Rebecca
Wells, Boskie sekrety siostrzanego stowarzyszenia Ya-Ya
Wydawnictwo
Zysk i S-ka
Jestem
chora i przymulona, więc dziś zamiast recenzji tylko krótka notka
o książce, którą przeczytałam już jakiś czas temu – Boskich
sekretach siostrzanego stowarzyszenia Ya-Ya. Filmu nigdy nie
widziałam, po powieść sięgnęłam zachęcona bardzo pozytywną recenzją na
jednym z blogów. Odczucia mam... mieszane.
Siostrzane
stowarzyszenie Ya-Ya to cztery przyjaciółki, które znają się
niemal całe życie: od dzieciństwa do czasów, w których rozgrywa
się podstawowa fabuła, a więc wieku niemal siedemdziesięciu lat.
Wspierają się, razem dojrzewają i zmagają się z przeciwnościami,
zawsze służąc sobie nawzajem przede wszystkim obecnością. Na
pierwszy plan wysuwa się Vivi Walker, której relacje z córką,
Siddą, są szkieletem tej historii.
Na
początku muszę zaznaczyć, że ta książka to po prostu czytadło.
Z pewnością nie z najniższej półki, ale jednak czytadło – i romantyczny
wątek Siddy i jej narzeczonego (mają po 40 lat, a ona cały czas
ucieka przed małżeństwem) zdecydowanie zalatywał tanim romansem.
Uczulona jestem na takie teksty, więc ciężko mi było przymknąć
oko. Po drugie – cztery przyjaciółki, choć różne, razem
reprezentowały grupę, z którą nigdy się nie identyfikowałam, co
więcej – od takich ludzi w szkole stroniłam; cytuję z książki:
Palą, przeklinają, włóczą się i zachowują bezwstydnie. Nie
pozwoliło mi to polubić bohaterek, co oczywiście nie znaczy, że
ich historia zupełnie mnie nie wciągnęła. Co więcej, ciekawie
było poznać bliżej tak skrajnie różne ode mnie postacie. Nie
podobała mi się też dziwacznie rozumiana wiara – wszyscy tam się
modlą, a jednocześnie piją, przeklinają, dobijają dziwnych
targów z Maryją (bo modlą się do niej właśnie, nie do Boga, na
którego bohaterki się "obraziły") i wyznają niesamowitą
filozofię: Bóg nie lubi brzydkich.
Vivi
miała bardzo trudne dzieciństwo, jej relacje z matką pozostawiały
wiele do życzenia i niestety schemat ten powtarza się, gdy sama
rodzi czworo dzieci. Popełnia wiele błędów, nie potrafi poradzić
sobie z własnymi zranieniami ani przerwać błędnego koła zranień.
Gdy czuje się głęboko dotknięta przez Siddę, nie chce mieć z
nią nic wspólnego i kończy rozmowę słowami: Moja miłość
była przywilejem, którego nadużyłaś. Teraz cofam ten przywilej.
Straszne są te sceny, zwłaszcza że narracja jest pełna
retrospekcji i dopiero w dalszych rozdziałach poznajemy całe
uczuciowe zaplecze, które ukształtowało Vivi. I zaczynamy ją
rozumieć. Jednocześnie w kluczowym momencie, gdy waży się
szczęście jej córki, kobieta zdobywa się na spojrzenie trochę dalej. Te
relacje matka-córka w dwóch kolejnych pokoleniach (Vivi z matką i
Vivi z córką) autorka przedstawiła naprawdę dobrze i uważam, że
to najlepszy aspekt powieści. Poza tym nie sposób zazdrościć
czterem kobietom tej niesamowitej przyjaźni, która przetrwała wszystko, choć nie chciałabym
być jedną z nich – nie moje klimaty :)
Powieść
może być dobrym wyborem na jesienne wieczory, choć nie brakuje w
niej przygnębiających, smutnych fragmentów. Wymowa całości jest
jednak jak najbardziej pozytywna. Portrety psychologiczne są
wiarygodne i kompletne, dzięki czemu książka jest interesująca i
staje się czymś więcej niż zwykłym czytadłem, choć nie
wywołała mojego zachwytu.
Moja
ocena: 5/10.
O! A tyle dobrego słyszałam, że aż stoi na półce. Też czeka pewnie na przymulony wieczór. Jednak teraz mój entuzjazm znacznie osłabł. Od tego są w końcu ulubione blogi, żeby wyważyć opinie:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, na portalach ma bardzo dobre opinie, ale obok tych atutów, które wymieniłam, miałam też wiele zarzutów wobec tej książki. Czytało się dosyć przyjemnie, ale nie jest to pozycja, bez której nie mogłabym żyć :)
Usuńnie, nie.... nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńMyślę, że książka nie przypadłaby mi do gustu, chociażby biorąc pod uwagę bohaterów - ja również trzymałam się z daleka od pewnych siebie nastolatków, żyjących na krawędzi dobra i zła. :) Natomiast wątek matki i córki jest dla mnie interesujący - będę miała o czym myśleć :)
OdpowiedzUsuńDla mnie też ten wątek był zdecydowanie najciekawszy, na szczęście też moim zdaniem najlepiej przedstawiony.
UsuńKsiążki co prawda nigdy nie czytałam, ale widziałam film :)
OdpowiedzUsuńMam ten tytuł na mojej liście must-read! Trochę mnie przestraszyłaś tym wątkiem romansowym. Lubię polubić głównego boahtera/bohaterki, a z tego, co przeczytałam u Ciebie może być trudno, bo takie dziewczyny to zupełnie nie moje klimaty. Pomimo tego, jeśli znajdę ksiażkę, dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńOgólnie jednak brzmi zachęcająco, i jeżeli spotkam ją w bibliotece to pożyczę.)
OdpowiedzUsuń