TA, KTÓRA WIDZI


Księga Diny ma już swoje lata (po raz pierwszy ukazała się w 1989 roku), ale niedawno została wznowiona (na fali zainteresowania literaturą skandynawską?). Plasuje się w tej gałęzi literatury skandynawskiej, która – w przeciwieństwie do kryminałów – mnie interesuje, a więc można ją postawić koło (niedoścignionych!) Ludzi z Innhaug czy A lasy wiecznie śpiewają.


Mamy połowę XIX wieku. Główną bohaterką jest oczywiście Dina, której towarzyszymy przez większość życia: poznajemy kawałek dzieciństwa, wczesne małżeństwo, burzliwe wdowieństwo. Dina jest żywiołowa, stanowcza, uparta, nieokiełznana. Nie daje sobą kierować, ba! nie daje sobie powiedzieć słowa, które by nie było po jej myśli. Pod tą butą kryje się jednak przerażona dziewczynka niosąca brzemię ponad jej siły: wypadek z przeszłości określa ją i determinuje postrzeganie siebie, nie pozwala się uwolnić, czyni nad wiek dojrzałą. Tylko jakim kosztem!

Cały czas się zastanawiam – czy Dina rzeczywiście tak dobrze czuje się w swoim ciele, jak wskazywałyby na to liczne przygody z niemal wszystkimi otaczającymi ją mężczyznami? Czy jednak ciężar winy i niezwerbalizowane oskarżenie ojca każe jej szukać akceptacji u innych, choćby robiła wszystko, by wyglądać na niezależną i dumną? Wydaje się, że bez trudu panuje nad innymi. Nie jest szczęśliwa, ale też nie należy do osób, które przywązują wagę do takich rzeczy. Robi, co musi.

Łatwo byłoby wytłumaczyć jej zachowanie zranieniami wyniesionymi z domu. To takie wygodne! Ale czy nie za proste? Dina nie jest jednoznaczną postacią. Wymyka się etykietkom i schemtom. Jest żywa.

Historia jej i jej mniej lub bardziej przelotnych romansów mogłaby się wydawać błaha i jałowa, gdyby nie kilka szczegółów: to, że Dina gromadzi w sobie kolejnych umierających bohaterów i niesie ich w sobie; to, że w każdym rozdziale pojawiają się wstawki rozpoczynające się słowami „Jam jest Dina“  świetne, poetyckie fragmenty, w których kobieta próbuje zdefiniować siebie, wciąż na nowo określa własną tożsamość. Zmienia się, mieni. Szuka. I to, że Wassmo nie zapomina o pozostałych bohaterach. Najciekawsza wydała mi się Matka Karen, przez wiele stron pozostająca na uboczu, ale kiedy już się wydaje, że tak pozostanie – że Dina przyćmi wszystko i wszystkich – i ona otrzymuje trochę przestrzeni na kartach powieści. I zakończenie! Sporo jest książek, którym po przeczytaniu ostatniej strony, dwóch – mam ochotę postawić co najmniej jeden punkt więcej. Ta do nich należy (a o wielu pewnie nie wiem, bo mam zwyczaj porzucania lektur, które z różnych powodów nie dorastają do moich wygórowanych wymagań).

Mimo początkowych wątpliwości, mimo tego, że opisy kolejnych podbojów głównej bohaterki zupełnie mnie nie interesowały, mam poczucie, że Księga Diny jest niezwykła. A Dina... nie tylko mężczyzn potrafi omotać.

Moja ocena: 7+/10.

Herbjorg Wassmo, Księga Diny

Wydawnictwo Smak Słowa


Znajdziesz mnie też na Facebooku

3 komentarze:

  1. świetny blog! cudownie piszesz!
    obserwuję i liczę na rewanż
    www.zakladkaa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż sobie odświeżyłam swoje wrażenia (swoją drogą, za to właśnie uwielbiam bloga, za możliwość sięgnięcia do opinii o książce po latach) - nie zachwyciła mnie bez reszty (to przez egotyczną Dinę). Ale to kawał naprawdę porządnej powieści. Tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uwielbiam bloga właśnie za to :) Już nie raz zdarzało mi się sięgać do starej recenzji :)

      Usuń