Trochę trwało, nim zabrałam się za
drugą część Północnej Drogi, ale co się odwlecze, to nie
uciecze. Przeczucie mnie nie myliło – kolejny tom okazał się
znacznie lepszy od poprzedniego, przede wszystkim za sprawą głównej
bohaterki, Halderd.
Nadal jesteśmy w II połowie X wieku:
Cherezińska opowiada inną historię na tle tych samych wydarzeń.
Fabuła zaczyna się nawet wcześniej, bo Halderd jest starsza od
poprzedniej bohaterki, Sigrun, a towarzyszymy jej od wczesnego
dzieciństwa. I toczy się dalej, bo dla Halderd śmierć Regina to
nie koniec świata.
Już w pierwszym tomie ta kobieta
przykuła moją uwagę, choć była zaledwie postacią drugoplanową.
Wydała mi się o wiele bardziej interesująca od
słodkiej-ślicznej-doskonałej-szczęśliwie zakochanej Sigrun. Od
dzieciństwa doświadczona przez los, nie jest tak cudna ani tak
naiwna: mądrzejsza, dojrzalsza, bardziej rzeczywista, ciekawsza pod
każdym względem. Twarda, ale dająca się porwać muzyce; silna i
zdeterminowana, ale nosząca w sobie zadry sprzed wielu lat i w głębi
wrażliwa. Towarzyszymy jej, gdy dorasta do roli żony i matki, kiedy
uczy się być panią, a potem uparcie dąży do zapewnienia
przyszłości ukochanemu synowi. Słucha wróżb starej Urd, ale nie
obawia się brać losu we własne ręce. Przychodzi do wieszczki na
innych prawach niż młoda dziewczyna w Sadze Sigrun, ich relacja
jest w większej równowadze.
Mały świat Sigrun bardzo się tutaj
powiększa: Halderd jako wdowa przejmuje władzę po mężu i
świetnie się orientuje w sytuacji politycznej. To już nie tylko
gospodarstwo i czekanie na ukochanego męża, ale konieczność
zadbania o dziedzictwo dla synów, sprawy gospodarcze, stanięcie po
właściwej stronie w wojnie domowej, nowa religia... Polityka,
wyprawy Wikingów, które w pierwszym tomie były zaledwie tłem,
nadejście chrześcijaństwa – teraz zyskują na znaczeniu, bo Halderd
tym żyje. Z drugiej strony nadal jest to opowieść kobiety, a
przede wszystkim matki – i takie połączenie czyni powieść
uniwersalną w odbiorze i fascynującą.
Bardzo mi się podobało, że tym razem
lepiej poznajemy Urd: to bardzo ciekawa postać, a teraz jest bardziej dopracowana i ważniejsza. Wspaniałą
bohaterką jest też Szczurka, początkowo służka, ale ostatecznie
przyjaciółka Halderd. To piękna przyjaźń.
Ogromnym plusem – i o tym wspominałam
już przy poprzedniej części – jest wiedza autorki, znajomość
ówczesnych realiów, szczegółowość i rzetelność w
odbudowywaniu świata Wikingów. Poza tym Cherezińska ma niesamowity
dar opisywania tego, co na skraju świadomości, na granicy jawy i snu:
tych momentów jest w Ja jestem Halderd kilka, były też w Sadze
Sigrun, i wszystkie porywają, genialnie oddają poczucie
nierzeczywistości, przenoszą nas w świat bohatera.
Żeby nie było tak cudownie:
początkowo bardzo mnie irytowały nagminne inwersje w zdaniach.
Rozumiem, taka stylizacja, ale było tego dla mnie stanowczo za dużo.
Potem się chyba przyzwyczaiłam... Druga sprawa: kilka razy czułam
się zupełnie zagubiona, bo Cherezińska dość swobodnie traktuje
chronologię, narratorka wybiega w przyszłość, potem znów się
cofa, za chwilę jeszcze coś dopowiada i już nie wiadomo, gdzie i
kiedy jesteśmy.
