"Wszyscy jesteśmy przeszczepami"

Rebecca Otowa, W Japonii czyli w domu
Wydawnictwo Świat Książki

Dawno temu pisałam o książce, w której Niemiec opowiadał o Rosji. Dzisiaj – Amerykanka o Japonii. Przez chwilę myślałam, że to kolejna opowieść w stylu „młoda Amerykanka rzuca wszystko i zaczyna nowe życie w obcym miejscu“. Tymczasem – i tak, i nie. Bo scenariusz rzeczywiście jest właśnie taki, jednak książka w niczym nie przypomina Pod słońcem Toskanii (wybaczcie, nie znam innych tytułów, nie przepadam za powieściami pisanymi według jednego schematu). To subtelnie opowiedziana, piękna historia mądrej, dojrzałej kobiety.


W Japonii czyli w domu zawiera wszystkie elementy, które lubię i cenię w tego typu literaturze: to połączenie osobistych wspomnień, ciekawostek społeczno-kulturowych i opowieści o budowaniu domu w nowym miejscu. Rebecca Otowa urodziła się w 1955 roku i mieszka w Japonii od ponad 30 lat: przez ten czas wrosła w nowe miejsce, wiele się nauczyła, dojrzała, stała się bardziej Japonką. I choć w jednym miejscu pisze: Nigdy nie będę Japonką i teraz widzę to wyraźnie, choć nie czuję żalu, jej sposób opowiadania, wrażliwość, umiłowanie natury, przywiązanie do tradycji i tego, co dawne – w moich oczach czynią ją bardziej japońską niż amerykańską.

To z pewnością nie jest kompendium wiedzy o Japonii. Rozdzialiki mają zaledwie trzy-cztery strony, więc nie ma mowy o wyczerpaniu tematu czy wchodzeniu w zbyt wiele szczegółów; mimo to autorce udało się zawrzeć w książce bardzo wiele ciekawych obrazów i informacji, przede wszystkim zaś wiernie naszkicować świat, w którym nauczyła się żyć. Naszkicować bardzo dosłownie, gdyż poza kolorowymi zdjęciami książka pełna jest rysunków Rebecki. A tematy są przeróżne: kąpiel, spanie, organizacja domu, spotkania ze znajomymi, pogrzeby, wierzenia, święta, organizacja społeczeństwa, świat natury, słodycze, szkoła, filozofia... Wszystko to fascynujące, bo kompletnie różne od naszych codziennych zwyczajów. 

Życie w obcym kraju, co więcej: tak skrajnie odmiennym, jest bardzo trudne, i Otowa nie raz o tym pisze. A jednak przez te lata, dzięki determinacji, elastyczności, wytrwałości, udało jej się wypracować dość dziwną, ale dobrze funkcjonującą równowagę między starym i nowym, między amerykańską a japońską sobą. Ogromną pomocą okazał się rozumiejący i skłonny do kompromisów mąż. Historia zmagań z nowym światem jest bardzo interesująca, fascynujące jest obserwowanie, jak kobieta powoli wrastała w nowe otoczenie. Podczas lektury miałam w pamięci Różę z Cudzoziemki, bo sytuacja teoretycznie ta sama: już nie Amerykanka, jeszcze nie Japonka, wszędzie obca, zawsze inna. Ale autorce bardzo daleko do wiecznie narzekającej bohaterki Kuncewiczowej. Rebecca potrafi zaakceptować siebie i swoje położenie: zdaje sobie sprawę, że nigdy nie będzie „tylko tu“, ale jednocześnie szczerze kocha Japonię, jej krajobrazy, zwyczaje, swój dom i swoją rodzinę. I żałuje, że niektóre tradycje odchodzą w niepamięć. Z drugiej strony zauważa, że wszyscy jesteśmy w jakimś sensie obcy i musimy oswajać przestrzeń dookoła nas (Wszyscy jesteśmy przeszczepami to cytat z tych rozważań; niezbyt szczęśliwie sformułowany i trochę wyjęty z kontekstu, ale dosłowny).

Rebecca Otowa zrobiła coś znacznie więcej, niż napisała książkę o Japonii: pokazała nam swoją własną Japonię. Wpuściła na chwilę do swojego świata i pięknie o nim opowiedziała. Tym piękniej, że rodowa posiadłość Otowa (w domu mieszkało już piętnaście pokoleń!) znajduje się na prowincji, gdzie wszystko jest jakby wyjęte z przeszłości i bliższe naturze. Wokół tego domu została zbudowana cała książka. 

Bardzo mi się podobało. I choć pełna asymilacja jest niemożliwa, a życie Rebecki zawsze będzie balansowaniem między dwoma kulturami, wiemy, że nie żałuje swej decyzji i jest szczęśliwa w małej wiosce niedaleko Kioto. Tytuł książki mówi sam za siebie.

Moja ocena: 8/10.


Za książkę bardzo dziękuję Światu Książki. 

5 komentarzy:

  1. Czekałam na twoją recenzję:)
    Przyznam szczerze, że na wiele elementów nie zwróciłam zupełnie uwagi - chociażby na fakt, że autorka pokazała swoją własną Japonię. Niby nic takiego, ale spostrzeżenie niezwykle istotne! W końcu ojczyzna nie jest jakimś z góry ustalonym tworem, ale dla każdego ma inne oblicze, także dla próbującego się zasymilować cudzoziemca. Ja skupiłam się na głównie na trudnościach w adaptacji Rebeki, presji otoczenia, by uczynić z niej prawdziwą japońską żonę i jej rozpaczliwych próbach spełnienia oczekiwań nowej rodziny. Więcej dla mnie było goryczy i wysiłku w jej staraniach, satysfakcja i radość wydała mi się trochę na pokaz, coś jak robienie dobrej miny do złej gry. No, ale w końcu autorka została w Japonii, założyła szczęśliwą rodzinę i chyba spełnia się w tej roli; nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że nie wszystko układa jej się tak, jakby sobie tego życzyła.
    Twoja opinia pozwoliła mi spojrzeć na tę książkę z innej perspektywy, to była cenna lekcja:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, każdy widzi każdą książkę mimo wszystko trochę inaczej :) Ja tej goryczy tak nie wyczułam. We wspomnieniach - owszem, ale wydaje mi się, że teraz po latach, Rebecca jest szczęśliwa w swoim miejscu na ziemi, nawet jeśli nie jest ono tak do końca idealne (a które jest?).
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  2. Ja natomiast polecam Ci inną książkę, bliższą życiu i to z perspektywy polaka. "Bezsenność w Tokio" autorstwa Marcina Bruczkowskiego, to świetna pozycja do pośmiania się i do zadumania. Idealna na jesienne wieczory :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyłączę się do polecenia książki Bruczkowskiego. Jest świetna, a autor ma cudne poczucie humoru.
      Jestem ciekawa książki, o której piszesz, więc poszperam w bibliotece w poszukiwaniu tego tytułu:)

      Usuń
    2. Nie wiem, czemu "bliższą życiu", bo Rebecca właśnie o swojej codzienności pisała, to chyba dość życiowe :) natomiast za tytuł dziękuję, zapamiętam sobie i jak gdzieś przyuważę to chętnie się zapoznam.

      Usuń