Mela!



Najpierw pożyczyliśmy z biblioteki Melę na zakupach, ponieważ bardzo podobały mi się ilustracje, a tekstu było nie za dużo i nie za mało – akurat tyle, ile Krzysiul jest w stanie w tej chwili wytrzymać. Ale książka nie przypadłą nam do gustu: Mela w którymś momencie, targając ciężki wór ziemniaków, który kupiła przez pomyłkę, myśli sobie „Okropna ta babcia“ - i oczywiście to jest właśnie ten tekst, który wyłapał i zapamiętał nasz rezolutny dwulatek. Oddaliśmy, ale Mela dostała jeszcze drugą szansę :)


Mela na rowerze zaczyna się identycznie jak Mela na zakupach: Mela jest już duża i mądra. Na kolejnych stronach, tak jak poprzednio, okazuje się, że może jednak nie aż taka duża i nie do końca taka mądra – ale radzi sobie po swojemu i to jest najważniejsze. A przy okazji także zabawne.

Podoba mi się sposób prowadzenia narracji, podobają mi się humorystyczne elementy fabuły, bardzo mi się też spodobało, że Mela podczas przejażdżki spotyka dwóch łobuzów, którzy się z niej śmieją. Niechcący ich nastraszyła i spokojnie pojechała dalej. Całe zdarzenie zostało wplecione jakby przy okazji, a dla niejednego dziecka może się okazać najważniejsze z całej historii.

No i ilustracje! Delikatne i miękkie, wydają się nieco staroświeckie (a książka po raz pierwszy została wydana w 2003 roku!) i przypominają mi trochę zwierzątka Beatrix Potter. Piękne. W końcu to Eva Eriksson, zachwycałam się już zresztą przy serii o Maksie






Ciekawostka, na którą zwrócił uwagę mój mąż – Mela jest świnką, a babcia... misiem (?).


Sprawdźcie, czy babcia też umie jeździć na rowerze!

Eva Eriksson, Mela na rowerze
Oprawa twarda
Stron: 28
Wydawnictwo Zakamarki

4 komentarze:

  1. Mój Młody jest trochę starszy i chyba Mela już by go nie zainteresowała :)
    A z tym zapamiętywaniem nie najwłaściwszych fraz to mieliśmy podobny przypadek z trzecią częścią wierszyków Cynamona i Trusi. W którymś momencie Trusia mówi, że nazywała Cynamona "Ty głuptasie" (piszę z pamięci, więc może się mylę, ale chodzi o pejoratywny wydźwięk tego określenia), no i mój synek przez parę tygodni powtarzał co jakiś czas właśnie to, ale w stosunku do domowników :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może by zainteresowała :) Mój tak w dolnej granicy tego zainteresowania się mieści.
      Mamy więcej takich fajnych historii. Wychodzimy na spacer, a Krzysiul staje tuż za drzwiami i krzyczy: "Kurczę blade!". Albo siedzi w piaskownicy, bawi się spokojnie, i nagle ni z tego ni z owego: "A to krowa!" :D Miny babć siedzących obok - bezcenne :)

      Usuń
  2. nie mam dzici, ale czasem jak mam okazję iśc do znajomych które mają dzieci to patrze na ksiażeczki. ta ma swietne ilustracje. podobaja mi się :D może jak kiedys bede szła w odwiedziny kupie na prezent

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na prezent to jest tyle możliwości, że ciężko się zdecydować :)

      Usuń