Rudyard
Kipling, Księga dżungli
Ilustracje:
Robert Ingpen
Oprawa:
twarda
Stron:
192
Wydawnictwo
Buchmann
Nie
będzie przesadą, jeśli nazwę się przedstawicielką pokolenia
Disneya. Wychowałam się na Małej syrence, Pięknej i Bestii,
Śpiącej Królewnie. Nie lubiłam Krecika ani Pomysłowego Dobromira
– zdecydowanie wolałam Gumisie. I wstyd się przyznać, ale moje
pojęcie o dziele pierwszego (i najmłodszego!) angielskiego noblisty
w dziedzinie literatury sprowadzało się do mglistych wspomnień z
filmu animowanego – było więc żadne. Cóż za niespodzianka: dowiedzieć
się, że Księga dżungli to wcale nie to samo co historia
chłopca wychowanego przez wilki, przyjaźniącego się z
niedźwiedziem i panterą!
Na
Księgę dżungli składa się siedem opowiadań i tyle samo pięknych
wierszy. Jedynie pierwsze trzy mówią o losach Mowgliego i tam
możemy odnaleźć niektóre postacie i sceny wykorzystane później
przez twórców animacji: jest Bagheera, Baloo, jest Kaa i oczywiście
Shere Khan, jest porwanie przez małpy, a także walka z tygrysem i
ból człowieka-wilka zawieszonego między światami: kwestia
wielokrotnie poruszana w literaturze, odwieczny problem braku
przynależności. Jednak dżungla Kiplinga jest prawdziwsza niż ta,
którą możemy zapamiętać z bajek: prawdziwie bezlitosna, choć
jednocześnie wspaniale zorganizowana. Zwierzęta nie są sympatyczne
i przytulaśne: są dzikie, nieoswojone, silne i groźne – zarówno
postacie pozytywne, jak i negatywne. Śmierć jest tu czymś
naturalnym i mówi się o niej wprost, nie tylko w kontekście
ukarania zakłócającego porządek osobnika, ale zwyczajnie, po
prostu. Ale ten nieludzki świat jest uporządkowany,
zwierzęta przestrzegają niepisanych praw, gardzą tymi, którzy
polują na człowieka – najsłabsze i najbardziej bezbronne z
żyjących stworzeń – szanują się nawzajem, są honorowe i
posłuszne, gdy sytuacja tego wymaga, bo natura – o czym już dziś
zapominamy – budzi respekt:
Rzekł
młodzik, dumny z połowu: „I któż się ze mną upora?“
Dżungla
jest wielka, tyś mały. Pomyśl, a przyjdzie pokora.
Pozostałe
cztery opowiadania nie mają już nic wspólnego z Mowglim i jego
przyjaciółmi, jego imię się więcej nie pojawia: bohaterami są
tu foki, lwy morskie, słonie, szczur piżmowy, ichneumon Rikki-Tikki
(nie wiedziałam nawet, że coś takiego istnieje! To zwierzę z
sierści i ogona podobne do małego kota, lecz kształtem głowy i
zwyczajami przypominające raczej łasicę, polujące na węże).
Wszystkie
teksty łączy jedno: autor obrazuje nieokiełznany świat, który
rządzi się nieubłaganymi prawami, który powoli ginie za sprawą
człowieka, ale wciąż jest silny, piękny i pełen tajemnic.
Książka
jest napisana niełatwym językiem, i choć wydawca opatrzył tekst
przypisami, Księga dżungli nadaje się raczej dla starszych dzieci
i młodszej młodzieży oraz wszystkich, którzy ten etap mają już
za sobą – ja na przykład przez większość czasu nie czułam
wcale, że czytam książkę przeznaczoną dla znacznie młodszego
odbiorcy. Z żalem sobie o tym przypomniałam, kiedy Kipling
zakończył historię Mowgliego słowami: Ale nie pozostał samotny
na zawsze, gdyż po kilkunastu latach wyrósł na mężczyznę i
ożenił się. Lecz to jest historia dla dorosłych (moja wrodzona ciekawość nie daje mi żyć). Dla młodszych
czytelników zbyt drastyczne mogą być też niektóre reguły
rządzące światem zwierząt – na przykład ta, która każe
wilkom zabijać słabego przewodnika stada (dobrego i mądrego!).
Starszym – bardzo polecam, to kawałek zupełnie innego świata,
którego nigdy nie zobaczą, a który urzeka i
zachwyca.
To
kolejna książka z Buchmannowej serii klasyki, a więc
kolejna z niesamowitymi ilustracjami Roberta Ingpena (nawet mój
synek ogląda je z wielkim zainteresowaniem). Jeśli warto mieć
jakieś wydanie – a warto – to właśnie to:
Bardzo polecam!
Za
egzemplarz bardzo dziękujemy wydawnictwu Buchmann.
:) mam dziś ochotę na ten inny świat :) zapowiada się uczta czytelnicza! :)
OdpowiedzUsuńO tak, i to nie tylko dla dzieci!
UsuńO jeju, rzeczywiście te ilustracje są świetne.
OdpowiedzUsuńJa księgi dżungli nie czytałam, wystarczy, że w dzieciństwie oglądałam w TV i jakoś mi chęć przeszła. Może kiedyś z braku... Teraz zawalona jestem antykiem i kryminałami i zanim się spod tej sterty wygrzebie, to mnie chyba zima zastanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No właśnie ta telewizyjna wersja jest bardzo uproszczona i zniekształcona, trzymając książkę w ręku można poczuć, że ma się do czynienia z Literaturą. A zima też jest dobrą porą na taką lekturę, czemu nie :)
UsuńNigdy przez to nie przebrnąłem ale może byłem za stary kiedy kiedy sięgnąłem po raz pierwszy po Kiplinga, zobaczymy czy mój synek na mu szansę :-)
OdpowiedzUsuńSpróbować zawsze warto, a z takimi ilustracjami nietrudno przykuć uwagę dziecka :)
UsuńSwoją drogą ja też teraz czytałam po raz pierwszy i mi się podobało :)