O życiu całkiem zwyczajnie

Maria Dąbrowska, Noce i dnie

Z ząbkującym niemowlakiem w jednej ręce, z książką w drugiej, udało mi się wreszcie skończyć Noce i dnie. Niegdyś lektura, teraz już chyba nikt nie oczekuje od licealisty przebrnięcia przez cztery tomy sagi. Ja pierwsze dwa tomy przeczytałam na studiach, by dopiero po dwóch latach wrócić do trzeciego i czwartego.

Maria Dąbrowska z rozmachem i śmiałością maluje przed czytelnikiem świat, którego już nie ma. Przedwojenna wieś urzeka i przyciąga. Cztery tomy powieści pozwalają autorce na drobiazgowe przedstawienie miejsca i czasu, w którym przyszło żyć bohaterom - dzięki temu czytelnik rzeczywiście może się przenieść sto lat wstecz i zapomnieć na chwilę, że żyje w XXI wieku.

Losy Barbary i Bogumiła Niechciców nie są pod żadnym względem wyjątkowe, ot, po prostu, historia dwojga całkiem zwyczajnych ludzi i ich dzieci. Nie wszystkie ich nadzieje się realizują, niespełniona miłość Barbary do końca pozostaje miłością niespełnioną, własny majątek udaje im się kupić w zasadzie zbyt późno, nie brak kłopotów wychowawczych. Mimo to Barbara wiedzie dobre, normalne życie u boku dobrego, normalnego męża. Ta zwyczajność właśnie najbardziej mi się podoba: bo zalewani morzem współczesnych powieści "obyczajowych" żyjemy w przekonaniu, że każdemu (każdej) pisany jest książę z bajki i romantyczna miłość po grób. A Dąbrowska opowiada o miłości takiej, jaką żyły nasze prababki - wyrastającej ze wspólnego przeżywania kolejnych nocy i dni. Takiej, która pozwala powiedzieć Bogumiłowi: Tyś dobra na ciężkie czasy. Tyś kochająca nawet, kiedy nie kochasz.

Panta rhei, jak głosił Heraklit, życie płynie, dni odchodzą, a to, co nas spotyka, najlepiej po prostu przyjąć. Niby banał, a jednak ile w nim niewydumanej, życiowej mądrości. Śmierć jest tutaj naturalną koleją rzeczy. Miłość to wspólny trud, przebaczona zdrada, codzienna troska o drobiazgi. Praca jest z jednej strony wartością, z drugiej - czymś oczywistym. I to wszystko bez zbędnego filozofowania. Samo życie. A w tle przemiany społeczne, wielkie nadzieje na odzyskanie Polski, śmiałe i nieśmiałe oczekiwania związane z nadciągającą wojną, dyskusje światopoglądowe i refleksja nad ludzkim losem - bo człowiek jest tajemnicą, z tajemnicy przybywa i w tajemnicę odchodzi.

Nie sposób zatrzymać się w tej chwili nad wrzystkimi aspektami tej monumentalnej powieści, stąd takie pobieżne refleksje. Bardzo wiele w książce mądrych myśli i mogłabym je jeszcze długo przytaczać, ale ograniczę się do dwóch. Pierwsza to wypowiedź księdza Komodzińskiego, fantastycznej epizodycznej postaci, wzbudzającej sympatię od pierwszej chwili:
Spójrz no, moja kochana pani, na te wierzby nade drogą. Twój własny ojciec ponacinał im czuby i patrz, jak nienaturalnie odrosły, jakie to cienkie mają rózgi. Czy to nie kaleki nieszczęsne wobec zwyczajnej, zdrowej wierzby? A psująże ci krajobraz? Wydają się pokraką upośledzoną? Może i byłyby pokraką dla takiej nieuszkodzonej wierzby, żeby ona miała tę niesforną świadomość, co ty... A twój ojciec nie ze złości im to uczynił, jeno dla wyższego celu, żeby nie zacieniały zboża, co tu aż do nich dochodzi. A wy patrzycie na te wierzby i nie kaleki w nich widzicie, a osobliwe piękno i pożyteczność, malujecie je i opiewacie w wierszach. Wieszże, czym jest i jak wygląda ów podkościelny kaleka w oczach tworzącej myśli Boga? I czym jesteśmy w Jego zamiarach, gdy nas tak ponacina i pokaleczy? O czym tu gadać? Zamilknąć by wypadało i schylić głowy w pokorze.

I krótka wypowiedź Agnieszki:
Zlękłam się raptem, że jak zdobędziemy Polskę, to z samej radości zapomnimy, że wolność to tylko zobowiązanie.
Maria Dąbrowska pisze te słowa w latach 60., z perspektywy nie do końca jeszcze wolnej Polski. Czy my, którym dane jest żyć bez obcego rządu, bez nadzoru, bez cenzury, pamiętamy jeszcze, że to zobowiązanie, zadanie, przywilej?

Mam tylko jedno zastrzeżenie, dotyczące wydania z opracowaniem (tylko takie było w bibliotece) - nie lubię tej serii strasznie, bo nie potrafię nie zwracać uwagi na odkrywcze uwagi na marginesach w stylu "wątek Agnieszki i Marcina", "śmierć Bogumiła" itd., natomiast niepotrzebnie odwracają one uwagę od tekstu i w dodatku nie raz zdradzają, co stanie się za chwilę. Jest to cokolwiek irytujące, aczkolwiek nie o tym chciałam. Mianowicie: wydanie z opracowaniem jest, jak mniemam, przeznaczone dla licealistów, ewentualnie przygłupich studentów. Czy zatem nie należałoby dodać tłumaczeń wcale nie krótkich wtrąceń obcojęzycznych? Który dzisiejszy licealista zna dość dobrze francuski i niemiecki? Chyba nie taki, który sięga po lekturę z opracowaniem. Nie jest to niezbędne do zrozumienia treści, ale wydawca się nie popisał.

Sama powieść jest fantastyczna, wielowątkowa, kompletna i z pewnością warta przeczytania. Nie dla każdego, ale jeśli komuś niestraszne 1200 stron i siłą rzeczy nieco anachroniczny język, to bardzo polecam.

Moja ocena: 8/10.

A na koniec muzyczny akcent, czyli piękny walc Barbary z ekranizacji Nocy i dni:



6 komentarzy:

  1. Mam wielki sentyment, ale do filmu. Cudowne role głównych bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jaką ogromną sprawiłaś mi przyjemność zamieszczając recenzję tej właśnie powieści. Mało ludzi o niej pamięta (bardziej o filmie, też wspaniałym). Mi również pozostało 2 tomy, ale dwie pierwsze części wywarły na mnie niezwykłe wrażenie. Jeszcze raz dziękuję!
    Pozdrawiam gorąco ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Do usług :)
    No właśnie mi się pierwsze dwa tomy ogromnie spodobały, a na studiach nie było szans przeczytać całości, dlatego obiecałam sobie, że jeszcze koniecznie wrócę do powieści, jak będę miała chwilę. No i się wreszcie udało :)
    Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozdrawiam Panią Redaktor!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogromnie lubię Noce i dnie. Planuję przypomnieć sobie. Może mój sentyment wynika po części z tego, że moja mama zawsze przypominała mi Barbarę Niechcic, taką wiecznie zamartwiającą się, wiecznie niezadowoloną osobę; to Bogumił, czemu ty jeszcze nie śpisz? i za chwilę - Bogumił? Śpi, no tak, wiecznie śpi. Bardzo tez lubi ekranizacje powiesci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, ja się zastanawiam, czy sama taka niedługo nie będę :)
      A ekranizacji nie widziałam.

      Usuń