"KAŻDY ŻYJE W SAMOTNOŚCI"


I kolejna świetna książka z serii KIK. Czytajcie starocie! Sięgajcie po poszarzałe okładki i pożółkłe strony! Można w nich znaleźć wszystko, a paradoksalnie jakieś to świeższe i lepsze niż gorące bestsellery. I sprawdzone, a nie tylko wypromowane w danym miesiącu jako najlepsza-książka-tego-roku i doskonała-lektura-bez-której-nie-możesz-się-obejść.


Maudie Tipstaff ma sześćdziesiąt osiem lat i właśnie została sama, w związku z czym po raz pierwszy od pół wieku postanowiła opuścić swoje mieszkanie, by spędzić po cztery miesiące z każdym ze swoich dzieci: dwoma córkami i synem. Ma wiele obaw, ale trochę się nawet cieszy na te spotkania. Wiadomo, będzie musiała pójść na pewne ustępstwa, ale chyba nie będzie źle?

Pani Tipstaff jest doskonale elegancka, wyjątkowo surowa, pracowita, nieskazitelna; jak większość staruszek, ma bardzo rygorystycznie określone zasady i zwyczaje, a każde zderzenie z rzeczywistością, która nie odpowiada jej wymaganiom, wypada komicznie. Swoje poglądy wygłasza z nieznoszącą sprzeciwu stanowczością, a wszelkie trudy przyjmuje z miną cierpiętnicy. Być przyjaciółką Maudie Tipstaff to najtrudniejsza rola, jaka mogła komuś przypaść w udziale (…) Niewdzięcznością gardziła najbardziej. Uważała, że każdy ma powody, by czuć się dłużnikiem wobec Boga, królowej, oraz niej, Maudie, i nikt nie powinien o tym zapominać. Sama natomiast nie umie okazać cienia wdzięczności czy choćby zadowolenia. Nietrudno zgadnąć, że nie jest to osoba, z którą chcielibyśmy spędzić weekend, a tym bardziej – cztery miesiące. A Jean, Sarah i Robertowi matka była niewiele bliższa niż nam, czytelnikom. Dla Jean matka była przerażającą nieznajomą, związaną z nią przez prosty fakt pokrewieństwa. Zięć uważa, że jego teściowa była wcieleniem wszystkich dowcipów wodewilowych na temat teściowych. Każde z dorosłych dzieci staje przed prawdziwym wyzwaniem, a choć wszyscy – mimo mieszanych odczuć – mają dobre intencje, odwiedziny układają się niezbyt pomyślnie.

Jean, choć wyszła za całkiem nieodpowiedniego człowieka, najbardziej zbliża się do standardów matki: przynajmniej porządek w domu utrzymuje tak, jak trzeba. To jednak nie wystarcza, by wspólne mieszkanie dwóch niemal obcych kobiet uczynić przyjemnym. Rozmawiać nie umieją, poznawać się nie chcą, zgodzić się na inność – nie potrafią. Jednocześnie pobyt matki obnaża samotność Jean i sprawia, że codzienność staje się jeszcze trudniejsza do zniesienia.

Pobyt u Sally mógłby być przyjemny, gdyby druga córka nie była zaprzeczeniem wszystkiego, w co wierzy i co ceni Maudie: porządku, pracowitości, skromności. Gromada wnucząt nieco koi zszargane nerwy starszej pani (bo małe dzieci to chyba jedyne, co budzi w niej czułość), jednak obcowanie z leniwą córką, która nie dba ani o dom, ani o męża, za to szlaja się pijana z przyjaciółką, po czym wraca do domu znajdującego się w stanie zaawansowanego rozkładu – jest ponad jej siły. Wyjeżdża z poczuciem totalnej klęski.

Po spotkaniu z Robertem obiecuje sobie najwięcej. Każdy list od niego był do tej pory wielkim wydarzeniem, chłonęła je i niemal nimi żyła. Ale choć wydaje się, że syn rozumie Maudie najlepiej z trojga jej dzieci, to o bliskości nie może być mowy. W rzeczywistości pobyt na wyspie z Robertem, bez sklepów, sąsiadów, obowiązków, okazuje się nie do wytrzymania.

