Ros Moriarty, Pieśń Aborygenki
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Ros Moriarty wyszła za Aborygena, Johna Moriarty'ego, i stała się częścią wielkiej rodziny rdzennych Australijczyków. Stopniowo poznawała najstarszą kulturę do dziś istniejącą na Ziemi, uczyła się rozumieć i współodczuwać, pokochała kobiety i mężczyzn z plemienia Yanyuwa, a ich historia stała się po części jej historią. Razem z mężem założyła studio designu Balarinji: w ten sposób chcieli przybliżyć współczesnym Australijczykom dziecictwo kulturowe kraju, który najechali i próbowali zniszczyć.
W swojej książce Ros Moriarty snuje równolegle kilka wątków: jednym z nich jest tydzień ceremonii, na który została zaproszona przez Aborygenki, by uczestniczyć w ich świętych obrzędach i w najpełniejszy sposób wyrazić przynależność do plemienia. Drugi wątek to historia rdzennych mieszkańców Australii, dyskryminowanych, prześladowanych, a lata temu – jako dzieci – porywanych rodzicom, by odciąć ich od korzeni i "ucywilizować". Do tych straconych pokoleń należał między innymi John, mąż autorki, uprowadzony w wieku czterech lat. Nie wszystkim udało się po latach wrócić do domu. Autorka pisze o tym, jak biali i czarni ścierają się na odebranych ziemiach, jak Aborygeni są spychani na margines, jak muszą walczyć o prawo do życia po swojemu. Trzeci wątek to opowieść Ros o niej i jej rodzinie: dzieciach balansujących między starym i nowym, Johnie starającym się odnaleźć we współczesnym świecie tak, by nie stracić nic ze swej tożsamości, ich wspólnym marzeniu o przybliżaniu australijskiej kultury za pośrednictwem wzorów, w których zawierają wszystko: kolor pustyni i słońca, pył, ciemną skórę, zwierzęta, harmonię, radość życia. Autorka portretuje kolejnych członków swojej rodziny – prawie wyłącznie kobiety, gdyż plemię zachowuje sztywny podział na Męskie Sprawy i Kobiece Sprawy – opisuje ich cierpliwość, spokój, prostą radość, szczerą miłość, mądrość przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Czasem oddaje im głos i wtedy ich słowa świadczą same za siebie: proste zdania, proste treści, umiłowanie spokojnego, dobrego życia w gronie rodziny. Ci ludzie nikomu się nie narzucają, nie oburzają się, pragną tylko kawałka ziemi dla siebie, by żyć jak dawniej.
Książka jest poruszająca i smutna, bo opowiada o jednej z najstarszych kultur na ziemi, która ginie – dosłownie – na naszych oczach. Moriarty pisze, że trzydzieści lat temu językiem Yunyuwa mówiło około dwustu osób. Dziś jest ich około dziesięciu i ich wiedza odejdzie razem z nimi, bo młodzi nie chcą słuchać. A przecież mogliby uczyć się i od białych, i od swoich, czemu nie? – pyta jedna ze starszych kobiet, ze smutkiem patrząca w przeszłość. Autorka nie opowiada zbyt wiele o tamtejszych zwyczajach, raczej stara się przybliżyć nam wartości, jakimi żyją Aborygeni, ich ukochanie Prawa, prastarą duchowość. Nie opisuje obrzędów, w których bierze udział, gdyż są objęte Tajemnicą. Za to w jej słowach tkwi wyraźnie wyczuwalna troska o los tych ludzi, miłość, wdzięczność, podziw. To osobista książka, próba utrwalenia ginącego świata.
Początkowo miałam wrażenie chaosu, niezbyt mi się podobały fragmenty dotyczące rozwoju firmy Ros i Johna, najbardziej interesowało mnie to, o czym Moriarty pisać nie mogła. A jednak teraz, po lekturze całej książki, im dłużej o niej myślę, tym bardziej mi się podoba. Wszystkie wątki złożyły się w piękny, kompletny obraz ginącej cząstki Australii. Opowieść wzrusza i każe się na chwilę zatrzymać. Warto przeczytać.
Moja ocena: 7/10.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia.
Już sam początek Twojej recenzji sprawił, że pomyślałam:"to jest to, chcę przeczytać!"
OdpowiedzUsuńRzadko mam okazję czytać o Aborygenach, a jest to kultura, która budzi moją fascynację. Książka jest poruszająca, wielowątkowa, intrygująca - nie mogłabym do niej nie sięgnąć, dziękuję za podpowiedź:)
Pozdrawiam serdecznie!
nie do końca moje klimaty, ale brzmi dość ciekawie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Chyba najlepsze "australijskie" książki to powieści Patricka White'a. Bez tanich efektów, wymagające od czytelnika skupienia ale też i satysfakcję i "wartość dodaną" z lektury. Jego bohaterowie żyli zarówno w czasach pionierskich jak i znacznie bardziej nam współczesnych. A na "deser" polecam "Piknik pod wiszącą skałą" - film Petera Weira należy do gatunku "kultowych" ale i książka Joan Lindsay nie gorsza :-).
OdpowiedzUsuńNie wiem, chyba nie czuję się na siłach, żeby przeczytać tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do zabawy: http://ksiazkowa-kawiarnia.blogspot.com/2012/07/11-pytan.html
UsuńZdecydowanie postaram się poszukać tej książki. Postępowanie rządu australijskiego w kwestii Aborygenów i to jeszcze w XX wieku woła o pomstę do nieba. Naprawdę szkoda, że nie mówi się o tym głośno, u nas ten problem w ogóle nie jest poruszany i chyba nawet niewielu Polaków niezainteresowanych Australią w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji znajdują się Ci ludzie...
OdpowiedzUsuńLubię książki, które w taki czy inny sposób przybliżają mi odległy świat, jego tradycję, kulturę. Szczególnie lubię właśnie takie zapiski podszyte osobistymi doświadczeniami. O Aborygenach słyszałam już wiele razy, ale wciąż wiem o nich ni mniej, ni więcej tyle, że są... Chyba najwyższa pora to zmienić. A ta książka wydaja mi się dobrą okazją do poszerzenia wiedzy.
OdpowiedzUsuńPamiętam jakie wrażenie zrobiła na mnie książka Wołanie z końca świata Marlo Morgan, chętnie porównałabym tamte opisy z książką tej autorki :-)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! A książka definitywnie jest w moim guście, dlatego koniecznie muszę ją przeczytać :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie na konkurs!
OdpowiedzUsuńŚwieżo jestem po lekturze "Australia. Gdzie kwiaty rodzą się z ognia" Tomalika i tam również temat Aborygenów jest poruszony. Zainteresował mnie. Książkę wrzucam na listę "kiedyś przeczytać", dziękuję.
OdpowiedzUsuń