Książka świetnie by się wpisała w klimat Walentynek, ale może to i lepiej, że już po ;) Bardzo
niepozorna, niewielka, maksymalnie prosta, od razu przywodząca na
myśl swoją formą A ja czekam... Rysunki, które może wykonać
nawet niespecjalnie w tym kierunku uzdolniona osoba. A jednak
historia wzrusza, Leon Królik od pierwszej strony budzi sympatię, a
do książeczki chce się wracać. Niezależnie od wieku.
Leon
Królik chciałby podarować coś wyjątkowego swojej przyjaciółce,
Lizie Króliczek. Może piękny jesienny liść? A może
najdelikatniejszy płatek śniegu? Motyla? Każdy prezent okazuje się
nietrwały. I poszukiwania na końcu świata nie przynoszą
zadowalających rezultatów. A czasem potrzeba tak niewiele...
Bardzo
czyste i skromne ilustracje, zajmujące niewielką powierzchnię,
nakreślone pojedynczą czarną linią, gdzieniegdzie plamka czerwieni ożywia
obraz, ot i cały kolor. I pomysłowo przedstawione poszukiwania w
szerokim świecie. Krzysiulowi bardzo się książeczka „o króliku“
podoba. Nie musi być wcale kolorowo ani typowo po dziecięcemu! Do
mnie też taka minimalistyczna forma bardzo przemawia.
Historia
Leona Królika poza oczywistym przesłaniem o przyjaźni: że
najważniejsze to być razem, że my sami i nasz czas jesteśmy
najlepszym prezentem dla drugiego człowieka, ma w sobie coś
poetyckiego. Te pierwsze prezenty, liść porwany przez wiatr,
delikatny płatek śniegu, który zaraz topnieje... i powoli
upływający czas. Wyciągnięte dłonie. Wołanie Lizy za Leonem
odchodzącym w poszukiwaniu idealnego prezentu: „Zaczekaj, chcę ci
powiedzieć coś ważnego!“. Cudna opowieść!
Rohan
Henry, Idealny prezent
Oprawa
twarda
Stron:
32
Wydawnictwo
Egmont
Kiedy byłam mała kupiłam mamie na dzień matki trzy żonkile (były to jej ulubione kwiaty), drożdżówkę z serem i gazetkę przekrój - mama do dziś wspomina to, jako najpiękniejszy prezent, jaki ode mnie dostała, mimo, iż potem dostawała różne (czasami bardzo kosztowne, czasami bardzo pomysłowe prezenty). To ten sentyment związany z wspomnieniami przeszłości i fakt, iż dziecko po raz pierwszy za własne pieniążki ze skarbonki i z własnej inicjatywy sprawiło jej radość. Jakiś piękny widok dwóch czytających panów :))
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienie :)
UsuńJa takie minimalistyczne ilustracje też lubię, ale zawsze mam wrażenie, że są bardziej dla kupującego rodzica niż dla dziecka, które zdecydowanie najchętniej wzieby kredki i dokończyło " za kogoś" pracę ;)
OdpowiedzUsuńMój na szczęście na to nie wpadł ;) Chociaż sam pomysł całkiem fajny, o ile to nie jest cudza (biblioteczna) książka.
Usuńmoże i książeczka jest ciekawa, ale obrazki mi się nie podobają. Lubię bardziej kolorowe i skończone :) moje dzieciaki też sięgają po barwniejsze...
OdpowiedzUsuńKolorowe też lubimy :) Ale te nam się bardzo spodobały. Krzysiulowi też. Bo najbardziej lubimy różnorodność :)
Usuń