marzec-kwiecień 1970
Trzeba starać się uchwycić moment każdego odejścia, aby pozostał czysty smak kontaktu z drugim człowiekiem. Nie wolno przyklejać się do nikogo, trzeba odchodzić w porę.
Człowiek może ulegać przemianom, ale nie może się zmienić. Każda zmiana dokonuje się przecież w tym samym materiale i zagarnia te same obszary doświadczenia. Nie można się odciąć od samego siebie. Jest się ciągle sobą, ale można być lepiej sobą i bardziej sobą.
Mało jest książek wysnutych z samego siebie, z notowania poruszeń życia wewnętrznego, z własnych przemyśleń. Czy trzeba koniecznie wymyślać sztuczne sytuacje i postacie, gdy chcemy coś komuś powiedzieć? A tym przecież przede wszystkim powinno być słowo pisane.
Nie ma fałszywych bogów. Albo też każdy jest fałszywy na naszą miarę, na naszą głębię, na naszą pojemność.
S. G. mówi: Ja nie umiem czytać. Już łatwiej wiersz napisać. Czytać - to znaczy dotrzeć do czegoś, co jest zamknięte samo w sobie.
Wiara nie jest wygodnictwem życiowym, jak sądzą niektórzy. Im głębiej - tym większe przepaście lęku, rozpaczy, żalu. Jakby większy wymiar wszystkich uczuć. Spotęgowane serce. Czy może mieć o tym pojęcie, kto ślizga się po powierzchni życia?
Matka Bolesna. Jej serce przebite nożami. Taką rozumiem.
Ewangelie pozostawiają niedosyt, jeśli chodzi o szczegóły. Np. niejasność obrazu zmartwychwstania. Słusznie chyba twierdzi Jean Guitton, że gdyby były to pisma wymyślone, można by je wymyśleć lepiej, umiejętniej.
Może mój długi okres ateizmu był potrzebny. Była to żmudna i powolna droga do zrozumienia tego, że prawda da się zrozumieć tylko przez niemożność zrozumienia.
Nie powinnam się wyrzekać tego okresu. Za łatwo wyrzekamy się wszystkiego. Także samych siebie.
Podoba mi się myśl Simone Weil, że pisanie jest to właściwie jakby tłumaczenie z tekstu, który mamy w sobie. Taka koncepcja pisania ułatwia to trudne zadanie.
Ale naprawdę pisanie to żmudne wyrąbywanie chodnika, jak w kopalni; w całkowitej ciemności, pod ziemią. W poezji czasem zdarzają się olśnienia. W ciemny korytarz wpada smuga światła i ciemność znowu zatrzaskuje się nad głową.
W prozie jeszcze gęstsze ciemności, twardsze bryły mroku.
Są puste inteligencje niesłużące niczemu. Puste racje. Puste talenty.
Trzeba starać się uchwycić moment każdego odejścia, aby pozostał czysty smak kontaktu z drugim człowiekiem. Nie wolno przyklejać się do nikogo, trzeba odchodzić w porę.
*
Człowiek może ulegać przemianom, ale nie może się zmienić. Każda zmiana dokonuje się przecież w tym samym materiale i zagarnia te same obszary doświadczenia. Nie można się odciąć od samego siebie. Jest się ciągle sobą, ale można być lepiej sobą i bardziej sobą.
*
Mało jest książek wysnutych z samego siebie, z notowania poruszeń życia wewnętrznego, z własnych przemyśleń. Czy trzeba koniecznie wymyślać sztuczne sytuacje i postacie, gdy chcemy coś komuś powiedzieć? A tym przecież przede wszystkim powinno być słowo pisane.
*
Nie ma fałszywych bogów. Albo też każdy jest fałszywy na naszą miarę, na naszą głębię, na naszą pojemność.
*
S. G. mówi: Ja nie umiem czytać. Już łatwiej wiersz napisać. Czytać - to znaczy dotrzeć do czegoś, co jest zamknięte samo w sobie.
*
Wiara nie jest wygodnictwem życiowym, jak sądzą niektórzy. Im głębiej - tym większe przepaście lęku, rozpaczy, żalu. Jakby większy wymiar wszystkich uczuć. Spotęgowane serce. Czy może mieć o tym pojęcie, kto ślizga się po powierzchni życia?
*
Matka Bolesna. Jej serce przebite nożami. Taką rozumiem.
*
Ewangelie pozostawiają niedosyt, jeśli chodzi o szczegóły. Np. niejasność obrazu zmartwychwstania. Słusznie chyba twierdzi Jean Guitton, że gdyby były to pisma wymyślone, można by je wymyśleć lepiej, umiejętniej.
*
Może mój długi okres ateizmu był potrzebny. Była to żmudna i powolna droga do zrozumienia tego, że prawda da się zrozumieć tylko przez niemożność zrozumienia.
Nie powinnam się wyrzekać tego okresu. Za łatwo wyrzekamy się wszystkiego. Także samych siebie.
*
Podoba mi się myśl Simone Weil, że pisanie jest to właściwie jakby tłumaczenie z tekstu, który mamy w sobie. Taka koncepcja pisania ułatwia to trudne zadanie.
Ale naprawdę pisanie to żmudne wyrąbywanie chodnika, jak w kopalni; w całkowitej ciemności, pod ziemią. W poezji czasem zdarzają się olśnienia. W ciemny korytarz wpada smuga światła i ciemność znowu zatrzaskuje się nad głową.
W prozie jeszcze gęstsze ciemności, twardsze bryły mroku.
*
Są puste inteligencje niesłużące niczemu. Puste racje. Puste talenty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz