Tydzień temu była książka o pięknym
i mądrym macierzyństwie, dziś dla odmiany jej skrajne
przeciwieństwo, czyli kolejna powieść Majgull Axelsson. Szwedzka
pisarka maniakalnie portretuje okaleczone córki, niepotrafiące
kochać matki, poranionych ludzi w wybrakowanych (nawet jeśli
pozornie wszystko jest dobrze) rodzinach.
Powieść składa się z
dwóch przeplatających się planów czasowych, oddalonych o
parędziesiąt lat. Zaczyna się i kończy współcześnie, na statku
pływającym w okolicach Arktyki. Od razu pomyślałam sobie, że
Axelsson lubi zamykać swoich bohaterów w ciasnych przestrzeniach:
tak było w Domu Augusty, tak było w Pępowinie (powódź odcięła od
świata ludzi przebywających w restauracji), i tutaj znowu –
statek, a dookoła tylko lód i woda. Bo na niewielkiej powierzchni
najłatwiej dochodzi do konfrontacji, ludzie się duszą, emocje
muszą znaleźć ujście.
Lód i woda... zaczyna się jak kryminał
albo thriller: ktoś regularnie włamuje się do kajuty Susanne i
zostawia po sobie coraz bardziej niepokojące ślady. Jednocześnie
poznajemy Susanne-nastolatkę i jej rodzinę: bliźniaczkę Elsie,
przyszywanego brata-gwiazdę, niekochającą matkę, obojętnego
ojca. To, jak zawsze, świat ludzi okaleczonych, niezdolnych do
miłości: Ines, matka Susanne, co prawda kocha, ale kocha Bjorna –
i to obsesyjnie. A córka jej nie obchodzi. Elsie, niegdyś lustrzane
odbicie – nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim emocjonalnie –
stała się kimś zupełnie obcym (to jeden z ciekawszych wątków).
Skrzywdzeni krzywdzą dalej, wszystkim czegoś zabrakło. W całej
powieści pojawia się jedna postać (drugoplanowa) pochodząca ze
szczęśliwej rodziny, mająca kochających rodziców: jest pewna
siebie, radosna, szczęśliwa, wiecznie uśmiechnięta; Axelsson
kreśli jej portret zaledwie w kilku zdaniach i szczerze mówiąć
efekt jest dziwaczny: na tle tych wszystkich toksycznych relacji i
zranień kobieta wygląda jak przeklejona z innej bajki. Rodzi się
wątpliwość: czy to rzeczywiście takie proste? Czy faktycznie źli
rodzice zawsze oznaczają zmarnowane życie, a doskonali rodzice to
doskonałe dziecko?
Obydwa wątki – teraźniejszość i retrospekcja – płyną równolegle i
dość długo trwa, zanim się połączą: tak naprawdę dzieje się
to dopiero na ostatnich stronach. Trochę mnie to początkowo
irytowało, zwłaszcza że ciężko było mi ogarnąć tyle różnych
postaci (ale ja jestem w tym kiepska), jednak ostatecznie – jak zawsze
– okazało się, że wszystko ma sens i swoje miejsce, choć
momentami lektura trochę mi się dłużyła.
Ciekawe jest to, że chociaż temat
jest w zasadzie wciąż ten sam – rodzina podskórnie patologiczna – kolejne powieści są interesujące, niezmiennie poruszające, a przede
wszystkim – bardzo smutne. Wywołują masę emocji i wcale nie
nudzą. Przeciwnie: zdecydowanie najmniej podobała mi się Pępowina,
w której autorka postanowiła nieco zaszaleć i wprowadziła
dziwaczny wątek z aniołem. A tu, gdzie są czyste fakty i nagie
emocje – jest świetnie.
Axelsson nie ocenia i nie pozwala
oceniać. Tu nie ma ludzi złych, są tylko poranieni, niosący
brzemię przeszłości. Ewentualne próby oceny prowadzą do porażki.
