Anka
Grupińska, Najtrudniej jest spotkać Lilit
Wydawnictwo
Austeria
Kultura
żydowska zawsze wydawała mi się fascynująca, choć po lekturze Najtrudniej
jest spotkać Lilit okazało się, że moje jej postrzeganie było
bardzo naiwne, a znajomość tematu ograniczała się do książek
Stryjkowskiego, Meira Ezofowicza (jedna z moich ulubionych książek)
czy Skrzypka na dachu, którego swoją drogą jedna z rozmówczyń
autorki nazwała „po prostu głupim“.
Grupińska
natomiast wchodzi w świat ortodoksyjnych, a raczej –
ultraortodoksyjnych – Żydów, rozmawia z przedstawicielami (a
raczej przedstawicielkami) różnych grup religijnych, stara się
zrozumieć i pokazać, jak wygląda codzienność ludzi, którzy w
połowie lat 90. (bo wtedy powstawała książka)
telewizję, prasę (zwykłe dzienniki!), a nawet klasykę literatury
uważają za zło, radio (jeśli już mają) trzymają w zamkniętej
szufladzie, żeby dzieci nie widziały, a współmałżonka dostają
z przydziału.
Świat
chasydów to świat mężczyzn. Żydzi, z którymi spotykała się
autorka, oburzali się na samo słowo „chasydka“ – przecież
nic takiego nie istnieje, są tylko chasydzi i ich żony. A
Grupińska, jakby na przekór, właśnie oczami kobiet zagląda przez
mur do tego zamkniętego świata, z portretów kobiet składa mozaikę
ortodoksyjnego społeczeństwa. Mozaikę, bo nawet ortodoksja ma
wiele stopni i odcieni, a „ultraortodoksyjni“ nie odczuwają
żadnej wspólnoty z „ultraultraortodoksyjnymi“. Znajdą się
zresztą i takie kobiety, które będą gotowe odsunąć na bok (o
zgrozo) rolę matki i poświęcić się na przykład pisaniu. Ale to
naprawdę bardzo, bardzo nieliczne wyjątki, a rewolucji wywołanej
taką decyzją nie da się porównać z podobnymi w naszym świecie.
Chacydzi
tworzą nieprawdopodobnie hermetyczny świat. Nie dopuszczają do
siebie mediów, chodzą do własnych szkół, żyją niemal jak sto
lat temu, otoczeni gromadami dzieci (dziesięcioro to standard), w
swoich czterech ścianach, żeniąc się w granicach swojej grupy
religijnej. I popadają w coraz większe skrajności, kolejne
pokolenia żyją według coraz surowszych reguł – stała
radykalizacja jest bowiem ich zdaniem jedyną formą obrony przed
zakusami świata świeckiego. I z pewnością coś w tym jest –
łatwiej się przecież odciąć od wszystkiego, co stanowi
potencjalne zagrożenie, niż nieustannie walczyć z pokusami. Jak
widać z lektury książki, taki system się sprawdza. Jednak co wtedy pozostaje?
Przynależność
do zamkniętej grupy jest z reguły łatwiejsza niż samodzielne
prowadzenie życia. Przynależność do społeczności chasydzkiej
jest niezwykle łatwa. Jeśli jesteś jedną czy jednym z nich, twoja
droga jest już wytyczona. Nie zastanawiasz się, do jakiej szkoły
posłać dziewczynki, do której jesziwy pójdą chłopcy, wiesz
dokładnie jak ich ubrać, i w ogóle nie masz kłopotu z odpowiedzią
na żadne pytanie – jeśli nie ktoś z twojej sekty, to na pewno
rebe da ci odpowiedź. Rebe powie, gdzie masz mieszkać, gdzie
pracować, jak się leczyć, rebe nada imię twojemu dziecku, rebe o
wszystkim zadecyduje.
Rolą
kobiety jest być dobrą żoną i matką, niejednokrotnie jednak na
jej barkach spoczywa także utrzymanie rodziny, gdyż wiecznie
studiujący Torę mąż nie zarabia tyle, by wyżywić kilkanaście
gąb. Coraz częściej pojawiają się wyższe (tzn. ponadpodstawowe)
szkoły dla kobiet, jednak uczące się kobiety są dyskryminowane.
Mimo to większość rozmówczyń Grupińskiej uważała to za coś
naturalnego i wydawała się szczęśliwa, albo przynajmniej – nie
nieszczęśliwa, bo w ogóle się nad tym nie zastanawiały.
Interesujący,
dziwny, zupełnie inny świat. Trochę jak skansen. Po dziesięciu
latach, na początku XXI wieku, autorka wróciła w te same miejsca,
by sprawdzić, co się zmieniło. Czy wobec nowych zagrożeń mur
oddzielający ortodoksów od reszty stoi równie niezachwianie jak
dawniej? Kobiety dalej biegają za gromadami dzieci, mężczyźni
studiują, ale w codzienne życie wdziera się internet, którego nie
sposób opanować. Charedim mają swoje specjalne strony, ale wiemy,
jak to jest – my mamy mnóstwo stron edukacyjnych, a z czego
skorzysta siadające do komputera dziecko, to już inna sprawa.
Powoli więc nawet tutaj docierają zmiany. Jedna z kobiet mówi: Moja okolica jest
mniej skromna. Kobiety są mniej skromne. Malują się, niby się
zakrywają, ale noszą obcisłe sukienki, za krótkie peruki [bo
kobiety golą głowy], niektóre nawet zakładają buty na niskich
obcasikach. Wstyd! A chłopcy używają żelu
do pejsów :)
Bardzo
ciekawa, choć niełatwa w odbiorze książka: autorka zachowała
wiele oryginalnych nazw, pojawia się sporo terminologii i zanim się
mniej więcej ogarnie organizację świata ultraortodoksów, można
się trochę gubić; jednak nawet bez zrozumienia tych fragmentów
opowieści chasydzkich kobiet są interesujące. Poznawałam je z
przyjemnością, a przy okazji wiele się dowiedziałam, i nawet
jeśli niektóre fragmenty były nudnawe (całe akapity nazwisk), było warto.
Moja
ocena: 7/10.
Zdjęcia pochodzą z książki. |
Dla mnie to fenomen. Ale jak się przebiegnie myślami wstecz to z tego co się wie na temat Żydów wyłaniają się gminy żydowskie, hermetycznie zamknięte nie dopuszczające do mieszania się z gojami. Książka mnie zaintrygowała.)
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńMam wydanie z 2008 roku i to na dodatek z autografem od p. Grupińskiej:) Spotkanie odbyło się na krakowskim Kazimierzu. Dedykację prezentuję na swoim blogu:). Pamiętam, że czytałam tę książkę z wypiekami na twarzy i z takimi samymi odczuciami jak ty. Momentami nie mogłam wyjść z podziwu, jak bardzo można się wyizolować od świata, tak jak to robią chasydzi. Ciekawa zatem jestem nowego wydania, z pewnością uzupełnionego o wiele nowych punktów widzenia.
OdpowiedzUsuńTzn. ja też mam z 2008 - ale on we wstępie pisała, że po raz pierwszy książka ukazała się w 1999 chyba, i to jest ta główna treść, a nowy jest ostatni rozdział, tam zawarła obserwacje z powrotu.
UsuńMyślałam, że może w tym roku ukazało się nowe wydanie i że to właśnie je przedstawiasz.:) Lektura arcyciekawa.
Usuń