„Wszyscy jesteśmy czarnobylcami“


Tyle osób już pisało o tej książce, co jeszcze można dodać? A jednak nie da się przemilczeć. Bo Czarnobyl to nie historia... to życie setek tysięcy ludzi dzisiaj. Setek tysięcy! Około 800 000 żyło na terenach skażonych, 400 000 zostało zmuszonych do porzucenia swoich domów...

Aleksijewicz przedstawia sytuację Białorusi, kraju najbardziej poszkodowanego, bo stosunkowo małego, w wyniku czego ucierpiał ogromny procent ludności i terenów (0,5% powierzchni Rosji, 4,8% Ukrainy i 23% Białorusi). Awaria okazała się klęską narodową, której konsekwencje były nie do przewidzenia. Ale – jak w wierszu Herberta:
nie przemawiają do wyobraźni jest ich za dużo
cyfra zero na końcu
przemienia ich w abstrakcję

- więc Aleksiejewicz usuwa się w cień i oddaje głos pojedynczym ludziom. Tym, którzy byli wtedy dziećmi, tym, którzy przeżywali swoje pierwsze miłości i z nadzieją patrzyli w przyszłość, tym wreszcie, którzy chcieli już tylko żyć w spokoju w swoich domach. I jeszcze tym, których w dniu wybuchu jeszcze nie było, a mimo to stali się jego ofiarami. Autorka zadbała o zróżnicowanie relacji, przedstawienie sytuacji ze wszystkich stron, maksymalnie wiarygodnie i obiektywnie. Jest prawda zwykłych ludzi, pracowników szpitali, mężczyzn zgłaszających się „na ochotnika“ do usuwania szkód, ich rodzin, ale też ówczesnych kierowników, ludzi odpowiedzialnych. Mówią młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni, rodzice i dzieci.


Lektura jest po prostu wstrząsająca. Początkowo czyta się z niedowierzaniem, jak ogromna była naiwność i niewiedza tamtejszej ludności – ale to przecież prości ludzie, wieśniacy, połowa lat 80... I byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie było tragiczne. Tak zresztą komentują tamtejsi opowiadający: Nie wiadomo – śmiać się czy płakać? Bo kobieta owija krowę celofanem, żeby ją ochronić, kiedy ta będzie sobie skubała skażoną trawę pod domem, albo nie wypędza na pastwisko bo to groźne  tylko sama jej przynosi trawę; bo Jaka tam radiacja, widziałam tę radiację, takie białe było, pozbierałam wszystko; bo rolnik ma bezpieczny, szczelny traktor, ale na przerwę położy się na chwilę na trawie i odpocznie... Likwidator wraca z pracy, niszczy całe ubranie, ale czapkę daje synkowi, który tak bardzo prosił... Dziesiątki, setki śmiertelnych absurdów. Nieświadomość ludzi mierzących się z czymś totalnie nowym, niepojętym, bo niewidzialnym.

Wiele osób specjalnie przyjeżdżało na skażone ziemie, uciekając przed wojną: tu ziemia niczyja, tu spokój, zagrożenie mniej realne. Wiele zostawało – bo tu ich chata, ich dom, ich życie. Jeszcze inni zostali, bo nie mieli gdzie się podziać – napromieniowanych nieraz i rodzina do siebie nie wpuszczała. Nie mówiąc o zwykłych ludziach. Czy można się dziwić? Wszędzie byli inni, obcy, byli zagrożeniem. Zawsze wytykani palcami, niechciani. A jeszcze inni... musieli świecić przykładem. Zapobiegać panice. Jak to będzie, towarzyszu, wyglądało, gdy wywieziecie dzieci? Straszne. Straszne. A potem te dzieci słabiutkie, chore, umierające – w szpitalach. Przygaszone. Smutne. Myślą o śmierci, rozmawiają o śmierci. Pięcio-, siedmio-, dziewięciolatki. Matka szepcząca do zasypiającego cichutko synka: Artiomka, otwórz oczka...  nie pozwalam mu umrzeć.

