Jeśli nie podobali Wam się Chłopi,
to nie marnujcie czasu na tę recenzję, zapraszam na następny wpis.
Natomiast jeśli lubicie wiejskie klimaty retro, to mam dla Was super
lekturę :) Wspominałam Chłopów przy wpisie o Ludziach z Innhaug (polecam gorąco!), ale dopiero teraz znalazłam ich
prawdziwy skandynawski odpowiednik (późniejszy, z 1927 roku). Powieść Moberga bardzo przypomina dzieło Reymonta, tyle tylko, że
jest skromniejsza treściowo (skupia się na jednej rodzinie, a nie
na całej wsi – choć oczywiście są i inni bohaterowie) i
objętościowo (czterokrotnie). No i dzieje się w XIX-wiecznej
Szwecji.
Raska poznajemy jako
dwudziestoparoletniego kawalera, kiedy to jeszcze nosi imię Gustaw,
i towarzyszymy mu do końca życia. Życia, trzeba powiedzieć od
razu, bardzo zwyczajnego i ubogiego. Bo choć Rask jest żołnierzem,
w Szwecji panuje pokój – a w czasie pokoju los żołnierza niewiele się różni
od losu przeciętnego chłopa. Młodzieniec otrzymał zagrodę,
gwarantowaną pomoc od wsi, i rozpoczął życie na swoim. Żona,
dzieci, kolejne lata pracy na polu i w lesie... naprawdę nic
szczególnego. Gdyby nie zatarg z gospodarzem, który ciągnął się
od samego początku kariery głównego bohatera, chyba w ogóle nic
by się nie działo (już zachęceni?).
Moberg pisze trochę nieporadnym
językiem, nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, jego stylu, czy
dostosowania do treści – w każdym razie całkiem dobrze się to
komponuje z życiem prostych ludzi. Choć początkowe dialogi wydały
mi się tak teatralne, że pierwsze strony czytałam jak parodię.
Ale to nie wada, dobrze się bawiłam :)
Narrator ma zacięcie religijne – dla
mnie to akurat plus, bo ta ludowa religijność to jeden z moich
ulubionych elementów wiejskiego świata. Zresztą
takie czasy, ciężko by chyba było znaleźć książkę z tego
okresu pozbawioną odniesienia do Boga. Ale tak jak przeszkadzało mi
moralizatorstwo Gulbranssena
w A lasy wiecznie śpiewają..., tak
tu wystarczyło tylko parę razy przymknąć oko. Zwłaszcza że
Moberg umie się zdobyć na dowcip i ciekawie opowiada. I jeszcze jedna rzecz warta uwagi: choć niewiele tu opisów przyrody, udało się autorowi uchwycić
tło – zarówno zagrodę i pole Rasków, jak i społeczność wiejską. Albo przerwę na kawę.
Jeśli
miałabym się do czegoś przyczepić, byłaby to heroiczna Ida. Pracuje od rana do wieczora – zgoda. Nigdy się nie skarży –
w porządku. Jest miła, uczynna, pokornie znosi każdy cios od losu
– niech będzie. Ale kiedy rodząc dziewiąte dziecko, wspina się
na strych, żeby jeszcze zdążyć podać mężowi bułeczki do kawy,
to już mi ręce opadają. Choć muszę przyznać, że przy całej swej kryształowości
wydaje mi się mimo wszystko postacią prawdopodobną – surową,
nierozmyślającą niepotrzebnie, pracowitą i bogobojną. Myślę (chcę wierzyć?), że są tacy ludzie. Poza tym Ida tak się uwijała, że aż
miałam ochotę odłożyć książkę i zacząć sprzątać (ale
szybko przeszło ;) ).
Czasem
mam ochotę na taką właśnie powieść o niczym. To znaczy o
codzienności. Tęsknie spoglądam na księgarniane półki w
poszukiwaniu lekkiej lektury, która opowiadałaby o życiu podobnym
do mojego, ale zdecydowana większość tych „o niczym“ jest
tragiczna, bo dziś „o niczym“ znaczy o kolejnym rozstaniu z wielką miłością i o poszukiwaniu szczęścia w życiu. Po kilku nieudanych próbach
skłaniam się ku tezie, że najbezpieczniej się wtedy cofnąć do
literatury ubiegłego wieku. Kiedy jeszcze ceniono tradycyjne
wartości, praca wypełniała niemal cały dzień, a ludzie z większą
pokorą i mądrością przyjmowali życie.
Niby
nic, ale zżyłam się z Raskami, nawet jeśli trudno w nich dostrzec ludzi z krwi i kości. To była wciągająca, a dzięki
swojej zwyczajności jednocześnie bardzo kojąca lektura. Myślę,
że będę ją pamiętać. Więc chyba... dobra książka?
Moja ocena: 7+/10.
Vilhelm Moberg, Rodzina Rasków
Wydawnictwo Poznańskie
Znajdziesz mnie też na Facebooku
Lubię skandynawskie klimaty, więc poszukam tej książki. Szczególnie mocno ciekawa jestem tej Idy. Czytanie o wiecznie uwijającej się przy pracy bohaterce dobrze by mi zrobiło :) Z tym wspinaniem się na strych podczas porodu autor chyba przesadził. A może nie? Podobno kiedyś chłopki rodziły i od razu wracały do pracy.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, ale co innego podać herbatę zaraz po porodzie, a co innego W TRAKCIE. To nie były skurcze przepowiadające ;)
UsuńTak, Ida była motywująca :) Ale cóż, książkę skończyłam i zabrałam się za następną, a w domu tylko trochę lepiej ;)
Też się poczułam zainteresowana, bo i XIX-wieczna Skandynawia, i skojarzenie z "Chłopami". Ale nie wiem, czy przeczytam, jeśli bohaterka jest faktycznie tak mocno poświęcająca się (chyba już mógł sobie wziąć tę bułkę sam, prawda?). Ale poszukać poszukam, także wpisuję sobie na listę :).
OdpowiedzUsuńOna nie miała poczucia poświęcania się, ta kryształowość była jej naturalną cechą :D Taka pracowita dziewczyna o złotym sercu ;) Tylko 400 stron, w porównaniu z naszymi "Chłopami" to broszurka!
Usuń"Chłopi" to jedna z moich ulubionych lektur. Dlatego wydaje mi się, że i ta książka przypadnie mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie zawiedziesz :)
UsuńBardzo lubię XIX-wieczne klimaty, a i Skandynawia mnie ciekawi, więc ten tytuł zwrócił moją uwagę :) I również jestem ciekawa postaci Idy :)
OdpowiedzUsuńW takim razie miłej lektury :)
Usuń