Blogowy szał na Murakamiego jakoś
mnie ominął, ale w zeszłym roku uległam modzie na bieganie :) Na
typowe poradniki nie miałam ochoty, ale byłam bardzo ciekawa, co
pisarz mówi, kiedy mówi o bieganiu. I szybko się okazało, że
bieganie jest dla niego czymś znacznie więcej niż tylko formą
sportu, a książka nie jest kierowana tylko do zapalonych
maratończyków – choć jestem pewna, że gdyby nie moje osobiste
doświadczenia (na razie skromne), przeczytałabym ją ze znacznie
mniejszym zainteresowaniem.
Murakami rozśmieszył mnie już na
pierwszej stronie: myślałam, że książeczka będzie pochwałą
biegania, podczas gdy wstęp zatytułowany jest jakże chwytliwym hasłem
Cierpienie jest wyborem. Dalej Murakami się trochę tłumaczy, że w
zasadzie Trochę mu wstyd pisać tę książkę i że tylko głośno
myśli. Rzeczywiście, całość brzmi trochę jak robocze notatki,
jest wyraźnie luźnym zapisem wrażeń, wspomnień, myśli
dotyczących biegania, pisania, w końcu – po prostu życia,
gdyż te dwie sprawy wydają się dla Murakamiego najważniejsze.
Bardzo szybko odnalazłam się w jego
odczuciach: Kiedy biegnę, nie myślę o niczym wartym
zapamiętania. (...) Zasadniczo biegnę w pustce. Innymi słowy,
biegnę po to, żeby osiągnąć pustkę. Właśnie to lubię w
bieganiu najbardziej: odcięcie od wszystkiego. Biegnę przed siebie
i nic mnie nie obchodzi. Jestem sama ze sobą. Wreszcie.
Czasem pisarz się powtarza, czasem
zaczyna trochę lać wodę (Myśli są jak chmury na niebie. Chmury
przychodzą i odchodzą, a niebo pozostaje, ble ble ble...), ale
całość mimo to czyta się świetnie: szybko i przyjemnie, a do
tego pojawia się kilka ciekawych myśli – niekoniecznie związanych
z bieganiem. Jak choćby ta, by przerywać każdą stałą czynność
nie w momencie, gdy jesteśmy skrajnie wyczerpani, ale wtedy, gdy
moglibyśmy robić to dalej – mowa tu zarówno o uprawianiu sportu,
jak i pisaniu czy czymkolwiek innym. Dużo łatwiej do tego wrócić,
dużo lepiej się pracuje, mamy dużo lepsze nastawienie i przede
wszystkim sama myśl o tym czymś nie wzbudza niechęci. Polecam
szczególnie piszącym magisterki!
Trochę śmiesznie czytało się
całkiem poważne zwierzenia faceta, że Jeśli nie chciał
przybierać na wadze, musiał uprawiać wyczerpujące ćwiczenia
każdego dnia, uważać na to, co je, i ograniczyć przyjemności.
Ale jednocześnie Murakami zwrócił uwagę, że skłonność do
tycia można uznać za błogosławieństwo – i zamiast psioczyć i
zielenieć z zazdrości na widok szczupłych ludzi wrzucających w
siebie tony śmieci cieszyć się, że nasz organizm domaga się
dobrego traktowania, a my doskonale widzimy czerwone światło.
Do mnie ta argumentacja trafia: lubię świadomość, że dbam o swój
organizm, i chodzi mi nie tylko o wygląd, ale siłę, wytrzymałość,
szeroko pojęte zdrowie. Dobrze się czuję, jedząc dobrze i
regularnie ćwicząc i już nie zazdroszczę tym nielicznym, którzy
pozornie bezkarnie mogą pochłaniać kolejne batoniki.
Z jednej strony autor pisze wprost i
na przekór wszelkim motywacyjnym zdjęciom, filmikom i tekstom, że
silna wola to za mało, żeby czegoś dokonać; z drugiej –
wielokrotnie udowadnia swoją niezłomność: przebiegając maraton w
Grecji, kończąc ultramaraton niemal wyłącznie siłą woli, rok za
rokiem stając do triatlonu mimo szczerej niechęci do kolarstwa i
kiepskiej techniki pływania. Upór, wytrwałość, konsekwentne
trzymanie się zasad bez względu na wszystko – godne podziwu.
