To zdecydowanie jedna z najlepszych
powieści z serii KIK, jakie czytałam. I jedna z ciekawszych
antyutopii, jakie znam. Wciągnęła mnie od pierwszych stron, i choć
w drugiej połowie podobała mi się odrobinę mniej, do samego końca
czytałam z zaangażowaniem, jakie zdarza się zdecydowanie za rzadko.
Rzecz się dzieje w stosunkowo
niedalekiej przyszłości (I połowa XXI wieku), ale w jakiejś
alternatywnej rzeczywistości: świat jest nasz, historia nasza,
tylko pęknięcie nastąpiło gdzieś wcześniej i pierwsze niepokojące sygnały pojawiły się już w latach 80. XX wieku.
Na terenie Ameryki powstał Gilead,
totalitarne państwo oparte na bardzo dosłownych interpretacjach
Starego Testamentu. Surowa dyscyplina, koszmarna szkoła niczym
sierociniec z Dziwnych losów Jane Eyre, religia w krzywym
zwierciadle: strażnicy-Aniołowie, skrzydła odcinające od świata,
ceremonie Wybawienia... Nikomu nie jest łatwo, ale cały system
wymierzony jest przede wszystkim w kobiety, sprowadzone do roli
maszynek do rodzenia. Liczba urodzeń radykalnie spadła, zajście w
ciążę jest coraz trudniejsze, a i tak jedynie co czwarte dziecko
pozostaje przy życiu – wszystko to sprawiło, że społeczeństwo
podzielono na „kobiety“ i „niekobiety“ (te, które nie mogą
rodzić). Każda ma jasno określoną rolę: te, które mają
najwięcej szczęścia, mogą zostać Żonami. Inne to Gospożony
(biedniejsze), Marty (służące, pokojówki) i wreszcie –
Podręczne. Przywilej najbogatszych mężczyzn. Kobiety trzymane w
domu tylko po to, by urodziły dziecko bezpłodnemu małżeństwu i
się wyniosły. W nagrodę nigdy nie będą naznaczone statusem
„niekobiety“, nigdy nie zostaną zesłane do Kolonii, gdzie
bezużyteczni członkowie społeczeństwa sprzątają radioaktywne
odpady lub, jeśli mają dużo szczęścia, pracują na plantacjach
albo przy hodowlach.
Nauczyłyśmy się oglądać świat,
jakbyśmy gwałtownie łapały powietrze...
Przedstawiony przez Atwood świat jest
przerażający. Podręczna nie ma się do kogo odezwać. Mieszka w
pokoju pozbawionym nawet żyrandola – bo to też mogłaby być dla niej jakaś forma ucieczki. Z domu wychodzi jedynie po zakupy (na kartki),
w towarzystwie drugiej Podręcznej, z którą rozmawia według ściśle
określonego rytuału. Ubrana na czerwono, z anielskimi skrzydłami
po obu stronach twarzy, prawie niczego nie widzi i sama też nie może
być widziana. Ulice i tak są niemal puste, ludzie się do siebie
nie odzywają, każdy się boi. Kobiety nie mają nawet swoich imion,
bo imiona są przypisane do miejsca, domu, w którym przebywają, do wyznaczonej im roli. Na
Murze niemal codziennie wiszą jakieś ciała. Wszędzie są Oczy.
Każdy jest podejrzany.
Nie powiedziała: Ponieważ nie zaznały
niczego lepszego.
Powiedziała: Ponieważ nie będą
pragnęły rzeczy niemożliwych
Codzienność w ciasnej klatce i
żadnego wyboru. „Czas poprzedni“ powraca we wspomnieniach,
snach, niepokojach narratorki: córka, którą jej zabrano, ukochany
mąż, rodzina, o której być może nigdy się niczego nie dowie...
Z dnia na dzień tysiącom kobiet odebrano ich życie, nie dając w
zamian nic poza marną egzystencją „świętych naczyń“. Bez
szans na miłość, przyjaźń, nadzieję, radość – wszystko to,
co czyni życie znośnym. Wartym przeżycia.
A jednak, gdy przychodzi kluczowy
moment... chcę żyć, obojętne w jaki sposób. (…) Jestem
upodlona. Po raz pierwszy czuję rozmiary ich władzy.