Od pierwszej połowy nie mogłam się
oderwać: to te lata, kiedy Halderd dorasta, uczy się, próbuje
wygrać swoje życie. Potem robi się troszkę nudnawo: więcej
polityki i moje ulubione miłosne uniesienia (musicie mi wybaczyć,
mam alergię), ale też nie było źle. I końcówka znów świetna.
Całość bardzo mi się podobała, chociaż nic bym nie straciła,
darując sobie pierwszy tom. Trzeciego też nie zamierzam czytać, bo
Einar jakoś mnie do siebie nie przekonał, a Ja jestem Halderd
okazała się tak dobra przede wszystkim dzięki wspaniałej
bohaterce. Ale ten tom zdecydowanie polecam!
Moja ocena: 8/10.
PS A na koniec ciekawostka: na okładce
zacytowano recenzję Sagi Sigrun Piotra Pawłowskiego (z Merlina).
Przeczytałam ją z rozbawieniem :) Erotyka, chyba najlepsza, jaką
gdziekolwiek czytałem (tu cytowałam mój ulubiony przykład tej
erotyki, trzeci akapit od końca); Jeśli szukacie swojej „książki życia“, sięgnijcie
po "Sagę Sigrun". Serio? Książka życia? Gusta są różne, ale to chyba przesada? :)
Elżbieta Cherezińska, Ja jestem Halderd
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Znajdziesz mnie też na Facebooku
Kocham Cherezińską i bardzi lubię tę sagę, jest mroźna, surowa, ale też po prostu piękna.
OdpowiedzUsuńJa nie żywię aż tak gorących uczuć, ale inne serie też kiedyś na pewno przeczytam.
UsuńA ja przeczytałam tylko "Sagę Sigrun" i jakoś nie mam kiedy sięgnąć po kolejną część. Może podczas kolejnej wizyty w bibliotece mój wybór padnie na nią. :)
OdpowiedzUsuńTa jest naprawdę o niebo lepsza, koniecznie sobie pożycz. Mnie w sumie znalazła sama, bo tak to bym w nieskończoność odkładała lekturę ;)
UsuńCherezińską bardzo lubię, zachwycił mnie "Legion" i "Korona śniegu i krwi". Ale "Saga Sigrun" mnie nie porwała, wszystko było takie zbyt... doskonałe. Autentycznie nie czułam sympatii do bohaterki, denerwowała mnie. Czyżby książkowa zazdrość? ;) Kolejny tom zamierzam przeczytać, zwłaszcza po Twojej recenzji :) Mam nadzieję, że bardziej się z Haldred polubimy!
OdpowiedzUsuńMnie też Sigrun denerwowała. Halderd w takim razie powinna Ci się spodobać! A polskich jeszcze nie czytałam, ale kiedyś sięgnę.
Usuń"Ja jestem Halderd" jest ZUPEŁNIE, DIAMETRALNIE INNA niż "Saga Sigrun". Tętni życiem. Niezdecydowanym naprawdę bym polecała.
OdpowiedzUsuńZgadzam się :)
UsuńLektura wydaje się być idealna zwłaszcza w upalne wieczory... "Po koronie śniegu i krwi" mam nadzieję, że uda mi się sięgnąć po Północną Drogę. :)
OdpowiedzUsuńJa bym zaczęła od razu od drugiego tomu, ale kto wie, może pierwszy też Ci się spodoba...
UsuńIstotnie, Halderd lepiej się czyta od Sigrun, ale dla pełnego obrazu ówczesnej Skandynawii nie rezygnowałabym z pierwszego tomu. Całość cyklu jest świetna - każda książka inna, razem tworzą zamkniętą całość.
OdpowiedzUsuńNo właśnie mamy trochę inne wrażenia po pierwszej części. Do trzeciej mnie nic a nic nie ciągnie ;)
Usuń