Na kolejnych stronach powracają niektóre myśli, zwierzenia. Z jednej strony zgłaszający się do pomocy nie zawsze wiedzieli, na jakie niebezpieczeństwo się narażają. Z drugiej – zrobiliby to i tak. Ktoś musiał. I tę skłonność do poświęceń, poczucie odpowiedzialności za innych, za kraj wielokrotnie podkreślają. Wzywanym rzadko przychodziło do głowy, aby się wymigać. Uchylały się jednostki.

Powracają też w różnej formie słowa: Nazywa się ją awarią, katastrofą, a to była wojna. Wojna z niewinnymi – dodaje ktoś inny. Wojna liczbą ofiar niemal dorównująca wojnom światowym.

Najbardziej przerażający obraz, jaki wyłania się z tej książki, to władza, państwo skazujące tysiące, dziesiątki tysięcy ludzi na śmierć. W miarę czytania narastała we mnie bezsilna złość – jak bardzo człowiek jest zależny od paru egoistycznych idiotów gdzieś na górze. Próby działania niektórych wyżej postawionych osób rozbijały się o mur milczenia, zmowę odpowiedzialnych za naród. Dane były fałszowane, ludzie uspokajani. Metody pozwalające zminimalizować skutki wybuchu (na przykład jod, którego MIELI DUŻO) – niewprowadzane, by nie siać paniki. Napromieniowane mięso zawożone i sprzedawane dalej w formie mielonek i innych cudów, bo na miejscu nikt nie chciał kupować. Włos się jeży. Przecież to świadome mordowanie ludzi! A ludność nie miała wyjścia – nawet gdy chcieli kupić drożej, dalej, nie wiedzieli, co dostają. W głowie się nie mieści – człowiek totalnie bezsilny, wydany na pastwę drugiego człowieka. I nie ma żadnego wyjścia. Nie ma szans na bezpieczeństwo.

Jeden z wyżej postawionych ludzi tłumaczy – naprawdę wierzył, kiedy mówili, że wszystko pod kontrolą, że już jest bezpiecznie. Jestem człowiekiem swego czasu. Nie jestem przestępcą... W jego słowach brzmi szczerość i ból. Inny mówi: Przyzwyczailiśmy się wierzyć. A potem, gdy poznawali prawdę, popełniali samobójstwa – bo jak udźwignąć ciężar takiej odpowiedzialności?

Rozmówcy mówią Aleksijewicz: Napisz uczciwą książkę. A ta książka to tylko ich słowa. I jest uczciwa. Każdy miał szansę się wypowiedzieć. Powtarzają: Pragnę zrozumieć. I przede wszystkim: Chcę żyć. Ale tego nikt już im nie może dać. Więc może chociaż pamięć?

Książka została bardzo głośno rozreklamowana w nowym wydaniu Czarnego pod tytułem Czarnobylska modlitwa. Ja czytałam starsze, w tłumaczeniu Leszka Wołosiuka i z jego posłowiem. Bardzo ciekawym, trochę uzupełniającym, odpowiadającym na parę dodatkowych pytań. Wołosiuk pisze tam, jak dostał tę książkę od jednej z zajmujących się skutkami wybuchu kobiet: Jeśli tego nie przeczytasz, niczego nie zrozumiesz. Tłumaczy też, dlaczego zdecydował się na tytuł Krzyk Czarnobyla, a nie oryginalną modlitwę. My rozumiemy modlitwę trochę inaczej; po rosyjsku to błaganie, wołanie. Ci ludzie się nie modlą. Oni krzyczą. To krzyk bólu, rozpaczy, nade wszystko – bezsilności.


Zaznaczyłam sobie w książce mnóstwo cytatów, których już nie będę nawet szukać, bo mogłabym jeszcze pisać i pisać. Ale zamiast dziesięciu stron recenzji lepiej przeczytajcie książkę. Warto. 


