A co Ty wiesz o Wyspach Owczych?


Na pewno słyszeliście, że Eskimosi mają niemieszczącą się w głowie liczbę słów określających śnieg. A co powiecie na informację, że w języku farerskim istnieje około 250 wyrazów na określenie deszczu? Jeszcze lepiej jest z wiatrem – prawie 350 słów. Robi wrażenie, prawda?


Takie rzeczy tylko na Wyspach Owczych! Słyszeliście? Pewnie nie. No i właśnie dlatego powstała ta książka. Bo nikt tam nie jeździ, bo wiele osób nie wie, gdzie to jest, a niektórzy nawet uważają, że to żart. Właśnie dlatego też przyniosłam tę książkę z biblioteki. Bo o Wyspach Owczych nie wiedziałam nic. A skoro jest książka, to chyba warto?

Małe wprowadzenie w scenerię: W Fámjin nawet turysta ma co robić: może nakarmić sucharem błąkającego się psa, pomachać do bawiących się na mostku dzieci, powąchać obdrapane drzwi szopy rybackiej, sfotografować w godzinę z hakiem rozrzucone po rozległej dolinie zabudowania, nazbierać do wiader trochę kamieni z plaży (…). Czekajcie, jeszcze się nie pakujcie!

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że na kilkunastu maleńkich wyspach faktycznie nie ma niczego szczególnego. Leje 300 dni w roku, internet jest marną namiastką rozrywki, bo dla wielu mieszkańców kino czy inne miejskie atrakcje są zupełnie nieosiągalne. Nie ma twarogu (!), lokomotyw, jagód, tabliczek „Uwaga, zły pies!“ i McDonalda. Książka jest pełna takich ciekawostek, cała pozlepiana z anegdot, spotkań z ludźmi, pozbieranych informacji, zaskakujących statystyk, faktów, cytatów, historyjek. Z tej mozaiki wyłania się zaskakująco kompletny krajobraz i stopniowo Wyspy Owcze przestają być tylko hasłem z atlasu geograficznego. Niekiedy dowcipne, w paru miejscach nieco przegadane, ale przeważnie zwięzłe (niektóre nawet na jedną stronę) i ciekawe teksty pozwalają poznać ignorowany w literaturze podróżniczej zakątek świata, a przede wszystkim zamieszkujących go ludzi. Oryginałów. Jak pierwszy hipis w tym „kraju, w którym wszystko jest łatwo policzalne“, dziś mówiący:

Należę do przeszłości. Jestem dinozaurem. Kolekcjonerem archaicznych słów. Eksponatem w muzeum wydrwionych cudaków. Czujesz? Śmierdzę naftaliną. I oby chroniła mnie przed tym zatrutym powietrzem technicznego postępu i bąkiem społecznej infantylizacji. Tego sobie życzę w przededniu pięćdziesiątych ósmych urodzin.

Autorzy piszą: chcieliśmy sprawdzić, czy reportaż można pogodzić z baśnią. I okazuje się, że chyba w pewnym sensie można. Bo Wyspy Owcze jawią się po trosze jako miejsce mityczne, po trosze jako skansen. Miejsce, w którym każdy powód jest dobry, by świętować. Niby nuda, niby deszcz – ale przez większość czasu miałam ochotę spakować walizki i się tam przeprowadzić. Kameralne wysepki, spokój, zamknięta społeczność – takie klimaty budzą we mnie tęsknotę.

Miło było poznać Wyspy Owcze.


PS Macie pomysł, o co chodzi z tytułem? 81:1? :)

Marcin Michalski, Maciej Wasilewski, 81:1. Opowieści z Wysp Owczych

Wydawnictwo Czarne


Znajdziesz mnie też na Facebooku

8 komentarzy:

  1. 81 dla Wysp Owczych? Ale z kim ten mecz? A na poważnie - niewiele wiem o tym miejscu. Zaskoczyła mnie ilość słów określających deszcz i wiatr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W książce znajdziesz jeszcze wiele innych ciekawostek :)

      Usuń
  2. Szczerze mówiąc ja także nie wiem prawie nic o Wyspach Owczych. To taka czarna dziura w mojej wiedzy.
    Bardzo lubię reportaże wydawnictwa Czarne, więc wydaje mi się, że z tym także się nie zawiodę. Zapisuję tytuł i będę polować w bibliotece :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety nie wiem nic :( Ale zawsze chętnie poznaję takie książki, które wzbogacą moją wiedzę, więc i tę będę mieć na uwadze na pewno :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Google prawdę Ci powie:
    "W 2006 roku reprezentantki archipelagu wygrały z Albanią 81:1, co jest absolutnym rekordem świata i wielkiej radości na wyspach nie przyćmił nawet fakt, że Albanki były tak naprawdę koszykarkami, które ktoś wysłał na nie ten parkiet, co trzeba."

    OdpowiedzUsuń