Agnieszka Frączek, Byk jak byk. Rzecz nie całkiem poważna o całkiem poważnych błędach językowych
Ilustracje: Jona Jung
Oprawa: twarda
Stron: 56
Wydawnictwo Literatura
Twórczość Agnieszki Frączek budzi kontrowersje i sporo emocji (można sobie poczytać tu). Germanistka i leksykograf, doktor nauk humanistycznych, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim. Autorka wierszy i opowiadań dla dzieci. Laureatka kilku nagród. Jedni zarzucają jej bezmyślność przypadkowych rymów i brak głębi, inni zachwycają się zabawą słowami i znaczeniami. Ja już nie mam wątpliwości, po której ze stron się opowiadam.
Byk jak byk to jedna z edukacyjnych książek pani Frączek. To klasyczny przykład pozycji w stylu "bawi i uczy", przy czym uczy naprawdę i nie tylko dzieci, w dodatku wypełniając lukę na przepełnionym rynku książki dziecięcej. Bo gdy chcemy dziecko nauczyć kolorów i liczb od 1 do 10, mamy całe półki stosownych pozycji. A kiedy przychodzi pora na dalsze etapy edukacji, regały świecą pustkami.
Tym razem autorka bierze na warsztat popularne błędy językowe. Wybrała 27 wyrażeń i sformułowań, z których większość przyprawia mnie o gęsią skórkę, a które słyszymy codziennie: są naprawdę wszechobecne i niekoniecznie oczywiste.
Na pierwszy ogień idzie "tu pisze" i "ubieranie spodni", zaraz potem seria rymowanek o różnych rodzajach tautologii (masła maślanego), a także "w każdym bądź razie", "włanczać", "siódmy maj". Autorka rozwiewa wątpliwości dotyczące wyboru form "mi" i "mnie", "proszę pani" i "proszę panią", łabędź czy łabądź, żołędź czy żołądź, pomarańcza czy pomarańcz (kto nie popełnia żadnego z do tej pory wymienionych błędów, ręka w górę!) – a to tylko część omawianych przez nią kwestii. Wszystko zaś w lekkiej i zabawnej formie, za pomocą rymowanych historyjek, które łatwo zapadają w pamięć i dają nadzieję, że pokolenie wychowane na takich książkach będzie operowało odrobinę lepszą polszczyzną. Po każdym wierszyku mamy jeszcze krótki komentarz, w którym Agnieszka Frączek tłumaczy, co jest źle i dlaczego, oraz podaje poprawne formy. W całej książce błędy są pisane czerwoną, a ich dobre odpowiedniki – zieloną czcionką, co nie pozostawia wątpliwości i jest świetnym rozwiązaniem dla wzrokowców.
Książka ogromnie mi się podoba. Udało się autorce stworzyć pozycję, z której w równym stopniu mogą korzystać dzieci i dorośli. Naprawdę tak myślę! Dorośli rzadko zmieniają nawyki językowe, jeśli gdzieś kiedyś usłyszą, że popełniają błąd: nieraz ciężko takie rzeczy zapamiętać. Zabawne historyjki przedstawione przez autorkę są świetnym rozwiązaniem tego problemu. Być może więc dzięki wspólnej lekturze także rodzice zdołają zwalczyć najczęściej popełniane przez siebie błędy albo chociaż je sobie uświadomić. A gdyby pani Frączek chciała napisać kontynuację tego tomu, jestem pierwsza w kolejce do kupna i proponuję "bynajmniej", "na dworzu", "odnośnie czegoś"... Listę mam długą jakby co :)
Moje oczarowanie tą książką wynika trochę z wiary, że takie lektury rzeczywiście mogą wpływać na to, jak mówimy, i z poczucia misji szerzenia językowej poprawności. Sama do dziś pamiętam wierszyki z Ortografii na wesoło z h niewymiennym i ó, więc mam podstawy sądzić, że i Byk jak byk będzie kształtował czytelników i zwiększy świadomość językową dzieci i rodziców. Rodziców przede wszystkim, bo to od nas dzieci uczą się mówić. Czytajcie więc, bo warto!