Delikatne nici porozumienia Maudie nawiązuje jedynie z dalszymi członkami rodizny: zaniedbywanym mężem Sally czy zaskakująco podobną do niej samej kochanką Roberta. Ale to nici bardzo wątłe i nie wytrzymują naprężenia.

Relacje rodziców z dziećmi – szczególnie matek – to temat bardzo powszechny i trudno tu o coś odkrywczego. A jednak rzadko głównym bohaterem powieści jest starsza osoba, i choćby dlatego Podróże Maudie Tipstaff są interesujące. Ale to nie wszystko: Margaret Forster jest świetną obserwatorką, konfrontacja nieugiętej starszej pani z trojgiem zupełnie różnych ludzi pozwala nie tylko świetnie poznać główną bohaterkę (bo oglądamy ją oczami różnych osób – niby dzieci, ale jednak obcych), ale też wyłuskuje wszystkie problemy i niedostatki ich małych światów. Maudie przechodzi jak klęska żywiołowa: zjawia się, wywraca wszystko do góry nogami i odchodzi, pozostawiając za sobą wraki ludzi, ruiny ledwo trzymających się do tej pory konstrukcji.

Wszystko to Forster opisuje z zadziwiająco dużą dawką humoru, choć na pewno nie jest to ciepły uśmiech. Narrator(ka) wyraźnie kpi sobie ze starszej pani, Maudie jest śmieszna (póki przyglądamy się jej z bezpiecznego dystansu), a jej przygody wyolbrzymione, co świetnie oddaje perspektywę starszych osób. Cały ten komizm jest oczywiście tylko przykrywką dla bardzo przykrej świadomości, że Maudie Tipstaff jest samotną, zgorzkniałą kobietą, której nie sposób zadowolić – ale czyni lekturę bardzo, mimo wszystko, przyjemną.

Było i zabawnie, i refleksyjnie. I nawet nie mam się do czego przyczepić.
Takie powieści lubię.

Moja ocena: 8/10.

Margaret Forster, Podróże Maudie Tipstaff

Państwowy Instytut Wydawniczy, seria KIK


Znajdziesz mnie też na Facebooku

8 komentarzy:

  1. Skoro świetna, to poszukam jej, bo lubię KIK-i. Przykre to, że istoty, które bohaterka wydała na świat, traktują ją jak obcą, ale pewnie ona sama przyczyniła się do tego przez swój nieznośny charakter, apodyktyczność i jędzowatość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tyle traktują ją jak obcą, co ona jest dla nich obca - na co dzień mieszkają daleko od siebie, niewiele o sobie wiedzą... Dzieci nie są tu ani trochę bardziej winne niż matka.

      Usuń
  2. Zgadzam się, że stare książki mogą dostarczyć równie dobrej rozrywki jak dzisiejsze bestsellery. Będę miała ten tytuł na uwadze przy jakiejś wizycie w bibliotece, bo zapowiada się bardzo ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi zwykle dostarczają więcej czytelniczej radości niż nowości :)
      Sama będę się rozglądać za innymi książkami tej autorki.

      Usuń
  3. Hm, myślałam, że trafię na recenzję Fallady. Ale przyznam się, że nie znałam tego nazwiska do tej pory. jest tyle cudnych książek, które warto poznać.
    BTW, może "kopsnęłabyś" linka na moje wyzwanie? Niech się ludzie dowiedzą o tej pozycji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba rozważę zmianę tytułu, bo nie jesteś pierwszą osobą, która tak myślała ;)

      Usuń
  4. Faktycznie, czytając blogi książkowe czy przeglądając stosik oddanych w bibliotece można mieć wrażenie, że literatura (nie licząc paru niezniszczalnych klasyków, głównie tych przerabianych w szkole) zaczęła się po roku 2000 (a jeśli nawet nie sama literatura, to wydawanie ksiażek). Przykre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony rozumiem - jak się czyta tyle zachwytów, to chciałoby się już, teraz, natychmiast przeczytać. Z drugiej - zwykle się okazuje, że te najnowsze, najwspanialsze - rozczarowują... A jeśli książka wytrzymuje próbę czasu, to już dobrze się zapowiada.

      Usuń