Podoba mi się bardzo, jak Murakami
opowiada o pisaniu, jak przekłada swoje biegowe doświadczenia na
inne dziedziny życia, jak wykorzystuje je pracy. Z jednej strony darzy ogromnym zrozumieniem tych, którzy
nie chcą i nie lubią biegać – nikogo nie namawia ani nie uważa,
że bieganie jest cudownym lekiem na całe zło tego świata. Z
drugiej – pokazuje, jak podstawowych rzeczy nauczył się właśnie
trenując dzień po dniu, pokonując kolejne maratony, stawiając
sobie nowe wyzwania: Zmuszenie się do największego wysiłku, do
jakiego jesteśmy w stanie się zmusić przy wszystkich naszych
ograniczeniach – oto istota biegania i metafora życia, a dla mnie
również pisania.
O czym mówię... to nade wszystko
opowieść sympatycznego, niemłodego już pana (Zbliżam się do
wieku, w którym naprawdę dostaje się tylko tyle, za ile się
zapłaci), który po prostu znalazł swój sposób na życie. Cały
czas miałam przed oczyma pięćdziesięcioletniego mężczyznę
biegnącego brzegiem morza, ulicą, parkiem, lasem. Nie uwiódł mnie
styl Murakamiego, ale podczas kolejnego biegania na pewno będę
miała w pamięci jego słowa. I może pomyślę o jakimś większym
dystansie :)
A na koniec – cudowny filmik, który
doskonale pokazuje to, co Murakami zawarł w swojej książce: Key
to Life. Obejrzyjcie koniecznie, nawet jeśli nie biegacie!
A Wy zaraziliście się bieganiem?
Haruki Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu
Wydawnictwo MUZA
Znajdziesz mnie też na Facebooku
Chciałabym przeczytać i to nie ze względu na wartości literackie, ale na to, co i we mnie tkwi od dawna, takie przekonanie, iż uporządkowanie swojego życia w jednej z jego dziedzin (zapanowanie nad własnymi słabościami i ograniczeniami) mogłoby się przenieść i na inne dziedziny. Nie oznacza to, iż wierzę, że można mieć wszystko pod kontrolą, ale chciałabym wprowadzić trochę ładu do mojego nieuporządkowania (w różnych życia aspektach). Biegać nie biegam (może jeszcze), ale maszeruję (dla zdrowia, dla formy, dla oderwania się od tego co ogranicza i przytłacza) i czuję radość z takiego .. iść przed siebie, prosto, wiatr we włosach, słońce na twarzy. Obawiam się jedynie, aby i ta dziedzina aktywności nie była przejściową zachcianką
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Okazji naszego święta
Mam bardzo podobne przekonanie, wierzę, że stawianie sobie wyzwań w jednej dziedzinie zwiększa zdolności radzenia sobie ze wszystkimi innymi - choć na razie nie zauważyłam pod tym względem jakiejś radykalnej poprawy ;) Ale właśnie - wiatr we włosach, słońce na twarzy, to jest piękne. Za to uwielbiam bieganie :)
UsuńTak, ja też biegam. Zwykle z audiobookiem, co było moim lekarstwem na brak motywacji;) A książka bardzo mi się podobała i coś tam z niej dla siebie wyłuskałam, choć chyba masz rację, że biegającym łatwiej się do niej zabrać:)
OdpowiedzUsuńTeż często biorę audiobooka, chociaż szczerze mówiąc lepiej mi się biega z muzyką. I mogę odpocząć od treści :) Więc mniej więcej na zmianę.
UsuńTeraz mam przerwę od biegania, bo zaczęłam Insanity :D
Ooo, szacun;)
UsuńNa razie nie ma za co, za mną dopiero pierwszy tydzień :) Dam znać jak skończę i przeżyję, hahaha :D
Usuń