Bill Hybels, Zbyt zajęci, by się nie modlić. Zwolnij tempo, aby spotkać Boga
Wydawnictwo Esprit
Bardzo sceptycznie podchodzę do okładkowych rekomendacji w stylu "Bestseller New York Times'a" czy "Już milion czytelników kupiło tę książkę": zwykle zwiastują spore rozczarowanie. Tym razem jednak przewrotny tytuł prowokuje do zapoznania się z treścią: bo jak pastor Bill Hybels zamierza nas przekonać, że poświęcając czas na modlitwę, nie tracimy go, co więcej: zyskujemy? Książka ma już ponad 20 lat, a wciąż – jak czytamy na okładce – cieszy się niesłabnącą popularnością; być może dlatego, że żyjemy w coraz większym pędzie i tytuł staje się coraz bardziej aktualny. I bardzo dobrze!
Zbyt zajęci... składają się z szesnastu rozdziałów, w których autor od początku do końca, punkt po punkcie, omawia modlitwę. Jego rozważania są bardzo uporządkowane. Punktem wyjścia jest spojrzenie na Boga i przywrócenie nam Jego prawdziwego obrazu. To odpowiedź na pytanie: dlaczego, po co się modlić? Wspierając się Pismem Świętym Bill Hybels szczegółowo pokazuje, jak się modlić – między innymi podkreśla wagę rachunku sumienia (Jeśli wyznawcy Chrystusa nie rozwijają się, dzieje się tak dlatego, że nie mają zwyczaju robić rachunku sumienia i analizować swojego dnia. Nie robią kroku w tył i nie pytają: "Co jest w porządku, a co idzie nie tak?"). Zachwyca się mocą modlitwy, ale też sporo miejsca poświęca odpowiedzi na pytanie: dlaczego Bóg nie wysłuchuje moich modlitw? Co jednak podobało mi się najbardziej, w ostatnich rozdziałach pisze o tym, do czego modlitwa powinna prowadzić, a raczej: do czego nieuchronnie prowadzi, jeśli jest szczera, prawdziwa, regularna. Z zamkniętej izdebki spotkania wychodzimy na świat pełen potrzeb, wsparci Bożą mocą i otwarci na Boże prowadzenie. Modlitwa jest nie tylko najważniejszą częścią dnia, ale początkiem wszystkiego, właśnie: początkiem, a więc wymaga pójścia dalej, działania, odpowiedzi na wezwanie.
Podczas pisania pastor cały czas stąpa mocno po ziemi (choć jednocześnie czuje się jego zachwyt Bogiem). Używa więc prostego języka, odpowiada na rodzące się w głowie pytania: jak, dlaczego, po co, kiedy, a jeśli...? Przytacza ciekawe, przemawiające do wyobraźni przykłady z własnego życia i z życia tych, których spotkał jako duszpasterz, przyjaciel, znajomy. W kluczowych momentach parafrazuje ważne fragmenty Pisma Świętego używając potocznego języka, by podkreślić daną sytuację i ułatwić zrozumienie jej istoty: niektóre rzeczy umykają przedstawione dawnym, powściągliwym językiem. Nie korzysta z tego jednak zbyt często, nie popada w skrajności, nie rozwodzi się też nad każdym zagadnieniem. Proponuje konkretne rozwiązania, które mogą ułatwić modlitwę i uczynić ją skuteczną – to znaczy zmieniającą życie i budującą prawdziwą relację z Bogiem. Nie narzuca jednak swoich pomysłów, a jedynie namawia, by spróbować – być może okaże się, że coś, co wydawało ci się dziwne, głupie, nie do pomyślenia, świetnie się sprawdza właśnie w Twoim przypadku!
Autor nie jest nachalny, jest za to przekonujący. Kiedy trzeba, wytyka błędy w myśleniu czy postawie, jest jednak daleki od oceniania i sam zawsze pierwszy przyznaje się do pomyłek, zwątpień, sceptycyzmu. Nie czaruje. Nie twierdzi, że jeśli zaczniesz się modlić, Twoja doba w magiczny sposób się rozciągnie i w nagle na wszystko znajdziesz czas. Ale jednocześnie wyraża przekonanie (i trudno się z nim nie zgodzić), że to krok absolutnie niezbędny, bo od modlitwy wszystko się zaczyna: W jaki sposób by na to nie spojrzeć, kluczowym składnikiem autentycznego chrześcijaństwa jest czas. Nie resztka czasu, nie stracony czas, ale czas wybrany, poświęcony. Czas na zastanowienie się, medytację i refleksję. Czas, w którym się nie spieszysz i nikt ci nie przeszkadza.