Świetnym przykładem jest tu Birger: najpierw budzi litość jako
„kaleka“ (jedną stopę ma o kilka rozmiarów krótszą), a za
chwilę okazuje się antypatycznym gościem, upartym, obojętnym na
innych, zupełnie niewrażliwym. Ale i to wrażenie okazuje się
niesłuszne. Nikogo nie można ocenić, można się tylko cofać w
nieskończoność po łańcuchu wzajemnych zależności i krzywd.
Axelsson to mistrzyni portretowania.
Potrafi w jednym akapicie przedstawić drugoplanową postać na tyle
sprawnie, że jej emocje, działania, to, kim jest – wszystko staje się
zrozumiałe i wiarygodne. W kilku zdaniach tworzy człowieka.
Podczas lektury towarzyszył mi w
głowie obraz drzew, albo – lepiej tu pasujący – gór lodowych.
Widać 10%, a pod wodą cała masa myśli, uczuć, kajdany, korzenie wrastające głęboko w ziemię. I choć tematów i relacji
jest tu wiele, na pierwszy plan po raz kolejny wysuwa się
macierzyństwo. Dla mnie Lód i woda... to apel do wszystkich kobiet.
Próba potrząśnięcia tymi, które są, będą, mogą być matkami.
Nie. Bycie złą matką to nie jest
zbrodnia. Zdrada.
A mimo to jest to najgorsza zbrodnia,
jaką może popełnić człowiek. Zbrodnia ostateczna. Jedyna.
Czy istnieje większa odpowiedzialność?
Moja ocena: 8/10.
Znajdziesz mnie też na Facebooku
tytuł postu skojarzył mi się z filmem "musimy porozmawiać o Kevinie". co tu dużo mówić, zaintrygowałaś mnie swoją recenzją, na pewno przeczytam!
OdpowiedzUsuńKevina też mam od dawna na swojej liście, ale jeszcze nie czytałam.
UsuńZdobyłaś mnie przy "...na statku pływającym w okolicach Arktyki." :D Totalnie mnie złapałaś tą recenzją, więc jak natrafię kiedyś w bukowych podróżach na pewno upoluję!
OdpowiedzUsuńTo niespecjalnie się musiałam nagimnastykować, żeby Cię przekonać :D
UsuńAle z przeczytanych do tej pory zdecydowanie najbardziej podobała mi się pierwsza Axelsson, "Dom Augusty".
Uwielbiam Majgull Axelsson i zgadzam się chyba ze wszystkim co napisałaś. Najbardziej chyba cenię u niej brak oceniania bohaterów i to, że pisze o nich z sympatią. Albo empatią. Jedno tylko mnie razi. Przeczytałam wszystkie wydane w Polsce powieści i przy czwartej zaczęło mi wiać wtórnością. Każda historia jest z grubsza o tym samym. I przepraszam za spam w podpisie, ale inaczej nie dodałabym komentarza ;)
OdpowiedzUsuńNic nie szkodzi! Usunęłam anonimowe komentarze, bo zalewał mnie spam :/
OdpowiedzUsuńFaktycznie, słyszałam o tej wtórności i sama już nawet zauważyłam, że autorka wciąż wałkuje te same tematy - choć na razie mi to jeszcze nie przeszkadza. Staram się też robić duże odstępy między kolejnymi powieściami, no i przeczytałam dopiero 3 - zobaczymy, co będzie dalej...
Bardzo mnie zaintrygowałaś swoją recenzją. Koniecznie muszę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst! Cały czas obiecuję sobie, że sięgnę wreszcie po "Serię z Miotłą", ale jak dotąd moje plany spełzają na niczym. Postaram się wreszcie przełamać niemoc - "Lód i woda. Woda i lód" wydają się ku temu znakomitą okazją :)
OdpowiedzUsuńSeria z Miotłą jest według mnie bardzo nierówna, ale niektóre książki są niesamowite. Jeśli chodzi o Axelsson, bardziej podobał mi się "Dom Augusty" (też w tej serii), ale nie słyszałam żadnej męskiej opinii o tych powieściach - strasznie jestem ciekawa, czy facetom też by się tak podobały. Tak że przeczytaj i daj znać :)
Usuń