"Niektórych pustych pokoi się nie wypełni"


Po przeczytaniu trzech powieści Axelsson (Dom Augusty, Lód i woda, woda i lód, Pępowina) doszłam do wniosku, że w kolejnych książkach szwedzka autorka podejmuje wciąż te same tematy. Nie przeszkadza mi to jednak w odpowiednich odstępach czasu sięgać po kolejne tytuły, bo na razie tylko Pępowina okazała się trochę przekombinowana. Jak mówił jeden z wykładowców na studiach – i tak o wszystkim napisali już starożytni Grecy, a reszta się powtarza. A skoro Axelsson robi to dobrze, to czemu nie?


„Długo sobie wmawiałam, że ten chaos, który jest moim ciałem, to istota człowieczeństwa“

Tytułowa bohaterka okazuje się nie tak istotną postacią, jak mogłaby sugerować okładka; albo raczej – istotną inaczej. Czuwa nad opowieścią i ją spaja, ale trudno ją nazwać główną bohaterką w tradycyjnym rozumieniu tego pojęcia. Jest kimś mniej i kimś więcej jednocześnie: stoi trochę poza historią, a jednocześnie ma moc sprawczą i popycha akcję do przodu. Na pierwszym planie są jej trzy siostry – niemal sobie obce, skrajnie różne: prymuska z mężem (żadne love story) i pięknym domem, samotna doktorantka i tułająca się po ulicach alkoholiczka. Ledwo mogą na siebie patrzeć i tak naprawdę każda żyje własnymi problemami i kompleksami, a najważniejsze rozgrywa się wewnątrz: to myśli, emocje, wspomnienia. Demony, które nosi w sobie każda z bohaterek – poczucie winy, odrzucenie, rozpaczliwa potrzeba bycia kochaną.

Pusty pokój

To przygnębiająca proza. Przygnębiające wydaje się prawdziwe, ale zawsze po przeczytaniu książki Axelsson zadaję sobie pytanie: czy nie przedstawia świata zbyt pesymistycznie, jednostronnie? Bo tu nie ma miejsca na normalne, zdrowe relacje. Wszystkie kobiety są okaleczone, odrzucone, wszystkie – nawet ta „obdarzona niezwykłym talentem macierzyńskim“ – zawiodły. Nie ma dobrych matek? Nie ma szczęśliwych córek? Bo ojcowie, mężowie jak zwykle zajmują tu jedynie margines: świat Axelsson to świat kobiet. Kobiet poranionych, nieznających szczęścia i nieumiejących szczęścia dawać kolejnym pokoleniom. A w latach pięćdziesiątych wszystko było jeszcze bardziej szare.

„Jeśli ktoś nie jest najważniejszy dla swojej matki, nigdy nie będzie się naprawdę liczył dla innych. Nawet dla siebie“

Autorka jednoznacznie określa odpowiedzialność, jaką niesie ze sobą macierzyństwo. Czy faktycznie tak jest? Ja wierzę, że nie, mam nadzieję, że nie mamy aż takiej władzy: nieodwołalnie przekreślić – mimowolnie, przecież żadna z bohaterek nie krzywdziła swojej córki celowo! – cudze życie. Na zawsze. Ale nawet jeśli są od tej reguły wyjątki, można ją chyba uznać za regułę. Przerażającą.

W Kwietniowej czarownicy autorka pokazuje, jak bohaterki na wiele różnych sposobów próbują sobie radzić z traumą samotności. Portrety nie są szczególnie oryginalne, ale nie piszę tego w formie zarzutu, bo gdzie tu miejsce na oryginalność? Krzywdzone dzieci wyrastają na poranionych dorosłych. Ciekawe są za to interakcje: w relacjach sióstr pozostaje coś niewytłumaczalnego. Szczególnie Margareta, która, szczerze mówiąc, bardzo mnie irytowała tym, jak dawała się wykorzystywać. I ciekawe jest to, co możemy obserwować dzięki licznym retrospekcjom: jak różnie reagowały dziewczynki trzydzieści, czterdzieści lat wcześniej, jak poszczególne wydarzenia je kształtowały i pchały w zupełnie różnych kierunkach.

Najbardziej zaskoczyły mnie slogany typu „Moje życie miało sens, bo kochałam“. Odrobinę lepiej ujęte w słowa, ale i tak rażące w tak dobrej prozie. Ale jest też pięknie o cierpieniu i trochę o śmierci, która nie tylko dzieli, ale i łączy. Choćby na krótko. A może i na dłużej.

