"TYLKO NAM SAMYM NIE JEST WSZYSTKO JEDNO"


Ta książka to taka angielsko-japońska hybryda. Niby o Japonii, niby o Japończykach, ale Ishiguro od szóstego roku życia mieszka w Wielkiej Brytanii i to się czuje. Trochę szkoda, choć nie mogę powiedzieć, żeby mi się nie podobało. Zabrakło tylko odrobiny obcości.


Lata powojenne. Emerytowany malarz dawniej czynnie wspierający swój kraj w walce o imperialistyczny porządek musi zrewidować swoje poglądy, rozliczyć się z przeszłością, szczerze odpowiedzieć samemu sobie i innym: kim był i kim jest. Przeszłość powraca (nic dziwnego, wszak minęło zaledwie parę lat: wszyscy, którzy żyją, bardzo dobrze pamiętają bomby, prześladowania, rewizje, życie w strachu) i określa wszystko: dawne przyjaźnie, relacje z córkami, a nawet szanse nie takiej już młodej (ale wciąż młodszej ode mnie ;) ) Noriko na małżeństwo.

Wszystko w tej książce dzieje się w dialogach lub myślach – na głównym planie niemal nic; ktoś kogoś jedynie czasem odwiedzi. Z tego względu powieść wydała mi się mało japońska: główny bohater, snując wspomnienia, zupełnie nie przystaje do mojego wyobrażenia o Japończykach – powściągliwych, introwertycznych, niemyślących o sobie. Dialogi przeciwnie, świetnie się w ten schemat wpisują, za to rodzą pewną trudność poznawczą: są tak bardzo ceremonialne, tak grzeczne i uładzone, że gdy następuje różnica zdań, zachodni czytelnik w końcu głupieje: naprawdę każdy z bohaterów pamięta swoją własną wersję wydarzeń czy jeden z nich udaje/zmyśla/żyje w innej rzeczywistości? A niekiedy ciarki przechodzą, jak groźnie mogą brzmieć słowa wygładzone do granic absurdu. Wszystko z uśmiechem na ustach i w trosce o towarzysza w konwersacji. Jednocześnie musimy cały czas pamiętać (i narrator też dba o to, byśmy nie zapomnieli), że nawet dialogi poznajemy tu przez filtr głównego bohatera.

Sam portret Masuji Ono wypada bardzo wiarygodnie i mężczyzna, mimo wątpliwej przeszłości i niełatwego charakteru, budzi sympatię – może dzięki temu, że jest taki prawdziwy. Dziadek jak malowany – wyrozumiały dla wnuka, chętnie wprowadzający go w nowe przewodnik po męskim świecie. Jako ojciec – wyczuwamy, że dawniej musiał być wymagający i stanowczy; dziś już wiek i doświadczenie dają o sobie znać: potrafi czasem odpuścić, choć w wielu kwestiach nadal się upiera lub zbywa córki lekceważącym machnięciem ręki. Przyjaciel – cóż, niewiele tu przyjaźni. Na tym polu najlepiej widać, jakie spustoszenie uczyniła wojna: ludzie dawniej pracujący razem, spędzający wspólnie czas, dziś są obcymi, żeby nie powiedzieć – wrogami. Po zmianach, jakie zaszły na arenie politycznej, okazuje się, że większość ludzi albo kryła się za wygodną maską hipokryzji, albo robi to teraz. Nie mają odwagi spojrzeć innym w oczy i zaakceptować tego, co było.

Pan Ono należy do tych ludzi, którzy służą władzy z przekonania, a nie żądzy kariery. I jak często się zdarza – nie jest do końca świadomy, jak działa świat, w którym funkcjonuje. Gdy kieruje policję do swojego ucznia, by „napomnieli go dla jego dobra“, efekt tego doniesienia wprawia go w osłupienie. Naiwność? Prostoduszność? Przez wielu został uznany za zdrajcę, a własne dzieci bagatelizują jego wpływ na losy kraju – w końcu był „tylko malarzem“. On sam z podniesioną głową mówi o przeszłości i nie pozwala jej sobie odebrać – choć jest już kimś innym, nie odcina się od tego, kim był dawniej. Najważniejsze, że zawsze jest wierny sobie: w odpowiednim momencie potrafi porzucić swojego nauczyciela, tłumacząc się: Moje sumienie, Sensei, mówi mi, że nie mogę pozostać na zawsze malarzem świata ułudy. To bardzo pozytywna postać, bo mimo wszelkich wad zintegrowana, akceptująca siebie dawniej i dziś. Ta akceptacja pozwala Ono iść dalej i z ufnością patrzeć w przyszłość, którą bez żalu pozostawia młodym. A swoje wie.