Jesteśmy mniej lub bardziej zabiegani, a gdyby spytać każdego z nas, nikt chyba by nie odpowiedział, że ma za dużo czasu i nie wie, co z nim robić. Ale w jednym z rozdziałów Bill Hybels uświadamia nam, jak względnym pojęciem jest "brak czasu": przytacza rozmowę ze znajomym, który żalił się na swoje życie, a spytany o praktyki religijne odpowiedział, że "nie ma czasu na takie rzeczy". Co w tym dziwnego? Ten mężczyzna nie pracował (był bezrobotny) ani nie miał rodziny. Czym więc wypełniał tak szczelnie całą dobę? A tak samo jak każdy był przekonany, że "nie ma czasu".
Według mnie książka jest naprawdę inspirująca i dla mnie okazała się wspaniałym bodźcem do ponownego zadbania o modlitwę. Być może to moje subiektywne odczucie, bo jak już ostatnio pisałam – tego typu książki zawsze odbiera się osobiście i w zależności od aktualnych potrzeb – na dziś jednak jestem naprawdę zachwycona Zbyt zajętymi. Dla mnie to lektura, która rzeczywiście coś w moim życiu zmieniła; a takie są nie do przecenienia.
Jeśli się nie modlisz – polecam, warto zobaczyć, przemyśleć, spróbować. Jeśli się modlisz – też polecam, bo kryzys prędzej czy później przyjdzie, a wtedy właśnie takie szturchnięcie i zachęta pomagają zacząć jeszcze raz. Jeśli myślisz, że nie masz czasu – Ciebie zachęcam przede wszystkim :)
Chociaż, jak pisze autor:
Potrafię pisać o modlitwie, ty możesz czytać o modlitwie i możesz nawet pożyczyć tę książkę przyjacielowi [pożyczę na pewno], aby pokazać, że zachęcasz innych do modlitwy. Ale wcześniej czy później musisz uklęknąć i po prostu się pomodlić. Wtedy i tylko wtedy znajdziesz się tam, gdzie Bóg czyni cuda.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu Esprit.
oj niestety nie mój gust, nie przepadam za tego typu tematami
OdpowiedzUsuńDo tego, że poradnictwo książkowe dotyczy spraw "damsko-męskich" zdążyłem się już przyzwyczaić, a ale żeby dotyczyła modlitwy ... eh, ci Amerykanie :-). Pewnie taka jest kolej rzeczy, ale mi się wydaje, że w tej dziedzinie po Tomaszu a Kempis i jego "O naśladowaniu Chrystusa" niczego specjalnego już się nie dowiemy :-)
OdpowiedzUsuńNie tylko Amerykanie piszą o modlitwie i nie uważam, żeby to była przesada :) Zawsze są książki lepsze i gorsze, a Tomasza a Kempis mało kto (delikatnie mówiąc) czyta. Tu jest prosto i konkretnie i moim zdaniem warto sięgać po takie książki. Autorowi raczej nie chodziło o to, żeby powiedzieć coś odkrywczego czy nowego - raczej żeby wytłumaczyć, zachęcić, przedstawić swoje doświadczenie. W znacznie przystępniejszy sposób niż średniowieczni święci (których swoją drogą też oczywiście warto czytać).
UsuńPewnie, niestety, masz rację, pisząc o Tomaszu a Kampis. Niedawno na blogu książkowym (!) ktoś z rozbrajającą szczerością wyznał, że nie kojarzy "Złotej legendy", choc to trochę inna kategoria, podejrzewam że gdyby nie szkolna lektura to i "Kwiatki św. Franciszka" byłyby nierozpoznawalne. Takie czasy ... .
UsuńJakoś nie dziwi mnie, że mało kto dziś czyta, a tym samym kojarzy średniowiecznych teologów:). Natomiast książki o religii, modlitwie i Bogu są potrzebne również w prostszej wersji, bo przyznam z rozbrajającą szczerością, że Tomasza z Kempis czytać nie zamierzam (lenistwo intelektualne), a recenzowana książka bardzo mnie zainteresowała:)
UsuńAkurat "O naśladowaniu Chrystusa" specjalnego wysiłku intelektualnego nie wymaga :-) - temu przecież zawdzięcza swoją popularność i fakt, że wydawane jest od średniowiecza po dziś dzień, choć rozumiem, że już samo brzmienie nazwiska autora może zniechęcać :-).
UsuńNa pewno warto nad wieloma sprawami się w życiu zastanowić, taka lektura może być doskonałą okazją. Jednak tematyka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńModlitwa, to temat nie dla mnie. Ale mam komu ją polecić :)
OdpowiedzUsuńTo na pewno ciekawa i wartościowa pozycja. Lubię takie modlitewne publikacje, więc niewykluczone, że sięgnę i po tę. Ciekawa jestem jej bardzo. Co prawda ostatnio chętniej skłaniam się ku klasyce duchowości, jeśli już mam ochotę na modlitewną tematykę, ale myślę, że to, co ma do powiedzenia Hybels zasługuje na uwagę.
OdpowiedzUsuń