Niewielka książeczka o wielkiej stracie


Agata Baranowska, Dzidziuś. Niewielka książeczka o wielkiej stracie
Wydawnictwo Ilustratornia

Książka może budzić kontrowersje, bo czy dzieciom rzeczywiście trzeba czytać, opowiadać o poronieniu? Czy powinno się w ogóle poruszać takie trudne, "dorosłe" tematy? Nie ma to chyba większego sensu, gdy dziecko zna problem tylko ze słyszenia – co innego jednak, gdy musimy się z nim zmierzyć w rodzinie. Agata Baranowska zaproponowała przepiękną książeczkę, która w niewielu słowach i bez zbędnych uwag – a można przecież na ten temat powiedzieć bardzo wiele – pomaga zrozumieć i oswoić ból, daje dziecku prawo do złości, rozczarowania, żalu, przypomina, że nie tylko rodzice odczuwają stratę i pomaga wspólnie przeżyć żałobę.

Całą historię opowiada kilkuletnia dziewczynka: bardzo dobrze stylizowanym, prostym językiem, z perspektywy dziecka, które nie do końca wszystko rozumie, a jednak wie tyle, by cierpieć. Zaczyna się od oczekiwania: mama przynosi zdjęcie zrobione "specjalnym aparatem", wszyscy się cieszą i rozpoczynają planowanie: trzeba kupić wózek, łóżeczko, maleńkie ubranka! Dziewczynka z niecierpliwością czeka na małą siostrzyczkę, choć znalazło się też miejsce na niepokój: Czy wszystkimi zabawkami będę musiała się podzielić? Tego się już jednak nie dowie, bo w nocy mama ląduje w szpitalu.

Nie rozumiem, co się stało. Przecież umierają tylko bardzo starzy ludzie, a nie dzidziusie. To na pewno nieprawda! Niech lekarz zajrzy do mamy jeszcze raz! Tym specjalnym aparatem!


Narratorka razem z rodzicami przeżywa żałobę. Dorośli tłumaczą jej emocje, pomagają sobie z nimi radzić, pozwalają się wypłakać i wykrzyczeć. Któregoś dnia dziewczynka wybiera siostrzyczce imię, a zdjęcie z USG trafia do rodzinnego albumu: na zawsze zostanie w sercach każdego w rodzinie. Z czasem emocje się zmieniają: złość zamienia się w tęsknotę, ból cichnie, pojawia się... może nie nadzieja, ale bardziej pozytywne spojrzenie w przyszłość.

Cała książka to w zasadzie trzy kolory: stonowane tło i czarno-białe ilustracje. Autorka zdecydowała się na bardzo ciekawy zabieg: zrezygnowała z przedstawiania pełnych sylwetek i całą historię opowiedziała za pomocą dłoni. Okazuje się, że można nimi wyrazić równie wiele, jak twarzą: zaciekawienie, niepokój, ból, złość, pustkę, tęsknotę, czułość... Dzięki temu też nie widzimy bohaterów, możemy się postawić na ich miejscu – każdy z nas może być siostrą, mamą, tatą, których ręce zostały uwiecznione na kartach książki.





Na koniec tata sadzi drzewko koło domu – dla zmarłej Tosi. Na razie jest zupełnie maleńkie. Ale zielone.


To naprawdę piękna książka, pełna emocji – chce mi się płakać, kiedy ją przeglądam. Oby nikomu z Was nie była potrzebna. Zresztą nawet jeśli nie będzie – i tak jest warta uwagi.

Za książkę bardzo dziękuję Autorce.

16 komentarzy:

  1. Choć jakoś nie mam ochoty na jej przeczytanie (nastrój mi nie odpowiada, chwilowo nie mam chęci na coś dołującego) to jednak nie wątpię w to, że może nadejść taki moment, w którym komuś ta książka się przyda. Jeśli rzeczywiście jest tak wspaniała, jaką ją opisujesz to bardzo mnie to cieszy, że ktoś podjął się takiego wyzwania.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja z chęcią bym przygarnęła :) 10 lat temu zmarła moja córka w 26 tyg ciąży :(

    OdpowiedzUsuń
  3. To piękne przesłanie do wszystkich, którzy chcą inaczej...)

    OdpowiedzUsuń
  4. To musi być książka warta przeczytania;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sadze, ze ksiazka jest bardzo wazna i potrzebna. Rodzina borykajaca sie z taka tragedia czesto jest pozostawiona sama sobie, nie wie, jak sobie poradzic w tej sytuacji. Ta ksiazka moze byc prawdziwym wsparciem i proba spojrzenia na utrate dziecka w zupelnie inny sposob. Z pewnoscia moze pomoc w rozmowach o sprawach trudnych. Oby wiecej takich ksiazek i wiecej grup wsparcia w realnym zyciu, osob, do ktorych mozna zadzwonic i powiedziec, ze boli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, poronienia często są bagatelizowane, bo "przecież jeszcze się nie urodziło". A książka naprawdę fantastycznie opisuje wszystkie wiążące się ze stratą emocje i przede wszystkim traktuje nienarodzone dziecko jak prawdziwą osobę, po której śmierci cierpi się tak samo: pozostaje pustka, tęsknota...

      Usuń
  6. To dobrze, że ktoś pomyślał o takiej książeczce...w takich chwilach często niesie się pociechę rodzicom, a zapomina się o dzieciach, które przecież też "czują" tę ogromną stratę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo zawsze najłatwiej zamknąć się w swoim własnym cierpieniu...

      Usuń
  7. Strasznie smutne. Samej chce mi się płakać, tak sobie pomyślałam, że skoro dziecko było przygotowane na przyjście na świat rodzeństwa, to przecież trzeba jakoś wyjaśnić mu fakt, że rodzeństwa nie będzie. Byłam bardzo empatycznym dzieckiem i do teraz taka duża beksa ze mnie została i mój synek też ma takie skłonności. Nie wiem, nie chce myśleć o takiej stracie.
    Myślę, że takie książki są potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w sumie jestem uważana za raczej gruboskórną, ale odkąd zostałam mamą, zrobiłam się strasznie wrażliwa na punkcie wszystkiego, co dotyczy dzieci. Nie mogę, po prostu nie mogę czytać książek o niekochanych dzieciach, wiadomości w których ludzie znęcają się nad kilkulatkami... Mogę czytać o wojnie, o torturach, ale nie o krzywdzonych dzieciach. Nie wyobrażam sobie bólu, jaki niesie ze sobą śmierć maleństwa...

      Usuń
    2. Jezu, mam tak samo, aż łzy bezsilności palą oczy, jak czytam o krzywdzie dzieci. No przecież człowiek stara się własnemu dziecku nieba przychylić, a to, o czym się czyta...

      Usuń
  8. Bardzo trudny temat i dość zaskakujący na ksiazkę dla dzieci.Jednak bardzo ważny i potrzebny.Książkę mam już na półce.

    OdpowiedzUsuń
  9. O takich tematach należy rozmawiać. Chętnie przyjrzałabym się tej książce bliżej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tematyka przejmująca, ale to bardzo dobrze, że powstają takie książki. Rysunki robią wrażenie - oszczędne w kolorze niosą maksimum treści. Piękne.

    OdpowiedzUsuń