Baśniowość po holendersku

Anton Coolen, Kobieta i jej sześciu braci śpiących
Państwowy Instytut Wydawniczy, seria KIK

Książka niderlandzkiego pisarza jest ze wszech miar dziwna. Przyciągnął mnie baśniowo brzmiący tytuł i fragmenty opisu z okładki, które obiecywały „nastrój romantycznej ballady“ oraz „losy owianego atmosferą niesamowitości i egzotyki zamku“. W trakcie lektury zwątpiłam, ale że bardzo ciężko znaleźć coś o tej książce w sieci, zdecydowałam się doczytać i przysłużyć się potomnym garścią informacji.


Holenderska wieś z jednej strony jest wyjątkowa: ma nie jeden, ale dwa bliźniacze zamki i związaną z nimi ciekawą historię. Z drugiej strony – jest tylko jedną z wielu, w dodatku całkiem podobną do innych: żyjącą plotkami i ploteczkami, lokalnymi sensacjami, tajemnicami niekoniecznie zapierającymi dech w piersiach. Bohaterowie to oryginały, często o przerysowanych cechach, co czyni ich raczej typami niż zwykłymi postaciami; tak jest choćby w przypadku świętej Sjoke czy kłusownika Keesje. W ten sposób otrzymujemy powieść-parabolę, w której nie realizm jest ważny, a uchwycenie pewnych zjawisk.

Tytułowy wątek kobiety – baronowej – i „sześciu braci śpiących“ – mężczyzn czuwających nad jej bezpieczeństwem podczas samotnych nocy w zamku – nie wysuwa się wcale na pierwszy plan; przeciwnie, przez wiele stron zastanawiałam się, do czego cała historia ma prowadzić i skąd akurat taki tytuł. Narrator przytacza kolejne wioskowe opowieści, opisuje sąsiadów i ich życie – również to, jak się ono zmienia pod wpływem kontaktów z zamkiem. I mimo że mówi „nasza wieś“, daje się wyczuć dystans w jego relacji.

Książka jest nierówna stylistycznie. Ładnie się zaczyna, pięknie się kończy – jakby te rozdziały pisała inna osoba. Większość jest opowiedziana zupełnie zwyczajnym językiem, jednak czasem autor postanawia wspiąć się na wyżyny elokwencji (by wyczarować tę zapowiedzianą baśniowość?) i raczy nas zdaniami w stylu tych:
Nikt nie chciał być mniej łagodny niż sama śmierć, która na pewno zanurzała gąbkę w jakimś rozpuszczalniku, by wymazać nią blade, chaotyczne barwy zgasłego życia, a wydobyć na światło dzienne pierwotny wzór, wzór życia, według którego pragnęło się kiedyś żyć.
A nie słyszała tego uchem, tylko rezonansem swego najgłębszego jestestwa, które współgrało z jego szczęściem.
...pod szarością nieba śnieg w płatkach i warstwach na magnoliach, na koniferach, na rozłożystych gałęziach sosen, z których co pewien czas nagle, z głuchym klaśnięciem, spada ów puszysty biały przepych, rozpylając się chmurką delikatnego pudru.

Tak naprawdę to historia o rozpaczliwie samotnej kobiecie, o mężczyźnie, który czekał, o miłości cichej i niespełnionej. Powieść ciekawa w swej wymowie i dostarczająca tematów do dyskusji, aczkolwiek do arcydzieła bardzo jej moim zdaniem daleko. Nie namawiam, ale też nie odradzam, jeśli ktoś lubi książki dziwne i inne.


Moja ocena: 5/10. 

4 komentarze:

  1. Ja lubię książki dziwne i inne, ale... w tym przypadku raczej poprzestanę na twojej recenzji. Gdybym przeczytała taki zachęcający opis na okładce, sama dałabym się zwieść - i byłabym okrutnie zawiedziona.
    Cieszę się, że wybierasz takie nietypowe lektury, a nuż coś mnie zainspiruje?
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię czytać książki, które mało kto rusza :) Choć niestety ryzyko trafienia na coś słabego jest znacznie większe. Ale kto nie ryzykuje... :)

      Usuń
  2. Raczej nie jestem taka przekonana, ten parabolizm mnie trochę przeraża...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Je ma się czego bać :) Czyta się bardzo normalnie.

      Usuń