Chciałabym, żeby ta historia była
inna, bardziej cywilizowana
Z jednej strony państwo totalitarne
jak wiele innych. Z drugiej – sugestywne opisy, skomplikowane role
kobiet, bardzo osobista historia i oryginalny pomysł czynią z tej
powieści naprawdę wyjątkową lekturę. Atwood pokazuje, że do
wszystkiego można się przyzwyczaić – ale ten poroniony
system jest tak kruchy, że wszelkie kompromisy są
jedynie chwilową równowagą, balansowaniem na krawędzi.
Ciekawa jest też główna bohaterka:
żadna heroina, zupełnie przeciętna kobieta, która się boi, chce
być kochana, chce mieć wybór, normalne życie... Nie należy do
tych, które zawsze wyrywają się przed szereg (to jej
przyjaciółka), ale też nie jest zupełnie potulna i nudna. Mówi o
sobie „uciekinierka z przeszłości“ – ale z przeszłości
została brutalnie wypchnięta i już nigdy od niej nie ucieknie...
Opowiadając ci tę historię, wymuszam
twoje istnienie
Po co ta opowieść? Podręczna nie
chce upamiętnić siebie; mówi, by stworzyć jakieś „ty“, kogoś
drugiego, do kogo wreszcie można się odezwać. Wierzy, że zostanie
przez kogoś usłyszana, i tą wiarą potwierdza istnienie Innego.
Twoje istnienie.
Mówię, więc jesteś.
Zakończenie jest otwarte. Kiedyś
takich nie lubiłam, teraz cenię książki, które po zamknięciu
nadal zatrzymują mnie w świecie przedstawionym, nie pozwalają od
razu sięgnąć po następną historię. Na inne szkoda mi czasu.
Moja ocena: 8/10.
Margaret Atwood, Opowieść podręcznej
Państwowy Instytut Wydawniczy, seria
KIK
Znajdziesz mnie też na Facebooku
Bardzo dobra powieść. Czytałam kilka lat temu zachłannie i z wielkim zainteresowaniem.
OdpowiedzUsuńW Stanach to już totalnie kultowa powieść i szkolna lektura obowiązkowa :) A ja koniecznie muszę nadrobić, bo zabieram się już od lat i zabrać nie mogę, a jeszcze bardziej mnie teraz zachęciłaś :D KONIECZNIE!
OdpowiedzUsuńNo to teraz już nie masz wyjścia :) Nie wiedziałam, że w Stanach to taka kultowa książka!
UsuńJak antyutopia to muszę ją koniecznie przeczytać.
OdpowiedzUsuńCzytałam. To najlepsza powieść Atwood! Czytałam też inne, ale nie wywarły na mnie aż tak wielkiego wrażenia :)
OdpowiedzUsuńA które powieści z serii KIK byś poleciła? Pytam dlatego, że bardzo lubię tę serię.
Szczerze mówiąc poza tą, najbardziej mi przypadła do gustu zdecydowanie Szabo. A pozostałe... w większości interesujące, ale bez zachwytu. "Pełnia życia panny Brodie" jeszcze mi się bardzo podobała. Ale jeszcze sporo czeka na półce.
UsuńA Ty jakie byś poleciła? :)
Mnie najbardziej podobały się "Łoże z baldachimem", Świniobicie" i "Sobota". Większość książek z tej serii oceniam podobnie jak Ty - interesujące, ale bez zachwytu. Czytam je ze względu na dużą ilość szczegółów obyczajowych.
UsuńZ tych, które czytałam w ostatnim roku, najmniej przypadł mi do gustu "Pejzaż miejski" Siemionowa :)
"Świniobicia" akurat nie czytałam. Na razie mam za sobą "Tylko sam siebie możesz ofiarować" (też z tej serii), zrobiła na mnie duże wrażenie, a na półce stoi jeszcze "Piłat". Pozostałe sobie zapamiętam :)
UsuńAtwood znam, ale z zupełnie innej książki i bardzo dobrze wspominam, a "Opowieść..." mam na liście od tak dawna, że sama już nie wiem od kiedy i Twój tekst mnie zawstydził, że jeszcze nie udało mi się po to sięgnąć.
OdpowiedzUsuńTo może teraz będziesz miała motywację :) Bo warto!
UsuńTeż lubię książki z tej serii, z tą się jeszcze nie spotkałam i chętnie przeczytam, bo napisałaś o niej bardzo zachęcająco.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Seria bardzo moim zdaniem nierówna, ale zawsze przyciąga moją uwagę :) A ta powieść się zdecydowanie na jej tle wyróżnia!
UsuńRównież pozdrawiam :)