumaczone na polski M. Axellsson i czekam na więcej. Uwielbiam ją! Każda z jej książek ma niesamowitą atmosferę, która zostaje na długo. Coś uwiera, coś boli, coś porusza, coś smuci, coś zastanawia,,. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńm.
motyw kobiet powtarzających swe błędy, szukających schronienia - kojarzy mi się to z książką pol. autorki G. Jeromin-Gałuszki "Kobiety z czerwonych bagien" :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tej książce, ale może być ciekawa :)
Usuń