„Zawsze wybiorę ziemię“

Wbrew wszystkiemu to i tak najbardziej optymistyczna powieść Axelsson, jaką czytałam. Bo nie zawsze musi być tak, jak zaplanowaliśmy. Czasem można machnąć ręką na rzeczywistość, wziąć wydarzenia, jakie są – i też jest dobrze.
Może być dobrze.



Moja ocena: 8/10.  

Majgull Axelsson, Kwietniowa czarownica
Wydawnictwo W.A.B., seria z Miotłą

18 komentarzy:

  1. Wyczuwam w tej książce ogromny pesymizm...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Axelsson zawsze jest pesymistyczna. Choć tak jak napisałam - tu jeszcze najmniej :)

      Usuń
  2. Axelsson to taka autorka, która za mną "chodzi" od dawna i mój wyrzut sumienia, że jeszcze jej nie poznałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam nadrobić! Chociaż sama wiem, jak to z tymi wyrzutami sumienia ;)

      Usuń
  3. Aż wstyd się przyznać, ale nie miałam jeszcze spotkania z twórczością tej pani i chyba czas to nadrobić. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby miało być wstyd za każdego nieprzeczytanego pisarza... ;)

      Usuń
  4. To, że pesymistyczna mi akurat najmniej przeszkadza. Cały czas rozglądam się za nią w bibliotece, ale gdzieś ta książka przepadła... Szkoda, naprawdę chętnie bym przeczytała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moja siostra kupiła za jakieś śmieszne pieniądze w księgarni typu "Tania książka". I się załapałam :)

      Usuń
    2. I ja w końcu kupiłam! W zasadzie przez przypadek, spotkałam chyba w podobnego typu księgarni co Twoja siostra. Nie wiedziałam tylko na która książkę tej autorki się zdecydować - była jeszcze "Lód i woda ...", ale nie miałam pewności ... Może gdyby to była "Ta, która nigdy nie byłam" to wyszłabym z dwiema książkami Majgull :) Swoją drogą baaardzo podobają mi się te okładki książek AM.

      Usuń
    3. No to teraz czekam na wrażenia!
      Mnie też się bardzo podobają okładki, ale teraz wydają wznowione w zupełnie innym stylu i też pięknie wyglądają. I na razie mam jedną starą ("Lód i woda...") i jedną nową ("Ja nie jestem Miriam" z ostatniego spotkania), trochę szkoda, że nie wszystkie identyczne ;)

      Usuń
  5. Axelsson to autorka, której wciąż nie poznałam, a którą wyidealizowałam do mitycznego stworzenia. Ostatnio wypożyczyłam "Daleko od Niflheimu" oraz "Lód i woda, woda i lód" i biorę się za czytanie, z lekką nieśmiałością ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, kiedy oczekiwania tak długo rosną, to nawet najlepsi mogą mieć problem, żeby im sprostać ;)

      Usuń
    2. Ale jeśli im sprostają, to potem zachwyt jest nie do opisania ;) Bardzo długo się przymierzałam do "Gron gniewu", wypożyczyłam i oddawałam co kilka tygodni... i dzisiaj skończyłam czytać... jestem zachwycona ;)

      Usuń
    3. To prawda :)
      Ech... ja "Grona gniewu" czytałam w liceum i żałuję, że próbowałam być na siłę ambitna, bo niewiele pamiętam :(

      Usuń
    4. Może jeszcze raz się skusisz na "Grona gniewu"? Myślę, że teraz odbierzesz je inaczej, a i przyjemność z czytania byłaby większa. Teraz jesień to idealny czas na czytanie grubych tomów :) Ja czasem też próbuję być ambitna, ale średnio mi to wychodzi, zwłaszcza kiedy czuję oddech biblioteki na karku, bo zamiast się skupić to staram się szybko czytać, żeby oddać zanim się dziewczyny zezłoszczą, że przetrzymuję.

      Usuń
    5. Jeszcze raz to raczej nie. Na pewno odebrałabym inaczej, ale szkoda mi czasu na powtórki, a jeśli już, to wolałabym przeczytać ponownie coś innego, np. Hugo. A Steinbecka planuję po prostu coś innego przeczytać :)

      Usuń
    6. Chętnie przeczytam jakie wrażenie zrobiła na Tobie inna powieść Steinbecka :) Hugo chciałabym poznać, ale to chyba jeszcze nie ten czas, muszę bardziej dorosnąć do takich starych powieści. Na razie planuję odczarować Axelsson, bo już czeka na półce i przymierzam się do twórczości Vonneguta :)

      Usuń
    7. Do powrotu do Vonneguta też się przymierzam :) A Hugo polecam gorąco, moja wielka miłość!

      Usuń