Patrzą na nas i widzą tylko dwóch staruszków z laskami (…). Tylko nam samym nie jest wszystko jedno. Takim jak ty i ja, Ono, kiedy patrzą wstecz na swoje życia i widzą, że ma skazy, dziś tylko im samym nie jest to obojętne.

Na marginesie Ishiguro maluje trochę japońskiego tła: domy, ogrody, tradycję związaną z zawieraniem małżeństwa, powściągliwość w kontaktach międzyludzkich... Szkoda, że tak mało, ale wynika to ze specyfiki narracji. Nabrałam ochoty na więcej i niedługo planuję wreszcie przeczytać zalegającą na półce trylogię Pearl S. Buck :)


Moja ocena: 6+/10. 

Kazuo Ishiguro, Malarz świata ułudy

Wydawnictwo Albatros


Znajdziesz mnie też na Facebooku

5 komentarzy:

  1. Zaciekawiła mnie ta książka i myślę, że dam jej szansę. Ta Japonia... Mam nadzieję, iż moja biblioteka jest w tę pozycję zaopatrzona.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam "Malarza świata ułudy", ale spotkałam się już z Ishiguro w "Okruchach dnia" i czytając Twoje wrażenia z tej lektury cały czas miałam przed oczami właśnie tę przeczytaną przeze mnie powieść o angielskim kamerdynerze. Wydaje mi się, że styl Ishiguro już taki jest. Niewiele w jego książkach się dzieje w przedstawionej rzeczywistości, za to akcja toczy się w głowach bohaterów, w ich myślach, odczuciach. Przez to autor tworzy powieści tak naprawdę bardzo minimalistyczne. Mnie japońska literatura kojarzy się tylko i wyłącznie właśnie z fabułą, która praktycznie nie wykracza poza umysł bohaterów, ale możliwe, że jednak nie poznałam zbyt wielu japońskich powieści (tak naprawdę tylko Murakamiego).

    Ach, ciekawa jestem innych książek Ishiguro. Od czytania "Okruchów dnia" minęło już dosyć dużo czasu, lecz książka dosyć mnie zmęczyła. Mam nadzieję jednak, że już nieco odpoczęłam i mogę kroczyć dalej w jego powieści :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie na półce stoi jeszcze "Pejzaż w kolorze sepii" i siostrze nie przypadł do gustu :) Ale za jakiś czas sama sprawdzę.
      Faktycznie coś jest w tym, co piszesz - jak się nad tym zastanawiam, to też kojarzę tylko takie książki, w których prawie nic się nie dzieje. Ale co innego akcja tocząca się w głowie bohatera, a co innego myślenie o sobie - to drugie jakoś mi się nie kojarzy z japońskością.

      Usuń
  3. Czytałam tę książkę dawno temu i chyba muszę sobie odświeżyć lekturę. Męczy mnie zdanie z twojej recenzji: „To bardzo pozytywna postać, bo mimo wszelkich wad zintegrowana, akceptująca siebie dawniej i dziś.” Zapamiętałam głównego bohatera inaczej. Jako kogoś, kto się samookłamuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za ciekawą uwagę! Zaczęłam się zastanawiać - ale w zasadzie trudno to rozstrzygnąć, bo skoro wszystko poznajemy z jego perspektywy, to zależy, jakie założenie przyjmie sam czytelnik: można uznać, że bohater się okłamuje, można pomyśleć, że jest po prostu naiwny i naprawdę wierzy w to, co mówi. Mnie się wydał właśnie taki prostoduszny, szczery.

      Usuń