Swietłana Aleksijewicz, Krzyk Czarnobyla
Wydawnictwo Bertelsmann Media


Znajdziesz mnie też na Facebooku

22 komentarze:

  1. Wstrząsające... nie wiem, czy znajdę siły, by to przeczytać. Już sama recenzja jest tak poruszająca, że zostanie w głowie. pozdrawiam m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekturze towarzyszy mnóstwo uczuć, ale warto. Chociaż te fragmenty o dzieciach :( :( :(

      Usuń
  2. Tej książki jeszcze nie czytałam, ale mam za sobą "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" Aleksijewicz, też bardzo dobra. Przeczytam "Krzyk" (albo "Modlitwę", jeśli ta wersja mi się trafi), bo autorkę już cenię, a Twoja recenzja (bardzo dobra!) przypomniała mi, że Czarne wydało jeszcze kilka wartościowych książek, których nie zdążyłam dorwać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też planuję kolejne jej książki, na pewno "Ostatnich świadków". A wydawnictwo - cóż, dla mnie to niewyczerpane źródło świetnych lektur :)

      Usuń
    2. O, tak, zwłaszcza reportaże:) Mają nosa do dobrych książek.

      Usuń
  3. Taka książka po przeczytaniu na pewno zostaje długo w myślach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Makabryczne i bardzo prawdziwe... Kiedyś sięgnę na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ktos prawdziwie napisal: "Ludzie sa do kochania, a rzeczy do uzywania. Ale w dzisiejszym swiecie ludzie uzywaja ludzi, a kochaja rzeczy." To nawet nie w dzisiejszym swiecie, zawsze tak bylo, jest i pewnie bedzie.

    OdpowiedzUsuń
  6. O tak, ta autorka umie pisać tak, że dotyka sedna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem z pokolenia, które piło płyn Lugola. Pamiętam atmosferę strachu, która panowała po wybuchu. Wszyscy mowili też o ukrywaniu informacji. Myślę, że nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, co tam się stało. Dlatego chetnie przeczytam tę ksiażkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro to kawałek Twojej historii, to lektura będzie jeszcze ciekawsza, bardzo polecam.

      Usuń
  8. Oooo, lubię takie wstrząsające książki. Muszę dorwać!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja nie piłam płynu Lugola, a może trzeba było? Niestety, w tamto upalne lato 1987 r. spokojnie opalałam sie przez cały maj, czerwiec i lipiec. I to pewnie był błąd. Może z tego powodu umrę na nowotwór, jak tyle osób wokół mnie?
    W każdym razie, wokół siebie widzę masę nowotworów i ludzi chorych na tarczycę. I to jest właśnie dziedzictwo Czarnobyla, niestety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, jeszcze przez wiele lat ludzie będą płacić za ten wybuch.
      Ja w tym czasie siedziałam w brzuchu (jestem z grudnia). Niby daleko, a jednak...

      Usuń
  10. Pamiętam tamto lato, chętnie książkę przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro pamiętasz, to koniecznie! Dla mnie to historia.

      Usuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzięki za recenzję. Ściągam książkę na czytnik. I pozdrawiam. :)
    U mnie na blogu znajdują się trzy recenzje z książek o sowieckiej Rosji. Może Cię zainteresują.

    (Poprzedni komentarz usunęłam ze wzgl. na błąd. Jakoś nie mam możliwości edycji, albo jej nie widzę...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwości edycji chyba nie ma.

      Rosja Rosją, ale na 100% przeczytam "Chiny w 10 słowach"! No i przypomniałaś mi o Cherezińskiej, bo to kolejny cykl, który zaczęłam i czeka na kontynuację ;)
      Hmmm, miałam Twój blog na blogrollu, a ostatnio przeniosłam się na feedly i jakoś nie mam aktualizacji, musiał mi gdzieś umknąć.

      Usuń
    2. "Chiny w 10 słowach" trzeba przeczytać. Ale ostatnio ugrzęzłam (niestety) w tematyce sowieckiej i przeczytałam dwa genialne dokumenty ("Poślij chociaż słowo" i "Szepty") a okrasiłam rzecz całą powieścią "Pewnej zimowej nocy". Jestem czytelniczo wykończona, a moje emocje wyglądają jak mielony kotlecik ;) Wciąż jednak powtarzam sobie, że takie pozycje TRZEBA znać.
      Jeśli Ci to pomoże, to na wklejam adres: www.zkartekszelestem.blogspot.com

      Usuń
    3. Nie no, mam adres :)
      To prawda, te najtrudniejsze książki są najważniejsze.

      Usuń
  13. Mocna pozycja - z pewnością przeczytam.

    OdpowiedzUsuń