
stron: 40
oprawa: twarda
wydawnictwo: Format
Tomi Ungerer jest laureatem nagrody Hansa Christiana Andersena (1998), światowej sławy francuskim pisarzem i ilustratorem. Napisał ponad 70 książek! Został też mianowany Ambasadorem Dobrej Woli ds. Dzieci i Edukacji. W swojej twórczości propaguje ideę tolerancji i równości.
Tak też jest z tą książką. Poznajemy tu sympatycznego tytułowego Księżycoluda, czyli, oczywiście, mieszkańca Księżyca, a jednocześnie jego uosobienie (Księżycolud z biegiem miesiąca przechodzi kolejne fazy). Ma on proste, ufne, dziecięce podejście do życia: obserwowana przez niego Ziemia wydaje się barwna, ciekawa, przyciągająca – więc Księżycolud idzie za swoim marzeniem i wybiera się na obcą planetę, by przeżyć przygodę. Niestety tutaj jego wyobrażenia o świecie szybko zderzają się z naszą rzeczywistością: jako obcy jest niemile widziany, wzbudza sensację, ciekawość, złość, agresję, niepokój... całą gamę emocji, ale wszystkie naznaczone nieufnością i niechęcią. Nie ma mowy, by znalazł sobie przyjaciela. Zamiast przygód przeżywa kolejne rozczarowania: ścigany, zamknięty w więzieniu, zmuszony do ukrywania się. W końcu znajduje jedną przyjazną duszę: ekscentrycznego wynalazcę, który pomaga mu wrócić do domu.
Historia Księżycoluda to bardzo ważna lekcja tolerancji. Autor wiele miejsca poświęcił zachowaniom ludzi, którzy niszczą marzenie przybysza z kosmosu, osaczają go, a w najlepszym przypadku traktują jak dziwadło. Wiele jest książek dla dzieci, w których główni bohaterowie przyjaźnią się z jakimiś "innymi"; Tomi Ungerer zdecydował się odwrócić ten scenariusz, zamiast pobożnych życzeń mamy prawdę o nas; zamiast „żyli długo i szczęśliwie” - rozczarowanie Innego. Autor pozwala dziecku w bezpieczny sposób poczuć, jak to jest być tym niechcianym i dziwnym. Chociaż oczywiście Księżycolud na ostatniej stronie jest szczęśliwy – już wie, że dom to dom i nie zazdrości Ziemianom, a jego ciekawość została zaspokojona.
Nie za bardzo podoba mi się tłumaczenie „Księżycolud” (Moon Man), jakoś dziwnie mi się to czyta.
To mądra, dobra opowieść. Jest wartka akcja, która wciągnie małego wiercipiętę, jest poruszająca historia, jest bohater, z którym młody czytelnik może się zidentyfikować – i dowie się, że to nie jego problem, tylko otaczających go ludzi, jeśli wytykają go palcami. No i oczywiście, że wytykać palcami nie wolno, bo to rani, a inni okazują się sympatycznymi, ciekawymi postaciami, jeśli się im na to pozwoli. Zarówno młodszy, jak i starszy czytelnik znajdzie w niej coś dla siebie. Polecam!
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu Format.
Nie znam, ale muszę przeczytać. Choćby ze względu na pochodzie autora. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytam synkowi :)
OdpowiedzUsuńSynkowi na pewno się spodoba :)
UsuńPrzepiękna opowieść, z nienachalnym morałem. Klasyka. Powstał zresztą film długometrażowy. Wydawnictwo ma zresztą trzy inne tytuły tego autora. To geniusz. Polecam Otto i Przygody rodziny Mellopsów.
OdpowiedzUsuńWidziałam, widziałam. Za to nie słyszałam o filmie - ciekawa jestem, jak to wyszło.
Usuń