Dzisiaj lokalnie-patriotycznie, czyli poeta z Trójmiasta :) Ludwik Filip Czech (ur. 1959) debiutował w 1985 roku, wydał kilka tomików: Mgły i zapachy, Wyrąb, Mimikra, Gorzkie wakacje, Ślimak i panna, Tabu.
Jego poezja jest bardzo silnie naznaczona "tu i teraz": miejscem, czasem. Wiersze noszą takie tytuły jak Swornegacie 1989, Wrzesień Dworek Sierakowskich, Swornegacie 2002. A obok konkretu mamy trochę gorzką i dość rzeczową refleksję nad życiem. Nie ma tu ani zbytniego optymizmu, ani czarnowidztwa – raczej trzeźwe opisanie faktów, bezpieczne balansowanie gdzieś pośrodku, jak w wierszu Z balkonu:
Teraz kiedy jestem źródłem spokoju
z wysokości patrzę na porządek rzeczy
jak na plan – który miał zawieść
ale nie zawiódł –
Na wszelki wypadek sięgam
po bezpieczne zwątpienie
Chociaż jeśli podmiot liryczny przechyla się w jakąś stronę, jest to raczej pesymizm. Niekiedy zdobywa się na krzywy uśmiech, do rzeczywistości – i do siebie samego – podchodzi z koniecznym dystansem (A co stoi za mną – pytam/ (...) Parada koślawych metafor).
W wierszach Czecha język stricte poetycki miesza się z codziennym, a współczesność wkracza w strefę twórczości:
Jolka mówi – to co napiszesz wkliknę w internet
Biorąc pod uwagę że pojemność komputerów
zwiększa się co pół roku o połowę
muszę być wydajny i szybki
Utwory są bardzo różnorodne i myślę, że każdy mógłby znaleźć tu coś dla siebie. Z tego samego powodu jednak czytając cały tomik miałam wrażenie lekkiego chaosu. Autor nie okazał się moją bratnią duszą w postrzeganiu świata, ale kilka wierszy przykuło moją uwagę, podobały mi się też takie fragmenty, jak Człowiek leży – ręką jak łopatą/ maca życie. Czy Wam się spodoba – zobaczcie sami:
Moja glina
Moja glina wyrabiana nocą w miłości i bólu
trzydzieści cztery lata temu darowana światu
Moja glina karmiona posypana proszkiem
leżąca w białym kokonie wydająca dźwięki
Moja glina rozebrana do pierwszego aktu
śmiejąca się do obiektywu w dziecinnym pokoju
Moja glina kilka lat później na pierwszym spacerze
zdziwiona sama sobą w pozycji pionowej
Później glina jedząca pęczniejąca rosnąca
poruszająca się w przestrzeni po raz pierwszy sama
bardzo dużo mówiąca karbowana pasem
mówiąca – wierzę
mówiąca – pamiętam
Teraz bardziej milcząca zapadająca się do wewnątrz
już dawno pogodzona ale nie bezbronna
nie wierząca w spiralny lot w inny kształt i wymiar
powoli redukująca się do rozmiarów głowy
***
Nie ma nic smutniejszego
niż zwierzę o ludzkich oczach
Spotkałem takiego kozła
Ale jakbym spotkał człowieka
pokraczną jego postać w futrze
ośmieszoną kopytami i ogonem
Do tego ten żebraczy przyklęk
proszący o odczarowanie
i wahanie – że być może
to mój ojciec albo ciotka
albo zabity przyjaciel malarz
więc strach kopnąć
totalna bezradność
Stoi człowiek przed czymś takim
czuje że uciec się nie da
a nawet jeśli by się dało
to dziwnie wstyd
Swornegacie 2003
Kaligrafuję cię starannie wierszu
jakbyś był moim ostatnim
i musiał świadczyć
że byłem poetą
Mój przyjaciel ciągle mnie straszy
że nikt nie będzie pamiętał
Teraz czuję to rozdygotanie –
dziwną pewność że ma rację
Więc robię co mogę –
na plastikowym kuble w lesie
układam litery w czytelność
testamentu
Czasami śnię taki koszmar –
ostatni słaby wiersz unieważnia
wszystkie –
Niestety nie słyszałam o tym poecie, a szkoda bo tworzy oryginalne zestawienia i stosuje interesujące metafory. Co najistotniejsze wiersze tego Pana wzbudzają emocje i to lubię.
OdpowiedzUsuńNie znam tego poety i raczej na razie dam sobie z nim spokój. :) Nie przemawia do mnie zbytnio.
OdpowiedzUsuńA ja znam :-). Od koleżanki kiedyś dostałam tomik jego poezji. Raczej nie w moim guście, ale wtedy uważnie im się nie przyglądałam. Dziś kto wie, może znalazłabym w nich coś interesującego :-).
OdpowiedzUsuńO o o o, jak ja dawno nie czytałam poezji, nie licząc jakiś strzępków w internecie... Kiedyś lubiłam mieć przy sobie tomik wierszy, zwłaszcza w czasie podróży, a jakoś teraz od tego odeszłam.
OdpowiedzUsuńBellatriks, może warto wrócić :)
UsuńWspaniałe odkrycie.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuń