"Świat jest teatrem, aktorami ludzie..."


Angela Carter, Mądre dzieci

Okładka głosi, że Angela Carter jest jedną z najgłośniejszych i najoryginalniejszych angielskich pisarek drugiej połowy XX wieku. Autorka powieści, dramatów, baśni, urodzona w czasie wojny, zmarła w 1992 roku. Mądre dzieci to jej ostatnia książka.

Narratorką jest siedemdziesięciopięcioletnia Dora, jedna z postrzelonych sióstr-bliźniaczek, tancerek kabaretowych. Wspomina losy swojej pokręconej rodziny, pełnej bliźniaczych par rodzących się w każdym pokoleniu. W zasadzie jej historia stanowi materiał na smętną i pełną goryczy opowieść: dziewczynki dorastały nie znając matki i nie mając ojca, bo ten się do nich nie przyznawał, wychowywane przez ekscentryczną babcię Chance. Żadna z nich nie założyła rodziny, nie przeżyła miłości z prawdziwego zdarzenia, nie urodziła dzieci. Ale bohaterki nie użalają się nad sobą, nie roztkliwiają, nie mają pretensji do losu, bo takie podejście nie ma sensu. Z energią i entuzjazmem czerpią z życia tyle, ile się da. Ich receptą na szczęście jest nieszukanie szczęścia.

Oto tragedia amerykańska w pigułce. Rozglądają się po świecie i mówią: „Musi być coś lepszego!” Ale nie ma. Sorry, przykro. Ot, co. Jest to, co widać. Jest tylko tu i teraz.

Opowieść jak opowieść – swobodna, trochę chaotyczna, pełna pojawiających się i znikających postaci; na szczęście Carter zlitowała się nad mniej rozgarniętymi czytelnikami (patrz: Książkozaur) i na końcu zamieściła spis postaci z krótkim opisem zagmatwanych relacji rodzinnych. Dziękujemy!

Siostry Chance z pewnością nie mogły narzekać na nudę. Ich życie było wypełnione tańcem, śpiewem, zabawą, licznymi znajomościami zawieranymi tu i tam. Gdy wybierają się na przyjęcie urodzinowe ojca i szukają kreacji, okazuje się, że przebalowały życie, a ich szafa jest na to najlepszym dowodem: Pół wieku wieczorowej garderoby. Historia świata zapisana w wyjściowych sukniach.


Rodzina to cała galeria gwiazd i gwiazdek, a przy okazji – nie do końca normalnych ludzi. Powieść jest świetną ilustracją prawdy, że rodziny nikt sobie nie wybiera. Większość bohaterów jest zaledwie naszkicowana, niby postacie z komedii, wyposażone w kilka charakterystycznych rysów. Nie można za to odmówić wiarygodności i kompletności Dorze. Z jej stylu mówienia, tego, jak wspomina swoje długie życie wyłania się zdecydowana, odważna, energiczna kobieta, pozbawiona kompleksu zmarnowanego życia, wolna, bo nieuwięziona w przeszłości. Do końca pozostaje tytułowym dzieckiem – nigdy nie była odpowiedzialna za drugiego człowieka, jej życie upłynęło na zabawie, a ją samą (oraz jej nieodłączną siostrę Norę) wciąż określa przede wszystkim relacja do ojca. Ale nie zatrzymuje się nad tym zbyt długo, bo przecież Jest tylko tu i teraz.

Powieść jest świetnie napisana. Totalnie nieprawdopodobna, mocno steatralizowana, a jednak czyta się ją bez mrugnięcia okiem. Jedynie na końcowych stronach, gdzie absurd sięga zenitu, czytelnik może mieć wrażenie, że autorka naczytała się za dużo Gombrowicza. I już zupełnie nie wiadomo, co jest serio, a co jest tylko wytworem wyobraźni zionącej alkoholem narratorki (do czego ta się bez skrupułów przyznaje).

Książka jest pełna komizmu. Narratorka opowiada - o ironio! - trzeźwo, z dystansem, kpiną, czasem zdobywa się na bardziej melancholijną nutę – ale to na krótko. Jej humor to nie elegancki uśmiech starszej pani, to raczej rubaszny rechot albo wykrzywienie ust w wesołym grymasie.

Perry, wujek bliźniaczek, stwierdza w pewnym momencie, że Życie to karnawał. I taka jest ta powieść: kolorowa, pełna ruchu, hałasu i ludzi. Teatralna aż do przesady. Dobra ilustracja do słów wciąż przewijającego się na kartach powieści Szekspira:

Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada – powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą

Autorka miała ciekawy pomysł. Prowadzi z czytelnikiem grę i tylko od nas zależy, czy się w nią zaangażujemy. Powieść jest oryginalna, można ją odczytywać na wielu poziomach – najciekawsza jest moim zdaniem właśnie ta wszechobecna teatralizacja, oczko, które autorka puszcza do czytelnika między wierszami. Książka jest konsekwentnie napisana, utrzymana cały czas w tym samym gawędziarskim stylu. Miejscami podziwiałam Carter, że sama się w tym korowodzie postaci nie pogubiła. Z pewnością jest to inna i interesująca, a w dodatku przyjemna lektura. 
Mimo to mam wrażenie, że niewiele mi po tej lekturze zostało. Nie przemawia do mnie recepta na to, jak żyć ciekawie, gdy nie można żyć szczęśliwie (cytat z okładki) – bo ja jednak uważam, że można żyć szczęśliwie.

Moja ocena: 6/10.

2 komentarze:

  1. Chyba sięgnę po tą pozycję, bo zdecydowanie lubię podobne klimaty. Chociaż z Twojej recenzji mam drobne wątpliwości... Zobaczymy. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka jest naprawdę ciekawa i z pewnością warta przeczytania, po prostu rozminęłyśmy się z autorką poglądami na świat :)

    OdpowiedzUsuń