Jose
Carlos Somoza, Namalowane okno
Wydawnictwo
MUZA, seria Salsa
Nazwisko
hiszpańskiego (choć urodzonego na Kubie) pisarza od dawna widniało
na mojej liście „must read“. Podczas ostatniej wizyty w
bibliotece zupełnie przypadkiem rzuciło mi się w oczy Namalowane
okno, więc po swojemu – nie zastanawiając się, bardzo pobieżnie
zaznajomiłam się z opisem na okładce – chwyciłam i poleciałam
dalej. Często w ten sposób trafiam na świetne książki :) Tak też
było i tym razem.
Głównym
bohaterem Namalowanego okna jest czterdziestoczteroletni Javier, mąż
i ojciec zafascynowany kinem i kolekcjonujący fotografie Judie
Foster. Pewnego dnia zaciekawiony podejrzaną raczej niż podsłuchaną w sklepie rozmową
postanawia zabawić się w detektywa i – po nitce do kłębka –
trafia do filmoteki Soledad [Samotność]: niewielkiego, ale zupełnie
wyjątkowego kina. Tam zawrze nowe znajomości i odkryje całkiem
nowy świat: kuszący świat innej rzeczywistości. Kuszący coraz
bardziej w miarę narastania problemów rodzinnych, choć początkowo
Javier całkiem trzeźwo ocenia wielogodzinne seanse
(ograniczające się do jednego wybranego filmu) jako chore i
dziwaczne. Trudno powiedzieć, w którym momencie postawił jeden
krok za dużo...
Ciekawy
jest już sam pomysł na książkę. Oczywiście uciekanie w
wirtualną rzeczywistość czy świat wyobraźni nie jest niczym odkrywczym – nawet jeśli pominiemy powszechny dziś
problem uzależnienia od internetu, pozostają jeszcze klasyczne
teksty, jak choćby Niekończąca się opowieść. Ale autor
potraktował to balansowanie między jedną a drugą rzeczywistością
bardzo dosłownie. Początkowo obydwie są wyraźnie od siebie
oddzielone, filmy to po prostu hobby, odskocznia od codzienności –
dopiero z czasem spojrzenie bohatera (który jest jednocześnie
narratorem) się zmienia, a świat filmowy stopniowo przenika do
realnego: najpierw za sprawą zwykłych skojarzeń, nasuwających się
Javierowi porównań, później poprzez charakterystyczny sposób
patrzenia: ujmowanie rzeczywistości w stop-klatki, aż do zupełnego
odsunięcia się za niewidzialną szybę. W pewnym momencie bezradny
mężczyzna siedzi przy łóżku swojego chorego dziecka i wyznaje: Potrzebuję narratora. Narratora, który widząc moimi oczami,
opowiedziałby mi mego syna. Bez pośrednictwa nie jest już w
stanie odbierać rzeczywistości. Somoza starannie śledzi wszystkie
te etapy, dzięki czemu przemiana głównego bohatera jest wiarygodna
i nawet do pewnego stopnia zrozumiała – choć z drugiej strony do
samego końca może dziwić.
Fabuła
toczy się dwutorowo, rozdziały dotyczące szarej codzienności
przeplatają się z „fascynującą historią“, głównym tematem
opowieści. Zadziwiające, jak kontrastowy jest sposób mówienia
narratora w tych dwóch przypadkach: za każdym razem wracając do
wątku filmoteki i przyjaciół-kinomanów ożywia się, tryska
entuzjazmem (nawet trącącym nieco sztucznością) i – co
znamienne – jest przekonany, że czytelnika tak samo ten świat
fascynuje i tak samo ten rzeczywisty nudzi (podczas gdy ja z
niecierpliwością czekałam, by dowiedzieć się, jak potoczy się
jego prawdziwe życie): Jednakże zdecydowanie najważniejsza ze
wszystkiego jest nadal moja opowieść. Bez wątpienia właśnie ona
interesuje państwa najbardziej. Bo podczas gdy historyjki,
które dzień po dniu urozmaicają pospolitą egzystencję
śmiertelników, niewiele się od siebie różnią, jego opowieść
wydaje mu się zabawna, emocjonująca i oryginalna. I im
bardziej rzeczywistość przytłacza bohatera, tym
chętniej i radośniej rzuca się w wir swojej filmowej przygody, z
większym ożywieniem opowiada o życiu „po drugiej stronie okna“,
choć jeszcze nie pojmuje, co ono znaczy.
Choć
to Javier jest najważniejszy, autor nie zaniedbał pozostałych
postaci: ciekawą postacią jest żona bohatera, ciekawa jest jego relacja z synem. Intrygujący są
też przyjaciele z filmoteki. Tworzą niemal coś w rodzaju sekty, i
choć przez większość czasu każdy z nich jest w stanie dostrzec i ocenić
upadek kolegów, jest świadkiem ich pogrążania się w
szaleństwie – nie potrafi zawrócić z tej samej drogi, gdy
jeszcze nie jest za późno. Może od początku było?
Przez pierwsze kilka rozdziałów irytował mnie trochę sposób opowiadania narratora: za bardzo
starał się mnie przekonać, że jego historia jest ciekawa,
wyjątkowa, emocjonująca, za bardzo chciał wywołać dreszczyk
emocji – choć z czasem okazuje się, że to tylko gra Somozy, bo
bohater jest już niezdolny do trzeźwej oceny sytuacji, a słowa
padające z jego ust potwierdzają obłąkańczą fascynację szklanym ekranem.
Pierwsze strony przywodzą na myśl powieść szpiegowską, jednak
książka jest zbyt przegadana, by utrzymać napięcie: Javier
rozważa nie tylko to, co się wydarzyło, ale też to, co
nigdy nie miało miejsca i co jeszcze mogło się stać. Całość
mogłaby okazać się błaha i schematyczna, gdyby nie to, że autor
naprawdę świetnie i świadomie operuje stylem: podczas gdy
entuzjazm Javiera może się wydawać sztuczny i przerysowany, jego
ból odczuwany na żywo jest przejmujący i jak najbardziej szczery –
tu już nie ma przerośniętego uśmiechu ani zbyt głośnych
okrzyków zdumienia czy fascynacji. Tu jest tylko cierpiący
mężczyzna w średnim wieku, którego życie się rozsypuje.
Kontrast pomiędzy rozdziałami jest więc jak najbardziej zamierzony
i jest ważną częścią obrazu, jaki przedstawia nam Somoza.
Powieść
mówi akurat o uzależnieniu od kina, ale jej przekaz jest o wiele
bardziej uniwersalny: to świetne studium psychologiczne człowieka,
który poddaje się pokusie ucieczki od rzeczywistości w jakikolwiek
sposób. Portret ludzi obłąkanych, zniewolonych. Książka
oryginalna i dobrze napisana, choć pokręcona. Niedługa. Warta
przeczytania.
Moja
ocena: 7/10.
Świetne studium psychologiczne człowieka? Więc idealna lektura dla mnie :-)
OdpowiedzUsuńW takim razie polecam :)
UsuńBardzo lubię Somozę, szczególnie za "Klarę i półmrok". Mam w planach "Namalowane okno", lubię pokręcone książki.
OdpowiedzUsuńJa pewnie sięgnę po coś jeszcze, bo to było moje pierwsze spotkanie z Somozą :)
UsuńBrzmi ciekawie. Chętnie przeczytam, bo dziś łatwo o taką ucieczkę od rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńTo musisz szybko czytać, bo zaraz trzeba oddać do biblioteki :*
Usuń