Barbro Lindgren, Lampa Maksa; Wózek Maksa
Ilustracje: Eva Eriksson
Książeczki kartonowe
Stron: 16
Wydawnictwo Zakamarki
Seria o Maksie to szwedzkie książeczki, które są starsze ode mnie :) Nie tak dawno zawitały na polski rynek dzięki wydawnictwu Zakamarki. W sumie jest ich dziesięć: pięć kartonowych i pięć w twardej oprawie i z miękkimi stronami. Bohaterem jest mały chłopiec przeżywający przygody na miarę kilkulatka: wyrusza w podróż z wózkiem pełnym zabawek albo wspina się na stół, by dotknąć lampy. Sytuacje zwykłe, codziennie, znajome.
Od razu widać, że książeczki są adresowane do najmłodszych: niemal całe strony zajmują ilustracje, a jedynie na samym dole mamy jednoznaniowe podpisy. Język jest typowy dla mowy dziecięcej: pełen powtórzeń składni, które maluchy bardzo lubią, krótkich sformułowań, nieraz pozbawiony orzeczeń ("Lampa ładna"). Wydaje mi się, że czasem aż za bardzo – jak w quasi-zdaniach: "Maks na stołek", "Maks na krzesło". Nie spodobało mi się też, że obrazek, na którym Maks spada ze stołu, został skomentowany: "GŁUPIA LAMPA!". Oczywiście, dzieci tak reagują, ale nie jest to coś, co chciałabym utrwalać poprzez wspólną lekturę.
Książeczki są ciekawie pomyślane, Wózek Maksa jest zabawny (z punktu widzenia maluchów), Lampa Maksa z kolei jest powieścią akcji zaadaptowaną do potrzeb najmłodszych: najpierw chłopiec się wspina coraz wyżej, napięcie rośnie, potem następuje kryzys – upadek i rozbite kolano – a na końcu przychodzi mama, dzięki której wszystko dobrze się kończy (mam nadzieję, że nie popsułam nikomu radości z lektury, zdradzając zakończenie ;)).
Niewątpliwym atutem książeczek są śliczne obrazki jednej z największych szwedzkich ilustratorek, Evy Eriksson, która od trzydziestu lat zajmuje się literaturą dziecięcą, a także mały format oraz kartonowe strony, dzięki którym najmłodsi – którym książeczki są dedykowane – mogą spokojnie obracać kartki, a rodzice nie będą drżeli z niepokoju (serce mi staje, kiedy synek chce sam przewracać strony ulubionych Lalo, Binty i Babo - które, powiem na marginesie, są hitem już kilka miesięcy, a synek ma dopiero 13!).
Za książeczki dziękujemy wydawnictwu Zakamarki.
Nie znałam tej serii. Rzeczywiście ilustracje są piękne. Mój synek jednak woli już książeczki, w których jest nieco więcej tekstu. Dla maluchów jednak, to pewnie nie lada gratka:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tych książkach. Teraz już za późno, ale będę mieć je na uwadze jeśli kiedyś pojawi się u nas drugie dziecko. Już gdzieś u siebie pisałam, że w książkach dla dzieci przywiązuję ogromną wagę do ilustracji. Te są świetne. A na niektóre podpisy pod nimi mogę przymknąć oko. ;)
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie ilustracje - zwłaszcza w książkach dla najmłodszych - są niezwykle ważne. Ja też przymykam oko, tzn. pomijam ten tekst i wstawiam własny ;)
UsuńKsiążeczki tego typu, to bardzo ważny etap w życiu każdego maluszka. Z głupią lampą - całkowicie się z Tobą zgadzam - maluszek pierwsze, to zapamięta właśnie to wyrażenie - a to prawdziwie dyskwalifikuje książkę. Szkoda tych pięknych ilustracji...
OdpowiedzUsuńTo na szczęście tylko jedna strona, póki synek nie umie czytać, nie ma problemu - po prostu zastępuję to własnym zdaniem :)
UsuńStrasznie podobają mi się ilustracje, są takie ciepłe i swojskie! Aż chce się oglądać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
wyglądają doprawdy sympatycznie :)
OdpowiedzUsuńPiękne obrazki, nawet mnie zaczarowały :)
OdpowiedzUsuń