Powieść Lévy
przeleżała kilka tygodni na kanapie w oczekiwaniu na zrecenzowanie.
Przeczytałam błyskawicznie, a do pisania nie mogłam się zabrać.
Na szczęście to książka z biblioteki, terminy gonią, więc albo
teraz, albo wcale, a naprawdę chciałam skrobnąć o niej choć
kilka słów, zwłaszcza że jakiś czas temu czytałam inną powieść
autorki, Złą córkę, i tamta również mi się podobała. Nie mogłam więc znów nie wspomnieć o francuskiej pisarce.
Główna bohaterka, Louise, jest bardzo
zagubiona. Z okładki dowiemy się, że „opłakuje swoje rozbite
małżeństwo“, ale nieszczęść w jej życiu jest znacznie więcej
i sięgają głębiej – całe szczęście (jakkolwiek to brzmi), bo gdyby chodziło
jedynie o złamane serce, pewnie nawet nie skończyłabym czytać.
Pozbawiona złudzeń, rozpaczliwie potrzebująca akceptacji, kobieta
próbuje na nowo poukładać sobie życie, ale idzie jej to naprawdę
opornie.
"Taką mnie kocha, przebraną za
Superlouise"
Chce sobie za wszelką cenę radzić
sama, co szybko prowadzi do uzależnienia od prochów (Jeden raz,
drugi, a potem coraz częściej, codziennie, co godzinę, osiem
dziennie, do dziesięciu, za każdym razem, kiedy w siebie wątpiłam,
za każdym razem, gdy czułam na sobie pełen wyrzutu wzrok Adriena i
chciałam szybko nadrobić gafę, za każdym razem, gdy wpadałam w
panikę i miałam ochotę wzywać pomocy (…) wszystko stawało się
łatwe, płynne, niemal przejrzyste, czułam się wyleczona (…) nic
mi już nie groziło, byłam odporna na ciosy, byłam silna jak
Terminator). Nie potrafi się pozbierać, nie potrafi zacząć
funkcjonować w nowym związku, wciąż żyje echami przeszłości,
patrzy na siebie oczami byłego męża, dławi się i dusi.
"Na pewno dam sobie radę sama"
Nic takiego to naprawdę dobry portret
zakompleksionej, bezradnej kobiety, która z zewnątrz niczym się
nie różni od setek innych kobiet: doskonale gra swoją rolę
dorosłej, samowystarczalnej, silnej. Historia jakich wiele, ale
wciąga – nie jak dobra powieść, ale jak bagno, jak
ruchome piaski. Wylewające się słowa, zdania na pół strony albo
i więcej nie pozwalają złapać oddechu, duszą czytelnika tak
samo, jak dusi się wyrzucająca je z siebie Louise.
"Zrobię sobie operację na
krótkowzroczność"
Autorka bardzo interesująco
wykorzystała motyw ostrości widzenia. Po pierwsze: dosłownie –
Louise maniakalnie pilnuje swoich soczewek, ciągle o nich mówi,
jest ograniczona swoją wadą wzroku. Na koniec stwierdza: Dam sobie
jedynie zoperować oczy, chcę tylko widzieć, to znaczy widzieć
nieco dalej niż czubek własnego nosa, może tak właśnie zaczyna
się prawdziwe życie.
Po drugie: mimo że problemy bohaterki
są naprawdę poważne (rozpadło się jej małżeństwo, matka
jest umierająca, a ona sama uzależniona od leków) wszystko jest
przytłumione, jakbyśmy oglądali jej życie przez szybę. A gdzieś
pod tą powłoką – ona taka żywa, taka poraniona. Efekt genialny,
bo paradoksalnie ta mgła właśnie czyni portret wiarygodnym:
patrzymy na życie Louise jej oczami, z tym samym dystansem co ona, otępiała na skutek leków.
"Nie jestem już byłą kobietą"
Romantyczką nie jestem, ale nie mogę
się zgodzić z cynicznym poglądem bohaterki na miłość, że
kochać to pogodzić się z tym, że się upada samemu, to samemu się
podnieść. A jednak przez te 220 stron współodczuwałam z Louise i
jej opowieść zapadła mi głęboko w pamięć. Jej walka o nowy
początek.
W sumie życie to brudnopis. Każda
historia to brudnopis następnej, wykreśla się, wykreśla, a gdy
wygląda w miarę czysto i nie ma w nim błędów, to koniec, można
odejść, dlatego życie jest długie. To nic takiego.
Tylko brudnopis.
Moja ocena: 8/10.
Justine Lévy, Nic takiego
Wydawnictwo Sonia Draga
Znajdziesz mnie też na Facebooku
Nie znam tej książki, ale przyciągnęłaś mnie tutaj tytułem postu. Jest świetny!
OdpowiedzUsuńPodziękowałabym, ale tytuł jest cytatem z książki, więc żadna w tym moja zasługa ;)
UsuńBardzo podoba mi się ten cytat: "Zrobię sobie operację na krótkowzroczność". Chyba dla niego - sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto!
UsuńPo recenzji z chęcią przeczytam książkę :)
OdpowiedzUsuń