Tematyki żydowskiej na moim blogu
całkiem sporo, ale tak jeszcze nie było. Współczesny Izrael,
samotna matka z czworgiem dzieci, zwykłe życie. Bez tradycji, bez
religii – w każdym razie nie w większym stopniu niż u
przeciętnego przedstawiciela jakiejkolwiek innej narodowości; a z
tymi właśnie wartościami kojarzą mi się Żydzi. Więc tym
razem zupełnie inaczej.
Simona została prawie sama po śmierci
męża. Prawie, bo razem z nią zostało czworo dzieci, a dwoje
kolejnych dojrzewa w niej do samodzielnego życia. I już
sześć lat radzi sobie sama z sześciorgiem dzieci, i robi, co może,
i cały czas tęskni. Przeraźliwie samotna, bo ciężko w dzieciach
upatrywać towarzyszy codziennych trudów, to przecież nie ten
typ relacji, który pozwalałby na chwilę odetchnąć.
Kto jest teraz najlepszym przyjacielem
Simony? Złe oko. Tak, tylko ono.
I ma dość.
Simona nie jest w żałobie po mężu.
Ona płacze za swoim życiem przeciętym na pół.
Co dzień ma nadzieję, że spadające
na miasto katiusze trafią akurat w nią i uwolnią ją raz na
zawsze. Ale to się nie stanie. Nie ma tyle szczęścia.
Każdy rozdział należy do innej
postaci, głos zabierają kolejno: Simona, Dudi i Itzik, Kobi
(najstarszy syn) i Eti (córka). Możemy każdemu pogrzebać w myślach.
Okazuje się, że każdy z bohaterów jest bardzo niezwykły, choć wydają
się całkiem normalni (na pierwszy rzut oka wyróżnia się jedynie
niepełnosprawny Itzik).
Wszyscy mają marzenia i po swojemu
starają się żyć, jak mogą.
Najbardziej poruszył mnie Kobi –
szesnastolatek, który musiał przejąć rolę ojca i zastępuje go
najmłodszym braciom. Utrzymuje rodzinę, opiekuje się chłopcami –
a przecież to jeszcze dzieciak. I tak bardzo potrzebuje, by ktoś
zdjął ciężar odpowiedzialności z jego barków. Żeby mi
przyprowadzili kobietę na żonę, żeby mi cały czas mówili, co
mam robić.
I inteligentny Itzik, który dawniej
ciągle na nowo podejmował próby, by być znowu jak inne dzieci.
A teraz radzi sobie dzięki młodszemu bratu, z którym żyje w
wyjątkowej sybiozie. Dudi robi to wszystko, czego on sam nie może,
ale to właśnie młodszy brat mówi: Bez niego jestem nikim. Itzik
ma głowę pełną fascynujących myśli. Wiele rozumie, stara się
zrozumieć jeszcze więcej.
Eti już rozumie trochę więcej i buntuje
się przeciw dziwacznemu układowi, w którym ten sam chłopak jest
ojcem i dzieckiem jednocześnie. Zamierza wyjaśnić nie takim już
małym bliźniakom, co się naprawdę stało – nie mogą przecież
wiecznie wierzyć, że Kobi jest ich tatą.
Ale skoro krasnoludki nie przyjdą, czy
nie można samemu sobie stworzyć namiastki baśni? Tytuł jest
pesymistyczny, ale sama powieść prowadzi nas trochę inną drogą:
jest w niej nie tylko zwątpienie, ale i nadzieja, bo sami też
możemy kształtować otaczającą nas rzeczywistość. Każdy może przyjąć na chwilę rolę krasnoludków.
I jeszcze jedna rzecz – piękny
język. Jak to zwykle bywa w przypadku literatury naprawdę obcej –
z innego kręgu kulturowego niż nasz własny czy popularny
amerykański – język jest odkrywczy, inaczej ujmuje rzeczywistość. Tak na
przykład Sara Shilo opisuje nawiązującą się relację między
Simoną i Mas'udem:
Ogień Mas'uda znalazł kuleczki
śmiechu w moim brzuchu i podgrzał je, aż zaczęły podskakiwać i
robić pyk-pyk, jak ziarna kukurydzy. Wybuchały i otwierały się –
brązowa skorupka pękała, a one zakwitały białymi kwiatkami.
Jakie ich białe płatki były miękkie, jakie lekkie i pełne
powietrza!
Nie wiem, ile razy można użyć słowa
„wstrząsające“, by jeszcze miało moc? Mam nadzieję, że tym
razem jeszcze mogę, bo taka właśnie jest ta książka. Odziera ze
złudzeń, ale bez epatowania cierpieniem czy tragizmem: sprowadza na
ziemię samą swoją zwyczajnością. Nie wywołuje współczucia,
prowokuje do współodczuwania. Pozwala polubić bohaterów, bo daje
nam ich poznać. Po prostu.
Polecam!
Moja ocena: 8/10.
Sara Shilo, Krasnoludki nie przyjdą
Wydawnictwo Czarne, seria Proza świata
Znajdziesz mnie też na Facebooku
Podobają mi się takie książki - zwyczajnie prawdziwe, pełne codziennych trudów, a jednak uczulające czytelnika na czyjeś cierpienie. Choć czasem trudno taką historię czytać ze spokojem, to uważam, że warto - tego rodzaju lektury uczą nas pokory.
OdpowiedzUsuńCzuję się zachęcona do poznania tej książki. Jestem gotowa poznać historię Simony i jej dzieci i jestem jej bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tematykę historyczną. Książka ta wydaje się być bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńHistoryczna to nie bardzo ;) Ale ciekawa na pewno.
UsuńNie wiedziałam o istnieniu tego tytułu (jak i wielu innych zapewne), ale mnie zaciekawiłaś i poszukam w bibliotece (choć miałam, zgodnie z własnym postanowieniem, ograniczyć wizyty w ulubionym miejscu:))
OdpowiedzUsuńAkurat też ją zgarnęłam z biblioteki, w ramach mojej ulubionej metody błądzenia między półkami bez celu ;)
Usuń