Bożena
Ptak (ur. 1952) na co dzień jest polonistką. Pochodzi z Gdańska i
ma na swoim koncie już sześć tomików, z których pierwszy, Zabawa
woskiem, ukazał się w 1979 roku. Jest także autorką hymnu Jestem z Gdańska, za który otrzymała w 2002 roku nagrodę
Prezydenta Miasta. Tutaj można zajrzeć na oficjalną stronę poetki, a tu przeczytać wywiad.
Najnowszy tomik zatytułowany Niebezpieczny azyl ściągnęłam
przypadkiem z bibliotecznej półki i ujął mnie już pierwszym
utworem:
Azyl
Na
szczęście wierszy nikt nie czyta
Źródło zdjęcia. |
tak
łatwo w nich się skryć
bo
jeśli nawet ambitny krytyk
to
cóż obchodzi go ból
śmiech
łzy
to
przecież nie mnie będzie szukał
sięgnie
głębiej
sytuacja
liryczna i podmiot
oksymoron
apostrofa czy asonans
który
nic nie ma wspólnego z moim pulsem
znajdzie
coś tam
na
własny użytek
wszak
z czegoś musi żyć
a
ja jestem tam
wyżej
już
w pierwszym wersie
Większość
utworów wydała mi się smutna. Są nastrojowe, spokojne, a
jednocześnie wyziera z nich jakiś pesymizm, niezgoda na życie,
pustka i niemożność porozumienia z drugim człowiekiem, niemy
krzyk bezsilności – jak choćby w tym wierszu:
Szczęśliwa
para
tak
mówili ludzie
on
się stara o codzienny byt
a
ona doskonale gotuje
mają
udane dzieci
dwie
córeczki i syna
dom
z garażem za miastem
więc
dlaczego się powiesiła
na
sznurku mocno splecionym marzeniami
Z
tym wierszem kojarzy mi się bardzo powieść Droga do
szczęścia Yatesa. Bardzo sceptycznie podchodzę do takich
dramatów, zastanawiam się zawsze: na ile to jest niezadowalanie się
namiastką życia, a na ile pogoń za nie-wiadomo-czym i szukanie
dziury w całym – co nie zmienia faktu, że te kilka wersów jest
przejmujące. Nie do końca takich treści i emocji szukam w poezji,
nie zgadzam się na przykład z twierdzeniem, że prawda jest względna/bezwzględna
bywa coraz rzadziej. Ale coś w twórczości Bożeny Ptak przykuło
moją uwagę – dobór słów, ogromny ból drzemiący pod
powierzchnią tekstu.
Podmiot
liryczny w tym zbiorze cały czas waha się między pasywną
egzystencją (pójdę do specjalisty/ będę grzecznie łykała
tabletki na głupotę albo boję się/ że znowu zachce mi się żyć)
a buntem wobec rzeczywistości (czy to grzech/ być i nie chcieć...).
Wydaje się niestety, że wygrywa rezygnacja:
już
nie bluźnię
nie
urągam siłom wyższym
nie
chowam w ramiona głowy
nie
odwracam się plecami
do
swoich myśli
tylko
tak sobie codziennie spokojnie
konam
Pojawiają
się jednak nieliczne akcenty pozytywne:
Liczę
nasze cudowne dni
szczęśliwe
jest
ich tyle
(...)
dlaczego
spocząłeś na laurach
płyń
spróbuj
jeszcze raz
Po
przeczytaniu całego zbiorku mam wrażenie, że podmiot liryczny jest
postacią głęboko nieszczęśliwą, miotającą się w szarej
codzienności, bez celu, bez marzeń. I jest bardzo
świadomy swojego położenia. To smutne wiersze i chociaż
patrzę na świat zupełnie inaczej, z większym optymizmem, wiarą,
nadzieją – podobają mi się one i przemawiają do mnie. Nie wszystkie
oczywiście, są lepsze i gorsze, ale czas poświęcony lekturze
uważam za wartościowy.
Dzisiaj
było dużo cytatów, więc jeszcze tylko jeden wiersz:
Zazdroszczę
tym
którzy
wierzą
w
siebie
komuś
w
kogokolwiek
i
w cokolwiek
codziennie
o modlitwę się modlę
od
życia czołgam się
w
kierunku nieba
ze
strachem piekła wyglądam
i
o ratunek
wołam
i wołam
Bardzo mi przypadł do gustu Twój post, przejmujące te wiersze...
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zainteresowałaś. Poszukam tych wierszy. Coś w sobie mają.
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką poezji ale rzeczywiście coś jest w tych wierszach :)
OdpowiedzUsuń