Piątkowe spotkanie z poezją - Miloš Doležal


Dzisiaj coś zupełnie innego – poezja czeska. Miloš Doležal urodził się w 1970 roku. Z wykształcenia jest socjologiem, z pasji – poetą, eseistą, felietonistą. Opublikował cztery zbiory wierszy. Bardzo byłam ciekawa, czy w liryce również odnajdę charakterystyczne cechy literatury naszych sąsiadów i ze zdziwieniem odkryłam, że owszem – można by chyba zgadnąć, że autor jest Czechem, nie patrząc na nazwisko. Pozostaje pytanie, czy to przypadek, czy rzeczywiście czeska literatura jest takim dającym się łatwo rozpoznać monolitem, w którym poszczególne utwory są do pewnego stopnia zróżnicowane, ale wszystkie mają niektóre cechy wspólne.

Źródło.

Tomik zatytułowany Gmina to zbiór wierszy upamiętniających pojedynczych ludzi. Każdy utwór jest wspomnieniem, obrazkiem, mini-historyjką, a całość układa się w barwny obraz wiejskiej społeczności. Bohaterowie są wymieniani z imienia i nazwiska, dowiadujemy się zawsze, czym się zajmowali, dostajemy mikro-opowiastkę. Tylko jeden, przedostatni, tekst jest typowo liryczny, refleksyjny, nieodwołujący się do żadnej konkretnej opowieści ani postaci, a raczej podsumowujący wcześniejsze wiersze i wyjaśniający ich miejsce – jest jednocześnie według mnie kluczem do interpretacji całości:

Dzwon

Wołam żywych
budzę rozespanych
przełamuję gromy
rozganiam wichury
kostnieję w bitwach
przeklinam ogień
cucę słabych
biję boginki
opłakuję martwych
milczę nocami


Utwory Doležala są przesiąknięte typowo czeskim poczuciem humoru: gorzkim, wręcz wisielczym, momentami rubasznym, czasem po prostu pociesznym i ironicznym. Czuć w nich dystans do opowiadanych historyjek i anegdotek, a jednocześnie mamy świadomość, że wszystkie te postacie są podmiotowi lirycznemu bardzo bliskie, znane, darzone przez niego sympatią. Poeta uwiecznia osobowości i osobliwości ze świadomością, że i on kiedyś do nich dołączy:

Teraz tam wszyscy
leżą na dobre
Vondrowie
Czekają na mnie

Zza tego lirycznego uśmiechu i niezobowiązującego tonu wygląda jednak do nas smutna rzeczywistość: na kartach tomiku nieodłącznie towarzyszy nam śmierć, smutek, samotność. Poeta nie zapomina, na jakim świecie żyje, i choć do nieuchronnego podchodzi z humorem, zauważa wszystkie ciemne strony istnienia i daje im wyraz nieraz między wierszami, często za pomocą paru słów lub nawet milczenia. W ten sposób opowiada o wojnie, wypadkach, codziennych tragediach. Nie stawia pytań – one pojawiają się same, gdy skończymy czytać wiersz. Zapisane w nim, choć niewypowiedziane.

Uwielbiam czeskie poczucie humoru, pozytywne podejście do życia, które nie neguje rzeczywistości, ale pozwala patrzeć na nią z dystansem, nie zżymać się na to, co od nas niezależne, komentować irocznicznie, ale zachowywać pogodę ducha. Te wiersze są zupełnie inne od wszystkich, które do tej pory czytałam, i choć nie zbudziły we mnie jakiegoś ogromnego poruszenia (najbardziej podobał mi się przywołany wcześniej Dzwon), była to bardzo przyjemna i ciekawa lektura. I przede wszystkim bardzo miła odmiana.

Otto Górków

W wieku dwudziestu lat osiwiał
w pewnej wiedeńskiej piwnicy
podczas nalotu
Woził później swój majątek na rowerze
od gospody do gospody
z oka go nie spuścił

***

Na cezetce

21 grudnia wyjeżdżał ze swojej leśniczówki
na cezetce gajowy Franciszek Heniek
sarnom wiózł sól do paśników
z prawej uderzył go furgon
zgon na miejscu a w domu
z dwójką dzieci młoda żona
Gdy szukała w szafach do trumny koszuli i ubrania
znalazła schowane w papierze prezenty
zegarki dla urwisów i niebieski sweterek
który jej mąż kupił na Boże Narodzenie

***

Sześć lat umierał

Sześć lat umierał od swojego dziewiętnastego roku
w łóżku z modrzewiowego drewna
w którym się urodził
Franciszek Burian z Darniowa
Uczył się w Brnie na organistę
Z dnia na dzień przestał chodzić
grypa hiszpańska przerzuciła się na rdzeń kręgowy
Z siostrą z którą się do późna modlił
trzy dni przed śmiercią
dowlókł się do kościoła nad wsią
Siostra deptała miechy
Franciszek Burian zasiadł za organami
chciał zagrać fugę Bacha
rąk nie uniósł
Głowa mu na klawiaturę spadła
nieprzytomnie szlochał

***

Loukotka z Jatki, oszust

Gęba mu się na rynku nie zamykała
chyba miał być babą plotkarą
handlował bydłem
każdego przegadał
Kupił pewnego razu w Szczupaczu
parę silnych wołów
do domu je oszust prowadził
na drodze złapała go burza
schował się pod kasztan
Z niebios nagle strzelił piorun
roztrzaskał drzewo prosto na woły
Loukotka od tego dnia
z przerażenia stracił mowę

3 komentarze:

  1. Byl w moim życiu czas, kiedy czytałem poezję i ją nawet pisałem, ale to zamierzchła przeszłość. teraz kocham prozę i raczej na długo tak zostanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ogromny sentyment do wszystkiego co czeskie. Nie wiem, skąd się to wzięło. Ale jak słyszę, że coś jest czeskie, to od razu mi się wydaje, że to polubię :-) Na czeskiej prozie się na razie nie zawiodłam, z poezją jak już pisałam jest mi tak średnio po drodze, ale nazwisko autora postaram się zapamiętać.

    OdpowiedzUsuń
  3. W zasadzie nie znam literatury czeskiej. Tylko z czeskich filmów znam swoisty dla Czechów humor. Z natury jestem prozaiczna więc pociągu do poezji nie mam, ale ta poezja jest zupełnie inna, taka proza pisana wierszem toteż do mnie trafia.
    Podobają mi się te wiersze, które opowiadają jakąś historię.

    OdpowiedzUsuń