Emily
Giffin, Coś pożyczonego
Wydawnictwo
Otwarte
Nie wiem,
czemu to sobie robię. Naprawdę. Nie przepadam za typową babską
literaturą, ale od dawna miałam ochotę na coś lekkiego i
przyjemnego. No i wybór padł na Coś pożyczonego bardzo popularnej
amerykańskiej pisarki Emily Giffin. Czytałam i słyszałam sporo
pozytywnych opinii, więc miałam nadzieję, że lektura będzie miłą
odskocznią od codzienności. Błąąąąd.
Narratorką
jest trzydziestoletnia Rachel. Właśnie obchodzi urodziny i jest
przygnębiona, bo była pewna, że w tym wieku będzie miała
cudownego męża, dwoje dzieci i piękny dom, a ma jedynie
znienawidzoną pracę i przyjaciółkę Darcy, która wkrótce
wychodzi za mąć za wspaniałego faceta, jest piękniejsza, młodsza
(o parę miesięcy), ma świetną pracę i życie usłane różami, a
do tego jest egoistyczna, dziecinna, nie potrafi przegrywać i zawsze
musi skupiać na sobie uwagę wszystkich obecnych. Nagle i
niespodziewanie Dex (narzeczony Darcy) i Rachel spędzają razem
jedną noc. Co teraz, co teraz? Czy to będzie jednorazowa przygoda, czy dozgonna miłość? Jak zareaguje Darcy? (Czy Wy też drżycie z niecierpliwości i
niepokoju o ich los?)
Fabuła
jest tendencyjna i do bólu przewidywalna. Bohaterowie irytujący:
jedynie Ethan, kolega Rachel, wzbudził moją sympatię, jest jednak
postacią drugoplanową i pojawia się bardzo rzadko. Sama narratorka
jest nie mniej denerwująca (niby postać pozytywna) niż jej rozwydrzona przyjaciółka,
narzeka na pozostawanie w cieniu Darcy, ale od podstawówki nigdy nie
zrobiła nic, by to zmienić; zazdrości jej figury, choć sama jest
szczupła; nienawidzi swojej pracy, ale nie ma pojęcia, co chciałaby
robić; uważa się za hiperporządną i przestrzegającą wszystkich
zasad (bo oczywiście spania z nowo poznanymi facetami nikt tu w
kategoriach moralnych nie roztrząsa), a jednocześnie rozpacza, że
jest złym człowiekiem. Litości. Ma też ciekawe poczucie
sprawiedliwości ("co z tego, że przespałam się z jej
narzeczonym, ona mi w piątej klasie ukradła chłopaka" <to parafraza, nie dosłowny cytat> albo On
jest zaręczony, ja całowałam się z jego przyjacielem).
Język
jest zupełnie zwyczajny, nie przykuwa uwagi ani w pozytywnym, ani w
negatywnym sensie, o ile pominiemy wyświechtane porównania (Ach! Był tak piękny, że patrzenie na niego było jak patrzenie w
słońce) i sprawozdania z wydarzeń złożone z krótkich,
prostych zdań – jakby wyjętych z pamiętnika piętnastolatki.
Bardzo mnie bawiły stwierdzenia ogólne, w których narratorka
próbowała zwracać się do czytelnika, odwołując się do jakiejś
wspólnoty doświadczeń (Są jak zdjęcia byłych chłopaków,
które rozpaczliwie pragniesz wyrzucić, lecz nie możesz się na to
zdobyć). Większość była mi zupełnie obca, w niektórych
odnalzłam nastoletnią siebie (a jestem młodsza od narratorki, i to
dobre parę lat). Wisienką na tym średnio zjedliwym torcie były
perełki-mądrości życiowe w stylu: Nie ma żadnych moralnych
absolutów albo Tworząc z kimś związek, masz świadomość, że to
może się skończyć. Możecie się od siebie oddalić, spotkać
kogoś innego albo po prostu się odkochać.
I jeśli
tym się karmią współczesne kobiety, to ja nie mam więcej pytań o obecny stan związków, poziom rozwodów i inne takie.
Moja
ocena: 3/10.
P.S. Gdyby ktoś miał wątpliwości, chciałam zaznaczyć, że nie pozuję tu na zbyt inteligentną, żeby zachwycać się czytadłem. Są książki tego typu, które bardzo mi się podobają, na przykład Jennifer Weiner - też nic ambitnego, a jednak dziesięć razy lepsze. A tę naprawdę uważam za beznadziejną i nie mam pojęcia, czemu tylu osobom się podoba.
Jakoś tak od początku omijałam ten cykl szerokim łukiem i widzę, że intuicja mnie nie zawiodła. Aż mnie zęby bolą, jak czytam wyjątki z książki w Twojej recenzji. I właśnie bardzo dobrze, żeś kawę na ławę postawiła, przynajmniej kilka osób, które tu wejdą nie będą tracić czasu na pseudowielką literaturę. Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńHehe, czasem trzeba spróbować czegoś innego, żeby napisać taką recenzję, jak lubię xD
OdpowiedzUsuńMnie też zdarzyło się zasugerować opiniami czytelników i rozczarować ("Zuzanna nie istnieje" na przykład), całe szczęście, że i ja tę serię omijałam, omijam i będę omijać:)
Pozdrawiam serdecznie!
