"Życie jest przygodą, odważ się"


Bardzo lubię tę serię: śliczne, barwne okładki, dużo zdjęć, ciekawe miejsca odwiedzane nie tylko przez podróżników z prawdziwego zdarzenia, ale też najzwyklejszych ludzi. Takich jak Kinga Choszcz. Dziewczyna jak ja, nawet młodsza – tylko odważniejsza i bardziej przedsiębiorcza. Jak sobie pomyślę, że wsiadła w stopa i po prostu pojechała do Azji, sama, z niewielką ilością pieniędzy, bez żadnych znajomości i nawet konkretnego planu... Ludzie są niesamowici!


To kobieta, która miała odwagę po prostu robić to, co chce. Marzyła o Nepalu – pojechała do Nepalu. Proste? Miała wtedy 22 lata, była dość szalona, żeby przejechać w pojedynkę pół świata. Dwa lata później wyruszyła z Radkiem Siudą w pięcioletnią podróż dookoła świata. Na koniec – Afryka. Tam zapłaciła za swoje marzenia – w 2006 roku, w wieku zaledwie 32 lat, zmarła na malarię. Ale wolała „żyć jeden dzień jak tygrys niż sto dni jak owca“. A przecież miała znacznie więcej niż jeden dzień. I zobaczyła cały świat!

Książka nie jest reportażem literackim: to prywatne zapiski, wydane pośmiertnie, nigdy nieprzygotowane przez autorkę do druku. Często notowane na kolanie, w półmroku, ręką lepką od potu albo zgrabiałą z zimna. Wrażenia spisywane na gorąco dla siebie samej. Bardzo zwyczajne. Co widziała, jakie miała trudności, kogo poznała, jak wszystko samo się układało albo przeciwnie – jak wszystko szło nie tak. Trochę zwyczajów, jeszcze więcej krajobrazów i smaków, a przede wszystkim: ludzie.

Tytuł książki jest nieco mylący: Nepal był celem całej wyprawy, ale to w Indiach Kinga spędziła połowę czasu (ponad cztery miesiące, a cała podróż trwała osiem). Poza tym przejechała pół Europy, Turcję, Iran, Pakistam, Chiny, Kazachstan, Rosję... Pod koniec dało się już zauważyć zmęczenie autorki: podróżą, brakiem wegetariańskiego jedzenia, utrudnieniami na drodze – to mi przypomniało, że mimo tych wszystkich przygód Kinga jest zwyczajną dziewczyną, też lubi ciepły prysznic, czystą pościel i pełny żołądek. Ale ciekawość świata jest w niej tak wielka, że jest gotowa jechać pociągiem cztery doby (komu się dłuży siedmiogodzinna podróż, ręka w górę), przez pół roku myć się w lodowatej wodzie, żywić się bułkami z pomidorem.

Miałam niedosyt, jeśli chodzi o zdjęcia. Kilka razy Kinga opisywała coś niesamowitego, wspaniałego, pięknego – aż się prosiło o fotografię, a tu nic. Te, które były – w większości bardzo ładne, ale było mi mało. No i interpunkcja, nie pierwszy raz w tej serii. Za to ogromny plus za mapkę na wyklejce, dzięki czemu nie musiałam sięgać do atlasu ani udawać, że wiem dokładnie, gdzie co leży ;)


Kinga Choszcz zrobiła to, o czym wielu marzy, a co potrafią bardzo nieliczni. Większości pozostaje czytać książki podróżnicze i zadowalać się namiastką tego doświadczenia, uzupełniać kolory z tych kilkudziesięciu zdjęć naszymi miernymi wyobrażeniami o zapachach, smakach i dźwiękach. 
Tylko czy fotografie mogą zastąpić spotkanie z Innym?






Moja ocena: 7/10.

Kinga Choszcz, Pierwsza wyprawa. Nepal
Wydawnictwo Bernardinum, Biblioteka Poznaj Świat


Znajdziesz mnie też na Facebooku

4 komentarze:

  1. Wydaje się niezwykle inspirująca! Sama marzę o wielu podróżach, ale brak mi odwagi. Zbierając się na nią na pewno warto poznawać takie książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że Kinga Choszcz nie zdążyła tego tekstu przygotować do druku, żeby powstała książka na miarę "Prowadził nas los".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daje się to odczuć, ale w tej formie też ma swój urok.

      Usuń