Za książkę bardzo dziękujemy księgarni Trzy Sowy.
OOO, rewelacyjna książeczka! Na pewno by mi się przydała, choć to łabędzie pływają po jeziorze, a na jesieni zbieram żołędzie xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Świetna książeczka! Popieram całym sercem panią Agnieszkę i jej wiersze - są wesołe, lekkie i zawsze coś wnoszą do mózgownicy - najlepszym dowodem są dzieci, które z otwartymi buziami słuchają pani Agnieszki na spotkaniach autorskich a potem z prawdziwą przyjemnością sięgają po jej książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Pewnie, bo pani Agnieszka bawi się językiem właśnie tak, jak robią to dzieci - i bardzo dobrze!
UsuńPrzeczytałam obie wypowiedzi i moje serce jest przy autorce. To wspaniała kobieta, która wie, co dzieci lubią najbardziej. Jest rewelacyjna nie tylko w swoich rymach, ale i w bezpośrednim kontakcie z dziatwą (o czym sama się przekonałam). Jeśli dzieci mają odbierać poezję w sposób zaproponowany przez Rafała Witka, to najpierw muszą przejść przez rymy i rytmy. Nie wiem, jaki byłby dziś mój odbiór Norwida czy Herberta, gdyby mnie w dzieciństwie pozbawiono Jachowicza i Konopnickiej. A tak w ogóle, to jestem za dydaktyzmem w utworach dla dzieci. Właśnie to, że przestaliśmy dzieciom mówić wprost prawdy oczywiste, mści się na nich i często nie wiedzą, co w życiu jest ważne. Po nową książeczkę pani Agnieszki sięgnę. Wprawdzie dzieci wyrosły, ale najdroższe na świecie wnuki zasługują na biblioteczkę pełną dobrych książeczek:)
OdpowiedzUsuńJa też uważam, że krytyka jest pozbawiona racji. Nie można przecież dzieciom od razu zaserwować tej prawdziwie ambitnej literatury, bo po prostu tego nie udźwigną: trzeba mieć jakieś przygotowanie do obcowania z takimi tekstami. Poza tym według mnie zabawa językiem i literaturą przedstawia nie mniejszą wartość niż te ambitne dzieła właśnie: rozwija wyobraźnię, uczy próbować i kreatywnie podchodzić do języka, a przede wszystkim daje radość z posługiwania się polszczyzną. No i po trzecie wreszcie: takich pozycji nigdy dość, bo niestety samo obcowanie z językiem - zwłaszcza w dzisiejszych czasach - raczej nie wystarczy, by poprawnie mówić. Skro nawet w książkach są błędy...
UsuńJeśli o mnie chodzi jest już na liście "must have" - nie dość że dla dzieci, to jeszcze z jakim pomysłem! Obejrzałam fragmenty przez podaną przez Ciebie stronę i jestem zachwycona :D
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawa i z pewnością pożyteczna książeczka :)
OdpowiedzUsuńJuż mi się podoba i z pewnością zakupię, gdy tylko będę miała taką możliwość. Biblioteczka mojej Małej coraz bardziej się powiększa ;)
OdpowiedzUsuńTo tak jak u nas :)
UsuńTa książka już mnie raduje. Autorka porusza sformułowania, których błędna wymowa czy pisanie doprowadza mnie do szału. Nie znoszę zwrotu "ubrać bluzkę czy buty", podobne przewrażliwienie mam na "tu pisze", więc tym bardziej ta publikacja mnie cieszy.
OdpowiedzUsuńMnie akurat "tu pisze" też wyjątkowo denerwuje. Chociaż najbardziej mnie irytują te, których akurat nie było - z "bynajmniej" na czele, po prostu mnie trzęsie, jak słyszę, że ktoś nie potrafi, a używa tego słowa.
UsuńDo schowka, koniecznie.
OdpowiedzUsuńNie znam, a chętnie poznam :)
OdpowiedzUsuń