Też nie lubię naiwnych czytadeł dla pań :)
OdpowiedzUsuńA ja to (i "Dziecioodporną" tej samej autorki zresztą też) czytałam parę lat temu i "bardzomisię", a i po kolejną część kiedyś pewnie sięgnę, przy czym związek mój, najmójszy nie cierpi wcale, mimo, że takimi bzdetami lubię się karmić ;))
OdpowiedzUsuńPisząc o tych związkach miałam na myśli wieloletnie małżeństwa, kiedy już wkrada się rutyna i najłatwiej ulec pokusie poszukiwania nowej miłości "bo się od siebie oddaliliśmy albo po prostu odkochaliśmy". Oczywiście, że nie jest to regułą, ale jednak pewną prawidłowość da się zauważyć. Jeśli na Ciebie to akurat nie wpływa lub jeszcze nie wpłynęło, to tylko się cieszyć.
UsuńMiałam czytać,ale Twoja recenzja nie zachęca... więc już nie wiem:D
OdpowiedzUsuńnie czytałam książek tej pani, ale tak jak i Ty, słyszałam o nich dużo dobrego
OdpowiedzUsuńteraz widzę, że jednak może nie warto po nią sięgać... jeszcze zobaczę, póki co mam o wiele ciekawsze tytuły w kolejce :)
Nie czytałam jeszcze książek tej autorki. Myślałam sobie, że może kiedyś, bo również słyszałam o nich dużo dobrego. Nie spieszyło mi się, gdyż sądziłam, że zapewne są przereklamowane. Widzę, że istotnie szału nie ma, więc spasuję. Sądzę, że gdybym przeczytała książkę moja opinia byłaby podobna. Nic nie doprowadza mnie tak do szału jak przewidywalna fabuła i irytujący bohaterowie. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńNa pewno możesz lepiej spożytkować ten czas :)
UsuńDla mnie to takie typowe czytadło - na zabicie czasu przy przeziębieniu. Trudno się doszukiwać z tym cyklu jakiś wartości, przynajmniej mi się nie udało ;-)
OdpowiedzUsuńhmmm, coś w takich pozycjach musi być, skoro się podoba innym
OdpowiedzUsuńPewnie, cudowne różowe życie z nieziemską miłością, przyzwolenie na pogoń za marzeniami "bo uczucia są najważniejsze" i masa innych wygodnych rozwiązań.
UsuńA wczoraj bodajże czytałam tekst wychwalający tę książkę jako rewelacyjny "umilacz weekendowy"... Chyba jednak powiem "nie".
OdpowiedzUsuńJak widać ile ludzi, tyle opinii :)
UsuńA mi się akurat nawet podobało :) owszem - banalne i przewidywalne,ale czytało się bez większych problemów.Od czasu do czasu przydaje się taki 'odmóżdżacz'.
OdpowiedzUsuńCóż, odmóżdżacze też mogą być lepsze i gorsze. Ten jest moim zdaniem tragiczny.
UsuńTrudno mi się wypowiadać na temat czytadeł, gdyż z wiekiem czytam ich coraz mniej (nie mój klimat, jak to się teraz mówi, wolę inny rodzaj literatury, choć dawniej trochę tego czytałam)i niektóre sprawiały mi sporo przyjemności. Natomiast widzę, że czytasz Saramago. Ja także czytam tego autora Baltazar i Blizamunda - jest to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO autorce słyszałam, ale nie miałam okazji sięgnąć po jakąś książkę jej twórczości. Na pewno to zrobię, ale raczej nie z tą pozycją.
OdpowiedzUsuńA ja lubię książki tej autorki. Przeczytałam je od a do z i nawet mam je w swoim księgozbiorze ;-) Faktycznie fabuła jest prosta i banalna, język niczym nie zachwyca, jednak lubię, kiedy czytam książki tej Pani, a kartki z powieścią same się przewracają :)
OdpowiedzUsuńOpinia i ocena niezbyt pochlebne, ale i tak muszę sięgnąć po cokolwiek twórczości tej autorki, by przekonać się na własnej skórze, jak to z nią jest ;). Nie jest to jednak dla mnie jakiś priorytet. Przy okazji ;).
OdpowiedzUsuńZawsze najlepiej przekonać się samemu :)
Usuńhe he klasyczny odmóżdżacz. ja też nie lubię banalnej fabuły, można napisać romans, czy inną babską książkę i zrobić to z klasą. jak zobaczę to na półce, raczej nie sięgnę, dzięki:)
OdpowiedzUsuńchociaż lubię romanse...
Po takie książki w ogóle nie sięgam, jestem na nie za stara a poza tym szkoda mi czasu. Jest wiele pozycji dających relaks, które dodatkowo nie odmóżdżają.
OdpowiedzUsuńZresztą nie przepadam za amerykańską kobiecą powieścią, jak już to wolę polską i angielską.Popieram zdanie dotyczące wpływu negatywnego takich książek szczególnie na młode kobiety, które wychowane na takiej literaturze mogą mieć problemy ze swoimi związkami oczekując zbyt wiele od swoich facetów.
Mi nawet nie chodzi o za wysokie wymagania, ale w ogóle o wykoślawioną wizję miłości, w której do końca życia są tylko ochy i achy, a jak nagle świat przestaje wirować na widok partnera, to znaczy, że miłość się skończyła.
UsuńMiałam nadzieję, że to będzie właśnie relaksująca, ale nie odmóżdżająca lektura - bo cieszy się raczej pozytywnymi opiniami - ale niestety bardzo się rozczarowałam. Gdybym wiedziała, że tak będzie, na pewno bym po nią nie sięgnęła, nawet w ramach odpoczynku i bezmyślnej lektury.